Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

31 lipca 2012

Rozdział 7



Niedzielny poranek zaczął się nawet miło (pomijając to, że i tak w niedzielę muszę pracować od 10 do 18-stej). Jak zwykle wyłączyłam budzik. Była 8:30. Miałam jeszcze sporo czasu. Za oknem świeciło słońce, a termometr wskazywał 23°C. Poszłam do łazienki umyć zęby i przebrać się w dżinsowe, jasne szorty i cienką, kremową koszule z ¾ rękawem. Ułożyłam moje naturalnie kręcone włosy i zrobiłam lekki makijaż. Podczas śniadania przyszedł sms. Była to wiadomość od Liam’a: „Dzień dobry piękna, śpisz jeszcze?”. Zrobiło mi się weselej. Odpisałam „No hej! Nie, szykuję się do pracy;/”. Kolejny sms.
Liam: Dziś też pracujesz? A w jakich godzinach?
Liz: 10:00 - 19:00
Liam: No to przyjdę Cię odwiedzić, a po pracy zabieram Cię do kina, ok.?
Liz: Ok. Trzymam za słowo. Do zobaczenia xx.
Liam: Do zobaczenia J
Od tego czasu miałam jeszcze lepszy humor. Zjadłam śniadanie i przeniosłam się do salonu. Tam chwilę oglądałam TV. Głównie muzyczną listę przebojów. Gdy się ocknęłam była już  9:40. Wyłączyłam TV, włożyłam na nogi białe trampki i zeszłam na dół. Założyłam fartuch. Zasiadłam przy barze i czekałam na klientów. O 12:00 zrobiło się tłoczno. Chodziłam w kółko od stolika, do stolika. Tak mi minęło popołudnie. Było krótko przed 17, gdy wypaliła się żarówka wisząca na ladą. Poszłam na zaplecze po zapasową, wróciłam i weszłam na ladę, by ją zmienić. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za łydki. Przestraszyłam się, źle postawiłam nogę i upadłam. Na szczęście w ramiona gościa. Moim „bohaterem” był Liam.
 - Ty potworze! Chcesz żebym zawału dostała? – udałam obrażoną.
- Przecież niż się nie stało. – postawił mnie na nogi.
- Ja to nie? Za kare zmień żarówkę!- wręczyłam mu ja do ręki – Ja  już tam nie wejdę – dodałam.
- Dobrze, dobrze tylko się już nie złość na mnie – uśmiechnął się ciepło.
Chłopak zwinnie i szybko wymienił żarówkę na nową. Usiadł na wysokim krześle przy ladzie, za którą stałam.
- Nie zapytasz mnie o zamówienie? – powiedział wpatrzony we mnie, ręką podpierając głowę.
- Co sobie pan życzy? – zapytałam obojętnie.
- Ej, długo będziesz się na mnie jeszcze dąsać? – zapytał z politowaniem.
- Podać coś panu, czy nie bo musze obsłużyć innych klientów.
- Nie, możesz kontynuować swoją pracę. – wstał z krzesła i wyszedł.
Trochę mnie to zmartwiło, bo ja się tak tylko z nim droczyłam. Mam nadzieję, że nie wziął tego na poważnie.
Dochodziła 18, ostatni klienci wyszli, a jego nadal nie było.
Wzięłam telefon do ręki w celu wyjaśnienia Liam’owi, że to wszystko było na żarty, jednak w tym samym czasie usłyszałam, że ktoś wchodzi. Na całe szczęście to był Liam.
- Dobra, mam tu 2 bilety na super komedie i nie przyjmuje odmowy, a tak w ogóle to przepraszam – pokazał ten swój cudny uśmiech.
- Przecież ja się tylko z tobą droczyłam, nie gniewam się, a do kina chętnie pójdę – uśmiechnęłam się.
W drodze do kina wstąpiliśmy do starbucks’a po kawę. Podczas filmu kilka razy zauważyłam jak zerka w moją stronę. Komedia jak najbardziej udana, ponieważ cały czas się śmiałam. W drodze do wyjścia Liam powiedział mi, że podoba mu się mój śmiech.
Na dworze padało i mocno wiało. Obydwoje byliśmy lekko ubrani.
- Nie ma sensu stać tu i czekać, aż przestanie. 15 minut stąd mieszkam. Idziemy? – zapytał.
- Chyba nie mam wyboru. – odparłam.
- No… nie masz. – zaśmiał się.
Objął mnie ramieniem i pobiegliśmy prosto do jego domu. Był strasznie duży. Gdy minęliśmy drzwi wejściowe zaczęłam się trzęść z zimna.
- Chodź pokaże ci gdzie jest łazienka. Przebierzesz się, jesteś cała zmarznięta. – powiedział ocierając dłońmi moje ramiona.
- Tylko za bardzo nie mam w co. – nic nie odpowiedział, tylko poruszył śmiesznie brwiami.
Poszliśmy na górę, zaprowadził mnie do jakiegoś dużego pokoju.
- Tu jest łazienka, masz ręcznik, dresy Niall’a i moją koszulkę – uśmiechnął się.
- Dziękuję – zniknęłam za drzwiami łazienki.
Przebrałam się i powiesiłam mokre ciuchy na kaloryferze. Wyszłam z łazienki i usiadłam na mięciutkim łóżku, czekając na Liam’a.

