Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

31 października 2012

Rozdział 25


Poranek w Londynie dość słoneczny. Wstałam ok. 10. Odbyłam poranną toaletę, spięłam włosy w byle jaką kitkę i ubrałam szare dresy, i fioletową luźną bluzkę. Z Taylor umówiłam się dopiero na  13, zresztą miała do mnie przyjść, więc nie musiałam się spieszyć. Zajrzałam do lodówki. Wzięłam resztę mleka i wlałam do miseczki. Wsypałam sobie czekoladowych płatków i zostawiłam na chwilę w kuchni. W tym czasie zajrzałam, czy za drzwiami nie leży świeża gazeta. Miałam dobre przeczucie, chwyciłam ją do ręki. Wzięłam miseczkę z płatkami, gazetę i usiadłam wygodnie na kanapie. Włączyłam program muzyczny i pogrążyłam się w czytaniu czasopisma. Widziałam parę ofert pracy, ale nawet nie próbowałam dzwonić, bo wiedziałam, że to nie praca dla mnie. Spokojnie odłożyłam gazetę na stolik, odniosłam brudne naczynia do zmywarki i poszłam trochę ogarnąć sypialnię. Postanowiłam odświeżyć łazienkę, lecz przerwał mi dzwonek telefonu.
Ja: Słucham.
Liam: Cześć kochanie, jak się spało? Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem? – zaśmiał się do słuchawki.
Ja: Hej! – krzyknęłam do telefonu – Dobrze. – mimowolnie się uśmiechnęłam.
Liam: Co robisz?
Ja: Właśnie zaczęłam porządkować mieszkanie. A wy?
Liam: Idziemy zaraz na podpisywanie płyt. A jak tam poszukiwanie pracy?
Ja: Marnie. Wczoraj znalazłam parę ogłoszeń, ale albo już nieaktualne, albo wyższe wykształcenie itd. Także na razie nie wygląda to dobrze.
Liam: No trudno. Wiesz… zawsze możesz zamieszkać z nami. Albo wynajmiemy mieszkanie tylko dla nas. – powiedział entuzjastycznie.
Ja: Kochanie, doceniam twoje chęci, ale na razie muszę szukać. Trzymaj kciuki!
Liam: Ok! Liz, muszę kończyć, bo zaraz wysiadamy. Trzymaj się, paa!
Ja: Powodzenia skarbie. Paa. – rozłączyłam się.
Dokończyłam porządkować szafkę i umyłam podłogę. Została mi jakaś godzina do przyjścia Tay, więc szybko wskoczyłam pod prysznic. Następnie umalowałam się, zrobiłam wysoko kitkę, zostawiając grzywkę. Ubrałam jednokolorową (pudrowy róż) bluzkę z ¾ rękawkiem i czarne, materiałowe spodnie z odstającymi kieszeniami, do tego czarne koturny. Po chwili zjawiła się Taylor.
- To co, idziemy? – otworzyła z uśmiechem drzwi.
- Jasne. – odwzajemniłam uśmiech.
Zabrałam kurtkę, torebkę i wyszłyśmy. Poszłyśmy odwiedzić Amy. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze na kawę do Sturbucks’a. Około 14:20 byłyśmy już w ośrodku. Zauważyłam, że Amy nie ma tam gdzie zwykle przesiadywała. Opiekunka objaśniła mi jaka jest sytuacja aktualnie na terenie budynku, mianowicie panuje grypa, a mała z powodu swojej choroby nie może być narażana dodatkowo na większe osłabienie swojego organizmu, dlatego głównie przebywa w swoim pokoju. Jednak poinformowano nas, że musimy poczekać na razie z odwiedzinami, bo jest u niej lekarz. Po chwili doktor opuścił jej pokój. Od razu próbowałam się dowiedzieć czegoś o zdrowiu Amy. Jednak na marne, bo powiedział, że takich informacji może udzielić tylko wtedy, gdy będę w obecności prawnej opiekunki dziecka i jeśli wyrazi ona na to pozwolenie. Tak więc podążyłam wraz z nim do dyrektorki, a Taylor poszła już do pokoju przywitać się z małą. Dyrektorka oczywiście zgodziła się, abym uczestniczyła w tej rozmowie. Zadawałam różne  pytania, wiele ich było, na każde miał odpowiedź, ale jednym go zagięłam.
