Poranek w Londynie dość słoneczny. Wstałam ok. 10. Odbyłam
poranną toaletę, spięłam włosy w byle jaką kitkę i ubrałam szare dresy, i
fioletową luźną bluzkę. Z Taylor umówiłam się dopiero na 13, zresztą miała do mnie przyjść, więc nie
musiałam się spieszyć. Zajrzałam do lodówki. Wzięłam resztę mleka i wlałam do
miseczki. Wsypałam sobie czekoladowych płatków i zostawiłam na chwilę w kuchni.
W tym czasie zajrzałam, czy za drzwiami nie leży świeża gazeta. Miałam dobre
przeczucie, chwyciłam ją do ręki. Wzięłam miseczkę z płatkami, gazetę i
usiadłam wygodnie na kanapie. Włączyłam program muzyczny i pogrążyłam się w
czytaniu czasopisma. Widziałam parę ofert pracy, ale nawet nie próbowałam
dzwonić, bo wiedziałam, że to nie praca dla mnie. Spokojnie odłożyłam gazetę na
stolik, odniosłam brudne naczynia do zmywarki i poszłam trochę ogarnąć
sypialnię. Postanowiłam odświeżyć łazienkę, lecz przerwał mi dzwonek telefonu.
Ja: Słucham.
Liam: Cześć kochanie, jak się spało? Mam nadzieję, że Cię
nie obudziłem? – zaśmiał się do słuchawki.
Ja: Hej! – krzyknęłam do telefonu – Dobrze. – mimowolnie się
uśmiechnęłam.
Liam: Co robisz?
Ja: Właśnie zaczęłam porządkować mieszkanie. A wy?
Liam: Idziemy zaraz na podpisywanie płyt. A jak tam
poszukiwanie pracy?
Ja: Marnie. Wczoraj znalazłam parę ogłoszeń, ale albo już
nieaktualne, albo wyższe wykształcenie itd. Także na razie nie wygląda to
dobrze.
Liam: No trudno. Wiesz… zawsze możesz zamieszkać z nami.
Albo wynajmiemy mieszkanie tylko dla nas. – powiedział entuzjastycznie.
Ja: Kochanie, doceniam twoje chęci, ale na razie muszę
szukać. Trzymaj kciuki!
Liam: Ok! Liz, muszę kończyć, bo zaraz wysiadamy. Trzymaj
się, paa!
Ja: Powodzenia skarbie. Paa. – rozłączyłam się.
Dokończyłam porządkować szafkę i umyłam podłogę. Została mi
jakaś godzina do przyjścia Tay, więc szybko wskoczyłam pod prysznic. Następnie
umalowałam się, zrobiłam wysoko kitkę, zostawiając grzywkę. Ubrałam
jednokolorową (pudrowy róż) bluzkę z ¾ rękawkiem i czarne, materiałowe spodnie
z odstającymi kieszeniami, do tego czarne koturny. Po chwili zjawiła się
Taylor.
- To co, idziemy? – otworzyła z uśmiechem drzwi.
- Jasne. – odwzajemniłam uśmiech.
Zabrałam kurtkę, torebkę i wyszłyśmy. Poszłyśmy odwiedzić
Amy. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze na kawę do Sturbucks’a. Około 14:20 byłyśmy
już w ośrodku. Zauważyłam, że Amy nie ma tam gdzie zwykle przesiadywała. Opiekunka
objaśniła mi jaka jest sytuacja aktualnie na terenie budynku, mianowicie panuje
grypa, a mała z powodu swojej choroby nie może być narażana dodatkowo na większe
osłabienie swojego organizmu, dlatego głównie przebywa w swoim pokoju. Jednak
poinformowano nas, że musimy poczekać na razie z odwiedzinami, bo jest u niej
lekarz. Po chwili doktor opuścił jej pokój. Od razu próbowałam się dowiedzieć
czegoś o zdrowiu Amy. Jednak na marne, bo powiedział, że takich informacji może
udzielić tylko wtedy, gdy będę w obecności prawnej opiekunki dziecka i jeśli
wyrazi ona na to pozwolenie. Tak więc podążyłam wraz z nim do dyrektorki, a
Taylor poszła już do pokoju przywitać się z małą. Dyrektorka oczywiście
zgodziła się, abym uczestniczyła w tej rozmowie. Zadawałam różne pytania, wiele ich było, na każde miał
odpowiedź, ale jednym go zagięłam.