_________________________________________________________________________________

Heej! Od razu przepraszamy za ten ^^ rozdział. W czwartek następny, obiecujemy, że o wiele dłuższy i pojawi się już całe 1D.
W nagrodę, za te 9 kom. (łał!:D) pod zeszłym rozdziałem - KOMIKS (który dodamy jutro).
Bye, Directioners
xoxo

29 lipca 2012

Rozdział 6



Dziś w nocy nie mogłam spać. Przebudziłam się o 4 nad ranem, bo strasznie bolała mnie głowa. Poszłam po tabletkę i z powrotem położyłam się do łóżka. Przekręcałam się z boku na bok, nadal nie mogłam zasnąć. Ponownie wstałam i podeszłam do okna. Otwarłam je, usiadłam na parapecie  i wpatrywałam się w piękny Londyn. Nie wiem dlaczego przypomniałam sobie pożegnanie z Liamem. Zrobiło mi się jakoś cieplej i czułam, że ból ustaje. Chwyciłam za telefon, weszłam w listę kontaktów. Długo zastanawiałam się, czy to zrobić. Napisać do Liama, czy nie.
Po chwili usłyszałam ciche: „ Haloooooo?” Dopiero wtedy się ocknęłam. Rozłączyłam się. Za chwilę poczułam wibrujący telefon. To był Liam.
- Liz, coś się stało?
- Nie, wszystko okej.- powiedziałam niepewnie.
- To dlaczego dzwoniłaś?
- Przepraszam, ale niechcący wybrałam twój numer.
- O tej godzinie?- wydawał się być zdziwiony.
- Tak jakoś nie mogę spać. Przepraszam, że cię obudziłam.
- Nic się nie stało. Ale teraz musisz mi się jakoś odwdzięczyć.- zaśmiał się.
- Co mam zrobić?
- Musisz teraz przyjść do mnie i dać mi buziaka na dobranoc.
- Marzysz. – teraz i ja zaśmiałam się.
- Nie, wcale nie.
- Ale jest prawie 5.
- I tak nie śpisz tylko najwidoczniej myślisz o mnie.
- Chciałbyś.
- Jeśli to taki problem to ja mogę do ciebie przyjść.
- Przestań i tak wiem, że nie przyjdziesz.
- Zakład?
- O co?
- O buziaka.
- Śmieszne, śpij dalej, dobrej nocy. Paa
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się, a po chwili zasnęłam oparta o poduszkę.
Poczułam, że ktoś mnie szturcha.
- Już wstaję, zaraz zejdę Joe.
- Ale to nie Joe tylko ja.
- Jaki ja?
Otworzyłam oczy i ujrzałam Liama. Leżałam na sofie przykryta kocem.
- Co, co, co ty tu robisz?? – usiadłam prosto.
- Przyszedłem po nagrodę.- oznajmił śmiesznie ruszając brwiami.
- Haha, nagroda była aktualna do 5:00.
- No i przyszedłem, ale spałaś tak słoo, yy mocno.
- Jak tu w ogóle wszedłeś?
- Normalnie. Zajrzałem pod wycieraczkę i znalazłem klucz.
- Mhmm. Z tego co pamiętam zasnęłam na parapecie, a teraz jestem tutaj.
- Poprosiłaś mnie przez sen, żebym cię przeniósł na sofę i cię przykrył.
- Cooo?! Coś jeszcze mówiłam??
- Że chcesz ze mną być i inne ciekawe rzeczy na mój temat.- uśmiechnął się szeroko.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
Po chwili zaczął się śmiać. Zorientowałam się, że wymyślił to wszystko i też zaczęłam się śmiać.
Gdy już się opanowaliśmy zaproponowałam mu śniadanie. Usiadł w kuchni i patrzył jak przygotowuję jajecznicę i kakao.
- Wiesz co? – powiedział poważnym głosem.
- Hę? – odwróciłam się do niego.
- Ładnie ci w tej pidżamce, baaardzo ładnie. – wielki smile.
Dopiero wtedy się ocknęłam i zobaczyłam, że mam na sobie króciutkie szorty i bluzkę z napisem I love cooking. Czułam jak moje policzki się czerwienią.
- Ejejej! – zauważyłam, że jego wzrok zawiesił się na moich szortach. - Teraz ty pobaw się w kucharza, a ja idę się przebrać.
- Mogłem siedzieć cicho. – cicho oznajmił.
Ubrałam niebieskie rurki, bokserkę, spięłam włosy w koka i wróciłam do Liama.
Wszystko było już gotowe.
Zjedliśmy śniadanie w spokoju, nie rozmawialiśmy. Po śniadaniu poszłam się odświeżyć, a Liam w tym czasie popijał shake’a i oglądał TV. Dołączyłam do niego. Na zegarku dochodziła 7:00.
- Liam, przepraszam cię ale muszę iść do pracy.
- A tak dobrze mi było. – uśmiechnął się.
Wyszliśmy z pokoju, zamknęłam drzwi i poszliśmy na dół.
- No to cześć – powiedziałam i wyciągnęłam dłoń ku niemu.
- A zakład?
I pocałowałam go w policzek. Wydało mi się, że chciał czegoś więcej. W tym samym czasie usłyszałam jak Taylor woła:
- Uuuu…- na jej twarzy pojawił się  banan.
Trochę się skrępowałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Chyba.
Zwróciłam się do Liama:
- No to masz swoją nagrodę, teraz muszę zmykać, bo szef mi zabierze z pensji.
- No dobra, dobra. Zobaczymy się dzisiaj? – zapytał.
- Nie wiem. Może… - uśmiechnęłam się cwaniacko.
- To mi napisz jak się zastanowisz, ok.?
- Ok., ok. Naprawdę muszę lecieć. Papa. – pokiwałam.
- Mam nadzieję, że do zobaczenia. – zaciesz.
Poszłam do szatni, a on wyszedł.
- Taylor, a ty co tu robisz?
- Lepiej mi powiedz, co on tu robił? – wyszczerzyła się.
- Pierwsza zadałam pytanie.
- No dobrze. Przyszłam ci dać zaproszenie na moje 20-ste urodziny.
- OOO! Na pewno przyjdę. – uśmiechnęłam się.
- No nie wątpię, trochę rozrywki ci się przyda.
- Oj tak.
- Za tydzień w sobotę o 18.
- Przyjdę na pewno.
- Ale z osobą towarzyszącą mam nadzieję. – puściła mi oko.
- Masz kogoś na myśli?
- Ty już wiesz kogo. – pokręciła głową.
- Dobra, dobra. Jeszcze nie wiem, czy go zaproszę. – odwróciłam wzrok.
- Żartujesz !?
- Nie.
- Dlaczego niee?
- Proszę cię! Znamy się dopiero parę dni! – spojrzałam na nią z powrotem.
- A wyglądacie jakbyście byli parą… - zagwizdała pod nosem.
- Co? Hahahahah! – wybuchłam .
- No tak! Zresztą nie ważne z kim przyjdziesz, twój wybór. Ważne, że ty będziesz. – podeszła i przytuliła mnie.
- Dobra idę, bo widzę nadchodzącego klienta.- dałam buziaka w policzek i odeszłam.
Przez resztę dnia strasznie mi się nudziło. Klientów było mało. W sumie przynajmniej się  nie przemęczyłam. Skończyłam o normalnej porze i udałam się na górę. Byłam trochę śpiąca, dlatego położyłam się na kanapie i zasnęłam.