- Panie doktorze, jeśli uzbieram pełną kwotę na szczepionkę, to jest 100% pewność, że organizm Amy przyjmie ją prawidłowo? – widziałam zakłopotanie w jego oczach – Czy mogę mieć pewność, że nic jej się nie stanie po podaniu leku?!
- Pani Bailey spokojnie. – zaczął – Będziemy robili co w naszej mocy, żeby Amy wyzdrowiała, ale nie mamy wpływu na to, jak zareaguje jej organizm na nową substancję.
- Czyli jednak! – nerwowo podniosłam się z krzesła i podeszłam do okna.
- Musimy być dobrej myśli. – wtrąciła opiekunka.
- Ale gwarancji nie ma. – mruknęłam.
- Niech pani mnie uważne posłucha. Niepowodzenie tego zabiegu jest jak 1 na milion. Szansa na lepsze życie Amy jest naprawdę wielka. Proszę się nie obawiać.
- A co jeśli Amy będzie tą jedną osobą?! – odwróciłam się do nich.
- Ale..
- Co jeśli jej organizm nie zaakceptuje leku?!
- Ale proszę, niech pani popatrzy na to z innej perspektywy! Zabieg może się udać, a wtedy będzie można jej podawać leki, które będą jej pomagały w  lepszym funkcjonowaniu.
- Pani Bailey, proszę, niech się pani uspokoi. – dyrektorka podała mi wodę.
- Ile pieniędzy już pani uzbierała? – zapytał doktor.
- Mało. – odburknęłam.
- Mało tzn. ile?- ponowił pytanie.
- Mam ok. 10 tys. funtów.
- To już coś.- powiedział optymistycznie.
- Dziękuję za wszystkie informacje.– dopiłam wodę i wyszłam.
Kiedy weszłam, mała od razu uwiesiła mi się na szyi. Postanowiłam nie okazywać jej swojego zdenerwowania i w spokoju pobawiłyśmy się we trójkę. Rysowałyśmy, śpiewałyśmy piosenki, tańczyłyśmy i inne. Potem zawołano Amy na kolację, co znaczyło, że musiałyśmy się już zbierać. Po pożegnaniu się z małą postanowiłyśmy, że wybierzemy się jeszcze do galerii, trochę pochodzimy po sklepach, bo powoli się zbliża jesień i trzeba byłoby się zaopatrzyć w jakąś cieplejszą kurtkę. Tak jak mówiłyśmy, tak też zrobiłyśmy. Z zakupami wstąpiłyśmy do Starbucks’a i zamówiłyśmy po kawie na wynos. W drodze, opowiedziałam Tay, co lekarz sądzi o stanie Amy. Odprowadziłam ją pod jej mieszkanie i poszłam do siebie.
Poszłam się wykąpać. Założyłam piżamę i cieplutkie kapcie. Zrobiłam sobie gofra z dżemem, zasiadłam wygodnie na kanapie i włączyłam laptopa. Weszłam na twittera, żeby zobaczyć, czy są chłopaki, albo czy byli i cos wstawili. Weszłam na profil Liama i zobaczyłam zdjęcie moje i jego, w parku. Nasze pierwsze wspólne zdj. Uśmiechnęłam się pod nosem, a gdy zjechałam w dół, widniał opis: <I miss you so much! Love u Liz xxx>. Pod tym zdjęciem tysiące komentarzy, takich jak: <jak słodko razem wyglądacie!> albo < Liz jesteś szczęściarą!> coś takiego także się pojawiało: < Jesteście idealni.> i takie tam. Miło mi się zrobiło. Weszłam na swój profil, a to co zauważyłam odebrało mi powietrza. Miałam 100tys. followersów. Następnie weszłam na jakieś strony plotkarskie. Tam także widniało moje zdjęcie. Ktoś z papparazzich musiał mnie uchwycić podczas zakupów z Taylor. Zaśmiałam się, bo bo jak na razie mnie to rozbawia. Weszłam na Skype’a, może chociaż tam zastanę mojego chłopaka. Na moje szczęście był! Od razu się z nim połączyłam. Gdy go zobaczyłam, serce zaczęło mocniej bić, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Na jego zresztą też.