- Panie doktorze, jeśli uzbieram pełną kwotę na szczepionkę,
to jest 100% pewność, że organizm Amy przyjmie ją prawidłowo? – widziałam
zakłopotanie w jego oczach – Czy mogę mieć pewność, że nic jej się nie stanie
po podaniu leku?!
- Pani Bailey spokojnie. – zaczął – Będziemy robili co w
naszej mocy, żeby Amy wyzdrowiała, ale nie mamy wpływu na to, jak zareaguje jej
organizm na nową substancję.
- Czyli jednak! – nerwowo podniosłam się z krzesła i
podeszłam do okna.
- Musimy być dobrej myśli. – wtrąciła opiekunka.
- Ale gwarancji nie ma. – mruknęłam.
- Niech pani mnie uważne posłucha. Niepowodzenie tego zabiegu
jest jak 1 na milion. Szansa na lepsze życie Amy jest naprawdę wielka. Proszę
się nie obawiać.
- A co jeśli Amy będzie tą jedną osobą?! – odwróciłam się do
nich.
- Ale..
- Co jeśli jej organizm nie zaakceptuje leku?!
- Ale proszę, niech pani popatrzy na to z innej perspektywy!
Zabieg może się udać, a wtedy będzie można jej podawać leki, które będą jej
pomagały w lepszym funkcjonowaniu.
- Pani Bailey, proszę, niech się pani uspokoi. – dyrektorka
podała mi wodę.
- Ile pieniędzy już pani uzbierała? – zapytał doktor.
- Mało. – odburknęłam.
- Mało tzn. ile?- ponowił pytanie.
- Mam ok. 10 tys. funtów.
- To już coś.- powiedział optymistycznie.
- Dziękuję za wszystkie informacje.– dopiłam wodę i wyszłam.
Kiedy weszłam, mała od razu uwiesiła mi się na szyi.
Postanowiłam nie okazywać jej swojego zdenerwowania i w spokoju pobawiłyśmy się
we trójkę. Rysowałyśmy, śpiewałyśmy piosenki, tańczyłyśmy i inne. Potem
zawołano Amy na kolację, co znaczyło, że musiałyśmy się już zbierać. Po pożegnaniu
się z małą postanowiłyśmy, że wybierzemy się jeszcze do galerii, trochę
pochodzimy po sklepach, bo powoli się zbliża jesień i trzeba byłoby się zaopatrzyć
w jakąś cieplejszą kurtkę. Tak jak mówiłyśmy, tak też zrobiłyśmy. Z zakupami
wstąpiłyśmy do Starbucks’a i zamówiłyśmy po kawie na wynos. W drodze,
opowiedziałam Tay, co lekarz sądzi o stanie Amy. Odprowadziłam ją pod jej
mieszkanie i poszłam do siebie.
…
Poszłam się wykąpać. Założyłam piżamę i cieplutkie kapcie.
Zrobiłam sobie gofra z dżemem, zasiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam
laptopa. Weszłam na twittera, żeby zobaczyć, czy są chłopaki, albo czy byli i
cos wstawili. Weszłam na profil Liama i zobaczyłam zdjęcie moje i jego, w
parku. Nasze pierwsze wspólne zdj. Uśmiechnęłam się pod nosem, a gdy zjechałam
w dół, widniał opis: <I miss you so much! Love u Liz xxx>. Pod tym zdjęciem
tysiące komentarzy, takich jak: <jak słodko razem wyglądacie!> albo <
Liz jesteś szczęściarą!> coś takiego także się pojawiało: < Jesteście
idealni.> i takie tam. Miło mi się zrobiło. Weszłam na swój profil, a to co
zauważyłam odebrało mi powietrza. Miałam 100tys. followersów. Następnie weszłam
na jakieś strony plotkarskie. Tam także widniało moje zdjęcie. Ktoś z
papparazzich musiał mnie uchwycić podczas zakupów z Taylor. Zaśmiałam się, bo
bo jak na razie mnie to rozbawia. Weszłam na Skype’a, może chociaż tam zastanę
mojego chłopaka. Na moje szczęście był! Od razu się z nim połączyłam. Gdy go
zobaczyłam, serce zaczęło mocniej bić, a na mojej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Na jego zresztą też.