_________________________________________________________________________________

Cześć wszystkim!!! Bardzo dziękujemy za te komentarze pod ostatnim rozdziałem. Cieszymy się, że podoba Wam się nasze opowiadanie. Niesamowite uczucie...
Co do tego rozdziału…
Stwierdziłyśmy, że ten rozdział jest taki sobie, ale to wy oceńcie.
W następnym rozdziale przyspieszamy tępo. (nowy we wtorek)
Pod dzisiejszym postem liczymy na 5 komentarzy.;)
Bye, Directioners
xoxo

27 lipca 2012

Rozdział 5



Budzik zadzwonił o 6:30. Na dworze było dosyć ciepło, więc postanowiłam, że założę krótką, ciemnoniebieską spódniczkę i białą bokserkę. Do tego kremową marynarkę z ¾ rękawem i naszyjnik. Poszłam do łazienki. Rozczesałam włosy i upięłam je w nieogarniętego koka. Zrobiłam lekki makijaż i udałam się na śniadanie. Moja kuchnia była połączona z salonem, w którym spał wtedy Liam. Nie chciałam go obudzić, więc kiedy wychodziłam zostawiłam na blacie w kuchni karteczkę obok kanapek, które mu uszykowałam. Napisałam: „Dziękuję za wczoraj. Zrobiłam ci kanapki, mają zniknąć z talerza ;). Smacznego. Liz xxx”. Zeszłam na dół do lokalu. Z racji tego, że wczoraj przed spotkaniem z Liam’em dokończyłam książkę, nie miałam już co czytać, więc tylko usiadłam przy ladzie i czekałam na klientów. W pewnym momencie musiałam przysnąć.
- Ejejej, wstawaj!– usłyszałam krzyk. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Liama.
- O matko. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. – powiedziałam zaspana.
- Hahaha, zawsze musi być ten pierwszy raz. – uśmiechnął się i pokręcił brwiami
- Zjadłeś kanapki?
- Były pyszne. – oblizał wargę.
- Dziękuję… za wszystko. – pocałowałam go w policzek.
- Mmm, to ja dziękuję! – wyszczerzył się.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, ale przerwał nam dzwonek jego telefonu. Odebrał.
- Tommo, nie denerwuj się tak. Jak przyjdę to ci wytłumaczę. – spojrzał na mnie i się zaśmiał, następnie się rozłączył.
- Tommo? – zapytałam zdziwiona.
- Tak. To jeden z moich przyjaciół. Mieszkamy razem i jeszcze trzech innych. – odparł.- Tommo to taka ksywka, naprawdę ma na imię Louis. – dodał.
- Ahaa, no to fajne ksywki macie. A ty jaką masz? – szturchnęłam go lekko.
- Daddy.
- Daddy? Dobra, nie wnikam. – zaśmiałam się.
- Kiedy indziej ci wyjaśnię. Teraz muszę spadać, bo się martwią. Zdzwonimy się? - Stał w drzwiach.
- Taak, znikaj już.
Ten dzień strasznie mi się dłużył. Wkrótce minęła moja zmiana. Było 15 po 16 jak wychodziłam z Milkshake City. Weszłam do mieszkania, posprzątałam je trochę i poszłam się wykąpać. Po wyjściu z łazienki nie chciało mi się znowu ubierać, więc założyłam tylko bieliznę i na nią koszulkę, która ledwo zakrywała pośladki. Położyłam się wygodnie na kanapie przed telewizorem z paczką żelek w ręku i zaczęłam oglądać TV. Moje jakże relaksacyjne popołudnie, które miałam spędzić tylko sama z telewizorem, przerwało pukanie do drzwi. Wygrzebałam się z pod koca. Ku mojemu zdziwieniu ukazał się Liam.
- No hej! Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale moi przyjaciele chcieliby cię poznać.
- No ale jak? Teraz!? – zapytałam zdziwiona.
- Tak. Są na dole i czekają na nas.