- Cześć Kochanie!! – krzyknęłam.
- Hej skarbie. – powitał mnie radośnie.
- W końcu! Cały dzień czekałam na ciebie.
- No właśnie! Próbowałem się do Ciebie dodzwonić, ale nie odbierałaś.
- Jak to? Dzwoniłeś?! – zrobiłam podejrzliwą minę – Poczekaj chwilę. – odłożyłam laptopa i poszłam po torebkę. Chwyciłam telefon.
- Przepraszam kochanie, ale rozładował mi się.
- Martwiłem się trochę. – zrobił słodkie oczka.
- Mam nadzieję. – zaśmiałam się. - To już się nie powtórzy. – uśmiechnęłam się.
- No mam nadzieję. – puścił mi oczko.
- Co tam u was? – zapytałam.
- Jutro mamy koncert, po jutrze jeszcze chwila dla fanów i za dwa dni się widzimy! – rzekł uradowany.
Zaczęłam piszczeć do kamerki.
- A Amy jak się trzyma?
- Dzisiaj byłyśmy u niej z Taylor. Był u niej także lekarz. – trochę posmutniałam.
- Coś się stało?! – zmartwił się.
- Nie! Nie, nic się nie stało, tylko … Rozmawiałam z nim o zabiegu, przy którym podadzą jej tą szczepionkę.
- Co z nim?
- Nikt nie może mi potwierdzić, że po podaniu jej tego leku jej organizm tego nie odrzuci, że nie będzie żadnych powikłań.
- Liz… Zawsze jest jakiś procent, że coś nie pójdzie po dobrej myśli. Najpierw musimy zdobyć pieniądze, potem będziemy działać, dobrze?
- Mhmm.
- Jakoś mało przekonująco się zgodziłaś.
- No bo Liam, ja się cholernie boję!
- Skarbie wiem. Ja też. Ale przejdziemy przez to razem. Słyszysz?
- Okej, okej.
- No już lepiej. – uśmiechnął się. – A jak mała się czuje?
- Różnie, teraz musi siedzieć w pokoju, bo w ośrodku panuje grypa i chcą ją uchronić.
- Chociaż to mogą dla niej zrobić. – mruknął – Kochanie przepraszam ię , ale jestem bardzo zmęczony. Musze się położyć, bo zaraz zasnę na siedząco. – ziewnął.
- No widzę właśnie. – zaśmiałam się – Idź spać, idź.
- Nie wiem, czy jutro dam radę się odezwać.
- Spokojnie Liam, przecież rozumiem.
- Dziękuję. Dobranoc. Kocham Cię Liz. – uśmiechnął się na pożegnanie.
- Ja też Cię kocham. – odwzajemniłam uśmiech i rozłączyłam się.
Spojrzałam na godzinę. Było po 23. Wyłączyłam laptopa, napiłam się soku i położyłam się spać.

_________________________________________________________________________________

Cześć Directioners! Jeeej! W końcu ujrzałyśmy te nieszczęsne 15 komentarzy. Cieszymy się ogromnie, że (poniekąd) zależy Wam na naszym opowiadaniu. Dzięki tym komentarzom KONTYNUUJEMY  BLOGA. Stąd też ten dzisiejszy wpis - kolejny rozdział. Cieszymy się, że komuś chce się czytać nasze wypociny. Od razu mówimy, że od teraz nie wymagamy od Was konkretnej ilości komentarzy. Nie będziemy nalegać, aczkolwiek fajnie czasem poczytać coś miłego pod postami. Następny pojawi się w okolicach przyszłego weekendu.:)
No a tak przy okazji. SŁYSZAŁYŚCIE NOWĄ PIOSENKĘ CHŁOPAKÓW - LITTLE - THINGS ?! Głupie pytanie.. na pewno słyszałyście. My się tak zachwycamy tymi klimatami, tymi głosami.. Wszystko idealne.. A wy jak sądzicie? 