- Cześć Kochanie!! – krzyknęłam.
- Hej skarbie. – powitał mnie radośnie.
- W końcu! Cały dzień czekałam na ciebie.
- No właśnie! Próbowałem się do Ciebie dodzwonić, ale nie
odbierałaś.
- Jak to? Dzwoniłeś?! – zrobiłam podejrzliwą minę – Poczekaj
chwilę. – odłożyłam laptopa i poszłam po torebkę. Chwyciłam telefon.
- Przepraszam kochanie, ale rozładował mi się.
- Martwiłem się trochę. – zrobił słodkie oczka.
- Mam nadzieję. – zaśmiałam się. - To już się nie powtórzy.
– uśmiechnęłam się.
- No mam nadzieję. – puścił mi oczko.
- Co tam u was? – zapytałam.
- Jutro mamy koncert, po jutrze jeszcze chwila dla fanów i
za dwa dni się widzimy! – rzekł uradowany.
Zaczęłam piszczeć do kamerki.
- A Amy jak się trzyma?
- Dzisiaj byłyśmy u niej z Taylor. Był u niej także lekarz.
– trochę posmutniałam.
- Coś się stało?! – zmartwił się.
- Nie! Nie, nic się nie stało, tylko … Rozmawiałam z nim o
zabiegu, przy którym podadzą jej tą szczepionkę.
- Co z nim?
- Nikt nie może mi potwierdzić, że po podaniu jej tego leku
jej organizm tego nie odrzuci, że nie będzie żadnych powikłań.
- Liz… Zawsze jest jakiś procent, że coś nie pójdzie po
dobrej myśli. Najpierw musimy zdobyć pieniądze, potem będziemy działać, dobrze?
- Mhmm.
- Jakoś mało przekonująco się zgodziłaś.
- No bo Liam, ja się cholernie boję!
- Skarbie wiem. Ja też. Ale przejdziemy przez to razem.
Słyszysz?
- Okej, okej.
- No już lepiej. – uśmiechnął się. – A jak mała się czuje?
- Różnie, teraz musi siedzieć w pokoju, bo w ośrodku panuje
grypa i chcą ją uchronić.
- Chociaż to mogą dla niej zrobić. – mruknął – Kochanie
przepraszam ię , ale jestem bardzo zmęczony. Musze się położyć, bo zaraz zasnę
na siedząco. – ziewnął.
- No widzę właśnie. – zaśmiałam się – Idź spać, idź.
- Nie wiem, czy jutro dam radę się odezwać.
- Spokojnie Liam, przecież rozumiem.
- Dziękuję. Dobranoc. Kocham Cię Liz. – uśmiechnął się na
pożegnanie.
- Ja też Cię kocham. – odwzajemniłam uśmiech i rozłączyłam
się.
Spojrzałam na godzinę. Było po 23. Wyłączyłam laptopa,
napiłam się soku i położyłam się spać.
_________________________________________________________________________________
Cześć
Directioners! Jeeej! W końcu ujrzałyśmy te nieszczęsne 15 komentarzy. Cieszymy
się ogromnie, że (poniekąd) zależy Wam na naszym opowiadaniu. Dzięki tym
komentarzom KONTYNUUJEMY BLOGA.
Stąd też ten dzisiejszy wpis - kolejny rozdział. Cieszymy się, że komuś chce
się czytać nasze wypociny. Od razu mówimy, że od teraz nie wymagamy od Was
konkretnej ilości komentarzy. Nie będziemy nalegać, aczkolwiek fajnie czasem
poczytać coś miłego pod postami. Następny pojawi się w okolicach przyszłego
weekendu.:)
No a tak
przy okazji. SŁYSZAŁYŚCIE NOWĄ PIOSENKĘ CHŁOPAKÓW - LITTLE - THINGS ?! Głupie
pytanie.. na pewno słyszałyście. My się tak zachwycamy tymi klimatami, tymi
głosami.. Wszystko idealne.. A wy jak sądzicie?
Bye, Directioners
xoxo