- Nie jestem ubrana. – protestowałam.
- Czy to jest taki problem? Dalej ubieraj się i schodzimy.
- No dobra, dobra, już idę. – odwróciłam się i podążyłam do sypialni.
- A tak w ogóle to ładnie wyglądasz w tej bluzce. – krzyknął z radochą.
- Cicho siedź! – rzuciłam w niego poduszką. – I nie patrz tam gdzie nie masz.- uśmiechnęłam się cwaniacko i zamknęłam za sobą drzwi. Chwilę stałam przed szafą nie wiedząc co na siebie włożyć. W końcu wybrałam białe jeansy, granatową bluzkę z krótkim rękawkiem i granatowe trampki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a rzęsy maznęłam maskarą. Zamknęłam mieszkanie i zeszliśmy na dół. Muszę przyznać, że trochę się bałam. „A jeśli mnie nie zaakceptują?” „Ej młoda! A co cię oni obchodzą? Przecież nie chodzisz z Liam’em, tylko się z nim raz spotkałaś!” . Tego typu myśli chodziły mi po głowie. Doszliśmy do stolika.
- No to poznajcie się. To jest właśnie Liz.- wskazał na mnie. – A to jest Louis, czyli Tommo, Niall żarłok, Harry czyli Hazza i Zayn, ale jego już znasz. – wskazywał po kolei palcem.
- Hej, miło was poznać. – uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Hej, nam także. – powiedział Niall i wszyscy odwzajemnili uśmiech.
Chyba jak na początek to nieźle.
- Usiądź proszę. – wskazał ręką miejsce obok siebie Niall.
- Dziękuję. – Liam usiadł na przeciwko mnie.
- Więc to u ciebie nocował dziś Liam? – zapytał Harry.
- Mhmm, ale bez skojarzeń proszę. – zaśmiałam się.
- Dobrze, dobrze. Bez skojarzeń. – Niall spojrzał na Liama. Ten posłał mu wrogie spojrzenie i odezwał się:
- Dotrzymywałem jej tylko towarzystwa podczas burzy. A jak się skończyła to była już 2 w nocy i nie chciała mnie puścić. – puścił mi oko.
- No dokładnie. – uśmiechnęłam się.
Rozmawialiśmy dosyć długo. W sumie to więcej się śmialiśmy, niż rozmawialiśmy.
Po kilku godzinach, zauważyłam, że dochodzi 22:00.
- O tej godzinie zamykamy lokal, wiecie niee?
- Tak, tak. Już nas nie ma. – i każdy po kolei wstał od stolika.
Na pożegnanie każdy z nich mnie uściskał, co mnie bardzo zdziwiło. Tylko Liam żegnając się ze mną dał mi buziaka w policzek.
- Pamiętaj, że jak będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, czy po prostu towarzystwa to dzwoń o każdej porze dnia i nocy. No i jak się za mną stęsknisz to też dzwoń. – wyszczerzył się.
- Oczywiście, będę pamiętała. – pożegnałam chłopaków i odeszłam w swoją stronę.
Wróciłam do mieszkania, a z racji tego, że już wcześniej się wykąpałam to poszłam tylko umyć zęby i położyłam się spać.

____________________________________________________________________

Hej! Prośba jednej z czytelniczek została w jakimś sensie wysłuchana. Co prawda nie dodałyśmy wczoraj kolejnego rozdziału, bo byłoby za szybko. Ale stwierdziłyśmy, że dodamy teraz, a nie po południu. 
Co do postu, to krótki, więc nie mamy żadnych wymagań, co do ilości komentarzy. Ale byłybysmy wdzięczne,  jakby jakieś wasze opinie sie jednak pojawiły. 
No i oczywiście dziekujemy za wcześniejsze komentarze. Strasznie sie ucieszyłyśmy, kiedy je zobaczyłyśmy. I zapraszamy do dodawania się do obserwujących. 
Mamy nadzieję, że rozdział 5 się podobał. W następnym trochę więcej akcji.