Bye, Directioners
xoxo

14 października 2012

Rozdział 24


Budzik zadzwonił o 2:50. Zaspana wyłączyłam go i próbowałam obudzić śpiącego królewicz, ale się nie dało po dobroci, więc musiałam sięgnąć po drastyczniejsze środki. Wstałam i zrzuciłam mu kołdrę na podłogę, po czym zaczęłam skakać na łóżku. Coś mamrotał pod nosem, ale większego kontaktu nie mogłam z nim złapać. Tak więc krzyknęłam, że ma 10 min na dojazd do lotniska. Jak się zerwał zaczął biegać po pokoju, miałam z niego świetny ubaw.
- Liz, dlaczego jeszcze nie jesteś gotowa?! – krzyczał z łazienki.
- Kochanie masz jeszcze 40 min do przyjazdu Paula. – wybuchłam śmiechem.
- Żartujesz sobie ze mnie? – wychylił głowę zza drzwi łazienki.
- Nie, mówię serio. Gdybym nie skłamała, to pewnie byś nie wstał. – śmiałam się dalej.
- Ty małpo! – opryskał mnie wodą.
- Ei ei! Bo nie pojadę z tobą! – zagroziłam teatralnie.
- Oj kochanie, oboje wiemy, że pojedziesz. – uśmiechnął się pod nosem zamykając za sobą drzwi.
- No dobra, wygrałeś. – westchnęłam i zaczęłam ogarniać pokój. Po chwili Liam wyszedł, a ja po nim zajęłam łazienkę. Szybko się umyłam, lekko pomalowałam, włosy spięłam w szybkiego koka. Włożyłam na siebie piaskowe rurki, czarną bokserkę, długi piaskowy sweterek, do tego czarne koturny. Poszliśmy na dół do kuchni, gdzie wszyscy się zbierali. Niall robił sobie kanapki, Zayn siedział razem z Louisem i Taylor przy stole popijając kawę, a Harry kończył śniadanie. Wszyscy byli w dobrym humorze.
- Cześć wszystkim! – krzyknęliśmy wchodząc do pomieszczenia. Przywitałam wszystkich buziakiem w policzek.
- Jak tam samopoczucie przed trasą? – zapytał Liam podchodząc do szafki ze szklankami.
- Nijak. – mruknął Harry.
- Jeju, ogarnijcie. Już od 10 min zrzędzicie, że nie chce Wam się jechać w ta trasę, ale pomyślcie o tym, jaką niesamowita radość dacie swoim fanom. Przecież to dzięki nim tak naprawdę jeszcze istniejecie! Doceńcie to. Ruszajcie tyłek w kroki i naprzód! To tylko kilkanaście dni, dacie radę. – Taylor powiedziała wstając i udając się do łazienki.
- Taylor ma racje. Możecie spełnić największe marzenie iluś ludziom. – poparłam Taylor zaparzając herbaty.
- W sumie… - zastanowił się Zayn. Lou się nie odzywał tylko siedział zamyślony i pił swoją kawę.
- No i tak trzymać! – poklepałam Zayna po plecach. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
- Dobra radze się zbierać, bo za chwilę Paul będzie. – ocknął się Lou. W tym samym czasie Tay do nas dołączyła.
- Co?! No nie! Nie zdążę sobie kanapek na podróż zrobić! – protestował Niall z pełną buzią.
- Dobra żarłoku, ty idź na górę po rzeczy, a ja ci uszykuje to jedzenie. – zaśmiałam się.
- Oo dzięki Liz. Jesteś nieoceniona! – wyszczerzył się.
- Podziękuj buziakiem. – nadstawiłam policzek.
- Nie gniewaj się Liz, ale nie chce mieć podbitego oka na koncercie. Jakoś inaczej się odwdzięczę, ok.? – wydawał się być zakłopotany.
- Masz racje Niall. Jakbym widział, że dajesz buziaka mojej dziewczynie to chyba bym nie ręczył za siebie. – zaśmiał się Liam na co wszyscy wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
Chłopaki znieśli swoje rzeczy a ja właśnie kończyłam robienie jedzenia Niallerowi.
- Horan, nie zapomnij! – wskazałam palcem na blat w kuchni.
- Ależ jakbym śmiał! – wykrzyczał i niemal pobiegł po uszykowane kanapki. Widzieliśmy jak Paul podjeżdża pod dom, więc wyszliśmy już na zewnątrz.
Na lotnisko zdążyliśmy w sam raz, a to dlatego, że musieliśmy się wracać w Polowie drogi, bo Harremu zapomniało się, że zostawił szczotkę do włosów. Tak więc szybko wbiegliśmy na lotnisko. Chłopcy przebyli odprawę i nadszedł czas na pożegnanie. Paul i inna załoga zabrali walizki chłopaków, a my staliśmy chwilę w bezruchu, patrząc się na siebie. Nikt nic nie mówił. Po chwili każdy z każdym się żegnał. Gdy przytulałam się z Harrym szepnął mi do ucha:
- Będę za Tobą tęsknił. – i posmutniał. Byłam trochę zdezorientowana, ale ostatecznie posłałam mu ciepły uśmiech i raz jeszcze uścisnęłam. Potem przyszedł czas na mojego miśka.
- Nie zapomnisz o mnie? – pytałam.
- Żartujesz? Jakbym mógł o takim skarbie zapomnieć, co? – spojrzał na mnie z politowaniem i mocno przytulił.
- Kocham Cię Liam. – wyznałam.
- Ja ciebie też Liz. – ujął moją twarz w swe dłonie i delikatnie, ale czule pocałował. Trwaliśmy w tym pocałunku dość długo. Po chwili reszta zespołu zaczęli wołać Liama i Louisa, aby weszli już do samolotu, bo zaraz wylatują. Ostatni raz się w niego wtuliłam i chcąc, nie chcąc do oczu napłynęły mi łzy.
- Heej, nie płacz. – uśmiechnął się słodko i pogładził kciukiem mój policzek.
- Będzie mi Ciebie brakowało, Misiaku mój. – uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Niedługo wracam. Wytrzymamy. – przytulił mnie mocno i musiał już niestety iść. Pokiwałam mu ocierając spływające łzy. Widziałam, że Taylor też było ciężko się rozstać z Louisem. Dobrze, ze miałyśmy wtedy siebie.
Po rozstaniu z chłopakami poczekałyśmy aż do ich odlotu. Gdy startowali dostałam sms'a od Liam'a : „Już tęsknię księżniczko xxx”. Uśmiechnęłam się pod nosem, przy tym odpisując mu: „Ja za tobą też kochanie xxx”. Potem każda udała się do swojego mieszkania. Po tych wszystkich emocjach, które rano nam towarzyszyły przebrałam się z powrotem w piżamę i zasnęłam, myśląc o tym, co teraz porabia mój książę z bajki. Nagle przebudziłam się, co było przyczyną strasznego hałasu na dworze. Spojrzałam na zegarek, dochodziła 13. Żaluzje miałam zasłonięte, więc podniosłam je trochę, aby zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. To co zobaczyłam wstrząsnęło mną niesamowicie. Szybko zasłoniłam z powrotem i usiadłam się na parapecie, opierając o poduszkę. Przed wejściem do MSC stało pełno reporterów z aparatami i Joe, który próbował ich odpędzić.