Bye, Directioners
xoxo

25 lipca 2012

Rozdział 4




Obudziłam się około 10. Dziś na dworze było pochmurno. Nie chciało mi się wstawać, więc poleżałam jeszcze trochę. W tym czasie rozmyślałam o tym, jak się ubiorę na spotkanie z chłopakiem. Zastanawiałam się też, czy dobrze zrobiłam zgadzając się na wspólny obiad. „Nawet nie wiem jak ma na imię…raz się żyje” – pomyślałam. Wstałam jakoś o 10:30. W końcu z szafy wyciągnęłam białą bokserkę, ciemne dżinsy i piaskowy sweterek. Odbyłam poranną toaletę, założyłam na siebie ciuchy i poszłam do kuchni zjeść śniadanie. Potem stwierdziłam, że przez pracę trochę zaniedbałam mieszkanie, postanowiłam włączyć muzykę i zacząć sprzątać. Nim się obejrzałam była już 13: 30. Dopiłam łyczek porannej kawy, założyłam balerinki w kolorze sweterka i zeszłam na dół. Miałam jeszcze trochę czasu do wyjścia, więc postanowiłam, że dokończę czytać książkę. Zamówiłam ulubionego shake’a i zasiadłam wygodnie w kąciku. Nagle nad moją głową pojawiła się męska sylwetka. Podniosłam wzrok do góry, nadal trzymając słomkę w buzi.
- O rany! Ale mnie przestraszyłeś! – prawie krzyknęłam.
- Przepraszam. Mi też miło jest cię znowu widzieć. – uśmiechnął się.
- Hej! To idziemy?
- Mhm. Masz pomysł gdzie?
- Niee, myślałam, że ty się tym zajmiesz.
- No to już wiem. Chodźmy.
Wyszliśmy z Milkshake City. Szłam tam, gdzie mnie kierował. Można by rzec, ufałam mu. Szliśmy obok siebie (metr).W pewnym momencie spojrzałam na niego i zapytałam:
- Nie sądzisz, że coś między nami jest nie fair? – z jego twarzy zniknął uśmiech.
Przez chwile zastanawiał się o co mi chodzi (widziałam to po jego oczach). Potem powiedział:
- Ale jak nie fair?
- Hahahahahah ! – wybuchłam śmiechem, nie mogłam się powstrzymać.
- Coś nie tak powiedziałem, albo zrobiłem? – dalej się śmiałam.
- Hahaha, niee! Po prostu twoja mina mnie powaliła.
- A powiesz mi o co chodzi z tym pytaniem? Chciałbym wiedzieć co robię nie tak. – utrzymywał powagę.
- Po prostu chodzi mi o to, że ty znasz moje imię, a ja twojego nadal nie.- uśmiechnęłam się.
- Ahaa! Przepraszam! Na śmierć zapomniałem!- zrobiło mu się głupio.- Liam jestem. Liam Payne – znów pojawił się uśmiech.
- Nic się nie stało. – kolejny wybuch śmiechu. Teraz oboje śmialiśmy się do łez. Nie mogliśmy przestać.
Podczas krótkiego spaceru, chłopak opowiadał jak wraz z kolegami przygotowali budyń w słoiku od majonezu, a następnie zjedli go na oczach nieznajomych. Cały czas się śmiałam.
Po chwili dotarliśmy do zwykłej knajpki. Chłopak podszedł do lady i poprosił o miejsce, gdzie mielibyśmy spokój. Był to jeden z kącików, przy których odbywają się kolacje we dwoje. Trochę się speszyłam. Od razu podeszła kelnerka i zapytała się:
- Co podać?
- Poproszę frytki z rybą.- odpowiedziałam.
- Ja to samo. – uśmiechnął się.
- Coś do picia?
- Poproszę wodę, a ty Liz?
- Yyy, to samo.
Zabraliśmy się do jedzenia. Oczywiście było przy tym mnóstwo śmiechu. Liam był naprawdę zabawny. Nie spodziewałam się, że będzie mi się tak dobrze z nim spędzało czas. Po jakiejś godzinie wyszliśmy z knajpy.
- To co teraz robimy? – zapytałam.
- A masz jakiś pomysł? – śmiesznie poruszał brwiami.
- Nie. Jestem kiepska w wymyślaniu spędzania czasu.
- To może pójdziemy do parku? – wskazał ręką, park był ulicę dalej.
- Okej.
Po chwili szliśmy już ścieżką między drzewami. Usiedliśmy na ławce.
- Emmm, miałabyś ochotę spotkać się jeszcze ze mną? – zaczął temat.
- Ojj, trudne pytanie. – odwróciłam wzrok.
- Dlaczego trudne?
- Bo nie wiem, co mam na nie odpowiedzieć. – dalej patrzyłam w przestrzeń przed sobą.
- Po prostu odpowiedz tak lub nie.
Nastała niezręczna dla mnie cisza. Ja naprawdę nie wiedziałam wtedy co mam odpowiedzieć. Przecież jeszcze niedawno uważałam go za zwykłego dupka, który podrywa każdą napotkaną dziewczynę. Pomyślałam: „ Jeśli się zgodzę potem mogę tego żałować. Ale jak odmówię, mogę stracić szansę na posiadanie naprawdę fajnego faceta, czy jako chłopaka, czy przyjaciela”. Moje rozmyślenia przerwał deszcz, który zaczął z sekundy na sekundę co raz obficiej padać. Słońce przykryły szare chmury. Na szczęście siedzieliśmy pod rozłożystym dębem, który nas osłaniał.
- Chłodno się zrobiło. – odparłam, chcąc uniknąć udzielenia na pytanie.
Park był trochę daleko od mojego mieszkania. Widziałam, że Liam chce coś powiedzieć, dlatego nie dałam mu dojść do słowa.
- Może pójdziemy do Milkshake City?  Z tego co mówiłeś ty mieszkasz dalej niż ja.
- Ok. Nie ma sprawy. – chyba zrozumiał, że unikam tematu. To dobrze, że nie ciągnął go dalej.- Jest ci zimno?
- Trochę, ale dam radę.
Spojrzałam na Liama, miał na sobie zwykłą koszulkę. Spojrzał na nią, następnie na mnie.
- Kurde.
- Co? – uśmiechnęłam się.
- No nie mam bluzy.
- Hahaha. – zaczęłam się śmiać. – Noo szkoda, a mogło być jak w filmie. – udałam smutną.
Przybliżył się do mnie i objął ramieniem. Zaczęło mocno padać.
- Cieplej? – poruszył zabawnie brwiami.
- Nie. Ty jesteś zimny. Jak Edward. – uciekłam z jego objęć.
- Ale ja jestem Edwardem.
Po tych słowach zaczął mnie gonić. Krzyczał, że chce się napić mojej krwi.
Takim sposobem dotarliśmy do Milkshake City.
Było już dość późno.
Kiedy wchodziliśmy do mnie była już 20: 30. Od razu wyciągnęłam Liam’owi ręcznik i wskazałam łazienkę.
- Tam jest łazienka. Możesz  się wykąpać jeśli chcesz. Albo chociaż wytrzyj się, bo jesteś cały przemoczony.
- A może skorzystamy z niej razem? – zapytał śmiejąc się.
- Pff! Idź, idź, bo herbata wystygnie. – zaśmiałam się.
- Szkoda! Mogłoby być fajnie. – zniknął za drzwiami.
W tym czasie ja zrobiłam kanapki i herbatę. Zaniosłam do salonu i nie czekając za Liam’em zjadłam kilka. Po chwili dołączył do mnie już suchy. Był w samych spodniach.
- Proszę, zjedz, bo na pewno jesteś głodny. – zarumieniłam się.
- Dziękuję, a ty?
- Już zjadłam. Pójdę wziąć prysznic.
- A .. – przerwałam mu.
- Nie, nie możesz ze mną.
Wysuszyłam się i wróciłam do głodomora.
- No to co? Oglądamy jakiś film? – zaproponowałam.
- Liz, czemu nie odpowiesz na pytanie, które zadałem ci w parku?
- Ooo Matko. Nie wiem, nie umiem na nie odpowiedzieć.
- Ale dlaczego? Co zrobiłem nie tak, że nie chcesz się ze mną spotkać? - po tych słowach wiedziałam, ze nie odpuści.
- Nic. Po prostu nie wiem, czy to dobry pomysł. Może to będzie za dużo, za szybko. Mogę nie przetrwać kolejnego rozczarowania w moim życiu. Jak na razie to nie mogę od ciebie niczego wymagać, za mało cię znam i jest mi z tym dobrze. – chciałam kontynuować, ale mi przerwał.
- Hej, ale ja cię nie rozczaruję, nie zranię cię, nie umiałbym.
- Ale Liam! Ja jeszcze niedawno miałam cię za zwykłego podrywacza! – podniosłam głos.
- Tak, ale teraz chyba zmieniłaś nastawienie? – mówił opanowanym tonem.
- Nic o sobie nie wiemy. – wstałam i podeszłam do okna.
- Dlatego jeśli będziemy się spotykać to się poznamy.
Złapał mnie za słowa. Sama siebie wtopiłam.
Usiedliśmy na sofie. Zakryłam dłońmi twarz. Chciało mi się płakać. Liam, to zauważył.
- Przepraszam Liz. Nie będę naciskał. – przybliżył się do mnie i dotknął mojego kolana.
Zrobiło mi się ciepło. Pomyślałam sobie: „You only live once” i powiedziałam:
- W takim razie kiedy chcesz się spotkać? – podniosłam głowę.
Jego twarz była bardzo blisko.
- Napisz do mnie kiedy będziesz miała czas. – jego źrenice się powiększyły.
Wymieniliśmy się numerami.
Po chwili wstał.
- Gdzie idziesz? – zapytałam.
- Na mnie czas. – odpowiedział.
- Chyba nie chcesz wracać w taką pogodę!? – wstałam i chwyciłam go za ramię, był bardzo umięśniony.- Może przenocujesz u mnie? Kanapa jest wolna. – powiedziałam niepewnie.
W tym momencie zagrzmiało naprawdę mocno. Zrobiło się jasno, jak za dnia. Byłam przerażona. Nawet najmniejszej burzy się boję, a co dopiero takiej.
Chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo od razu zapytał.
- Liz, coś się stało?
- Ja strasznie boję się burz. – zaczęłam się trząść ze strachu.
- Chyba faktycznie zostanę na noc. Nie zostawię cię samej w takim stanie.
Usiedliśmy z powrotem. Siedziałam w kącie sofy przytulona do poduszki, a obok mnie Liam. Z nim nie było tak strasznie. Cały czas mnie rozśmieszał i robił wszystko, bym zapomniała o tej cholernej pogodzie. Około drugiej zachciało nam się spać. Burza ustała. Pościeliłam mu kanapę, a sama udałam się do sypialni.
_________________________________________________________________________________