Zdziwiłam się i nie wiedziałam dlaczego tak nagle przyszli do MSC. Po chwili przypomniałam sobie, że to może chodzić o mnie i Liama.  W końcu rzadko spotyka się gwiazdę z zwykłą kelnerką. W sumie już bezrobotną… postanowiłam na razie nie ruszać się nigdzie z domu. Chociaż dzisiaj. Zgłodniałam, więc udałam się do kuchni i zrobiłam sobie naleśniki z serem. Konsumowałam je przełączając kanały w telewizji. Jak zwykle leciały jakieś nieśmieszne komedie, które bez mojej drugiej połówki nie miały w ogóle za grosz humoru. A może to ja go po prostu nie mam? Mało ważne. W końcu zdecydowałam się na VIVĘ. Odłożyłam talerz do zmywarki i sztućce. Umyłam ręce i wróciłam na kanapę. Weszłam najpierw na Facebooka potem TT. Nic ciekawego się nie działo, chłopaków też nie było, więc po prostu zaczęłam szperać w ogłoszeniach o pracę. Parę ciekawych ofert widziałam i pozaznaczałam, ale kiedy dzwoniłam by się zorientować co i jak, wszystkie albo już nieaktualne, albo musi być wyższe wykształcenie i takie tam.  Wzięłam jakąś wczorajszą gazetę, ale tam nic nie znalazłam. Zaparzyłam sobie kawę i usiadłam znowu przy oknie. Żadnego z reporterów już nie było, albo po prostu się schowali. Podciągnęłam trochę żaluzję i zaczęłam się wpatrywać w bezchmurne niebo, które powoli szarzało. Wpatrywałam się tak dłuższą chwilę, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa, od razu zerwałam się i podeszłam po telefon. Tak jak myślałam to wiadomość od Liasia. „ I jak tam? Kawa smakowała? ;)” Nie miałam pojęcia skąd on wie, że akurat piję kawę. Stanęłam jak wryta i nie wiedziałam co o tym wgl myśleć. Jednak ocknęłam się i połączyłam fakty. Na pewno któryś papparazzi mnie sfotografował jak siedziałam na parapecie z kawą. Włączyłam szybko netbooka i weszłam na pierwszą lepszą stronę. Od razu zauważyłam moją fotkę. Pod tym jakiś bezsensowny komentarz, że próbuje się przed nimi ukryć w domu itd. Same pierdoły. Stwierdziłam, że nie będę się tym przejmować, bo nie ma sensu. Spokojnie weszłam na TT i zobaczyłam, że Liam jest dostępny, tak więc zalogowałam się na skaypie i połączyłam się z nim. Rozmawialiśmy jakieś pół godziny, po czym musiał już iść na kolejną próbę. Było coś koło 18. Napisłam do Taylor czy chciałaby się jutro spotkać, bo nudno samej w domu. Chwilkę popisałyśmy gdzie, o której  się mamy spotkać i poszłam się wykąpać. Położyłam się do łóżka i wzięłam się za czytanie książki. Książka tak mnie wciągnęła, że nawet się nie spostrzegłam kiedy zasnęłam.

_________________________________________________________________________________

Cześć Wam! Długo nie dodawałyśmy. Naprawdę staramy się jak możemy, ale zazwyczaj wychodzi i tak 2 tyg.;/ No ale mamy także coś na pocieszenie. Od przyszłego rozdziału idziemy mocno pod górkę. Nasza bohaterka ukaże swoją kolejną cechę charakteru. Już się cieszymy na następny rozdział, a Wy?
TERAZ APEL DO CZYTELNIKÓW!!!
Słuchajcie! W poprzednim rozdziale prosiłyśmy o komentarze z otuchą itd. Było ich tylko 7 z czego tak naprawdę to chyba 5 dotyczyło rozdziału.
WAŻNA INFORMACJA DLA STAŁYCH CZYTELNIKÓW:
Jeśli zależy Ci na tym, aby ten blog istniał to staraj się o niego! Jeśli pod tym rozdziałem nie zobaczymy przynajmniej 15 komentarzy (w ciągu dwóch tygodni) to niestety ale ZAWIESIMY. Przykro nam, ale to nie ma sensu, jeśli my się staramy dla Was, a Wy nie potraficie krótko opisać swoich emocji dotyczących danego postu lub zwykłej minki „;)”, która oznacza Twoją obecność. Obserwujących jest 23, w tym pewnie paru lub wielu anonimów. W takim razie nie widzimy przeszkód, aby tych komentarzy pojawiło się TYLKO 15.
Dziękujemy i mamy nadzieję, że zobaczymy się po dwu tygodniowej przerwie.
Bye Directioners
xoxo