Jest następny, trochę dłuższy, ale bez żadnych konkretnych scen miłosnych, za szybko by było. Mamy nadzieję, że i tak się spodobał.;) 
Dziękujemy za wszystkie komentarze i liczymy tym razem na 5.:D
Następny rozdział w piątek około 15-stej.

Mamy tutaj dla was jeszcze mały prezencik, mianowicie koleżanka zrobiła filmik z One Direction. Więc łapcie :

Bye, Directioners
xoxo


23 lipca 2012

Rozdział 3



Rano obudziły mnie promienie słoneczne, padające przez okno w salonie.
- Cholera! Zaspałam!
Prace zaczynałam o 7:00, a wstałam o 6:45.
Najpierw szybko pobiegłam do szafy, wzięłam pierwszą lepszą bokserkę, szorty i pobiegłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i poszłam do kuchni coś przekąsić. Jeszcze tylko rozczesałam włosy, pozostawiając je rozpuszczone i zbiegłam do baru.
- Uff, zdążyłam - odetchnęłam z ulgą.
Było czysto, więc tylko usiadłam przy ladzie i zaczęłam czytać swoją ulubioną książkę, czekając na klientów.
Około godziny 8:00 pojawił się pierwszy klient. Potem kolejny i kolejny. Obsługiwałam, zmywałam, sprzątałam. I tak w kółko.
Kończąc moją zmianę ludzi ubywało, co mnie bardzo dziwiło, bo przeważnie o tej godz. był największy ruch. Po chwili przypomniało mi się o tym, że dziś ma być impreza zamknięta.
- Nic dziwnego, co chwile organizowane są tutaj różne przyjęcia, zapowiada się niezła harówka – pomyślałam.
Przed 16:00 zaczęli zbierać się zaproszeni goście. W sumie było ich niewielu. Ale nie wnikam. Po piętnastu minutach przyszli organizatorzy. Ku mojemu zdziwieniu było to tych  pięciu chłopaków. Po chwili podszedł do mnie szef i powiedział:
- Liz, wiesz, że ta impreza trwa do rana? Jesteś przygotowana na to?
- Tak szefie, wiem. Ale co z moją ranną zmiana?
- Spokojnie. Rozmawiałem już z Taylor i to ona jutro będzie pracowała cały dzień. Ty masz wolne. - uśmiechnął się.
- No to dziękuję. - odwzajemniłam uśmiech i odeszłam do lady.
Siedziałam i czekałam, aż ktoś czegoś ode mnie będzie potrzebował. W wolnym czasie zaczęłam czytać książkę. Po chwili odruchowo spojrzałam na bruneta, który od początku imprezy w ogóle na mnie się nie spojrzał, a był to ten sam chłopak, który jeszcze wczoraj pytał o moje imię. „To dziwne” – pomyślałam - „Chociaż w sumie to zachowanie tylko potwierdza jego stosunek do mnie”.
Czytałam, czytałam i nawet nie spostrzegłam, że to już 20:00. Poszłam do kuchni, aby zrobić sobie shake'a na kolację. Po chwili usłyszałam głos dobiegający zza lady. Podeszłam, a ciemnoskóry chłopak (chyba jeden z członków zespołu) powiedział do mnie:
- Hej Liz. - na jego twarzy pojawił się wielki banan.
- yyy, hej. Skąd znasz moje imię!? - odpowiedziałam zaskoczona.
- Jestem Zayn. – wyciągnął w moją stronę dłoń. Wyczułam od niego sporą ilość alkoholu.
- Ja Liz, ale to już wiesz. - powiedziałam ze skwaszoną miną.
- Ejj, rozluźnij się. - uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Potrzebujesz czegoś, podać coś? – odrzekłam.
- Nie, nic nie potrzebuję. Tak tylko przyszedłem pogadać.
- mhm. no to pogadaliśmy. – odpowiedziałam, na co on odparł:
- Dobra, dobra, już sobie idę. Właściwie to przyszedłem ci tylko powiedzieć, że podobasz się Liam’owi. - uśmiech znów zawitał na jego twarzy.
Pomyślałam sobie: „Kto to u licha jest Liam?!”. Najwyraźniej zrobiłam dziwna minę i widocznie Zayn to zauważył.
- Nie wiesz o kim mowie, prawda?
- A powinnam? - zapytałam z zmarszczonym czołem.
- Nie chcesz wiedzieć, to nie powiem ci. - powiedział cały czas uśmiechając się.
- W cale nie chcę. Nie obchodzi mnie to. – skłamałam.
- Okey, twoja sprawa.- odwrócił się z satysfakcją i poszedł w stronę tłumu.
Obserwowałam go. Podszedł do bruneta i coś mu mówił. Za chwile obaj się na mnie spojrzeli, a brunet lekko się zarumienił, po czym walnął pięścią w klatę Zayna. To było dziwne.
Dochodziła 21:00. Nagle ktoś mnie zawołał. Głos dochodził z kuchni, więc tam podążyłam. Kiedy weszłam stanęłam jak słup soli. Nie wiedziałam co się dzieje. Cała obsługa stała przede mną. Na czele zespołu Taylor wraz z szefem. Joe trzymał w ręku wielki bukiet kwiatów, a Taylor małe pudełeczko. Wszyscy naraz krzyknęli: „Niech żyje nam Liz!!!”.
Jeszcze przez chwile stałam i nic nie mówiłam. Nie miałam siły niczego z siebie wydusić. Po chwili zwróciłam się do Taylor: -  Skąd ty się tu wzięłaś!? Przecież miałaś być u twojej matki!
- Liz, głuptasie! Przecież są twoje urodziny, nie mogłam cię tu zostawić samej! - uśmiechnęła się ciepło.
- Jak my wszyscy! - dodał Joe, po czym zostałam obdarowana tyloma buziakami, że starczy mi na cały rok. Trzymając prezenty w ręku rozkleiłam się. Usiadłam mimowolnie na krześle chowając twarz w dłoniach. Taylor szybko do mnie podeszła i przytuliła.
Zapytała:
- Liz o co chodzi?
- Bo ja  ... nie spodziewałam się ...- dalej płakałam.
- Ciii, wiem. Tak myślałam. Dziś chcieliśmy ci pokazać, że zawsze będziesz mogła na nas liczyć i że zawsze będziemy traktować cię  jak nasza siostrę! - po czym ucałowała mnie w policzek.
- Dziękuje. - powiedziałam cicho. - Dziękuje za wszystko. - dodałam i wtuliłam się w ramiona mojej przyjaciółki.
~Oczami Zayna~
Podszedłem do lady, żeby zamówić cos do jedzenia dla Nialla. Nikogo nie było przy ladzie, więc skierowałem się w stronę kuchni. Drzwi od pomieszczenia były otwarte i wchodząc zauważyłem Liz, której obsługa składa życzenia urodzinowe. Poszedłem po Liam’a. Gdy byliśmy już z powrotem, zobaczyliśmy jak dziewczyna siedzi na krześle i płacze. Spojrzałem na przyjaciela. Miał zmartwioną minę (a do niego to niepodobne).
- Zaraz wracam. - odpowiedział tajemniczo.
- Ale Liam ... - nie zdążyłem dokończyć, bo zniknął w tłumie. Usłyszałem tylko trzask zamykających się drzwi.
Jeszcze chwile stałem tam i czekałem na Liam’a. Po 15 min wrócił z długą czerwoną różą.
- Zayn możesz zawołać całą obsługę na sale? Powiedz, że potrzebujesz ich do czegoś. - zapytał z nadzieją w oczach.
- Ale co ja mam im powiedzieć? -  przerwał mi.
- Proszę, zrób to dla mnie, wiem, że sobie poradzisz. – powiedział, po czym dal mi wielkiego całusa w policzek i wepchnął mnie do pomieszczenia..
~Oczami Liz~
Moją rozmowę z Taylor przerwał zdenerwowany Zayn. Mówił, że szybko nas potrzebuje na sali, a dalej nie zrozumiałam, bo tak bełkotał.
… Wszyscy wyparowali z kuchni, przepychając się w drzwiach. Ja wyszłam ostatnia, bo chciałam właśnie tego uniknąć. Zamykam drzwi i chcę odejść w stronę reszty grupy, kiedy nagle ktoś chwyta mnie za nadgarstek. Odwracam się, a za mną stoi ten cały brunet.
- Mógłbyś mnie puścić? Muszę iść na salę. – odparłam powstrzymując zdenerwowanie.
- Spokojnie, to tylko fałszywy alarm. – zaśmiał się pod nosem. – Powiedziałem Zaynowi, żeby coś wymyślił, bo chciałem pogadać z tobą na osobności. – kontynuował.
- Ale po co? – zapytałam zdziwiona.
Wyciągnął rękę zza pleców i skierował ją do mnie.
- Wszystkiego najlepszego. – powiedział romantycznym głosem - Proszę, to dla ciebie. – dodał.
 Zatkało mnie. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Eee, dziękuję. – uśmiechnęłam się miło. – Ale skąd wiedziałeś?
- Powiedzmy, że intuicja mi podpowiedziała.- i znów się zaśmiał. Jego uśmiech był taki uroczy…
Z niewiadomej przyczyny poczułam motylki w brzuchu i niezwykłe ciepło.
- Podoba się? – wskazał ręką na kwiatka.
- Taak, jest śliczny.
Nastała niezręczna sytuacja. Teraz oboje nie wiedzieliśmy, co mamy powiedzieć.
- Dziękuję za życzenia i różę, ale wiesz, muszę wracać do pracy. – przerwałam ciszę.
- Mhmm, obowiązki wzywają. Wiem coś o tym. A może wyskoczymy jutro razem po pracy na obiad?
- Przepraszam, ale może innym razem.
- OK. Rozumiem. – spuścił wzrok.
Jednak po chwili zastanowienia powiedziałam:
- Albo wiesz co? Chętnie przejdę się z tobą na ten obiad. To o której?
- Dostosuję się do ciebie. – jego oczy nabrały blasku, patrzył mi prosto w oczy.
- Jutro nie pracuję, to może ok. 14?
-  Mi pasuje. To jutro przyjdę po ciebie tutaj, ok.?
- OK. – uśmiechnęłam się i odeszłam.
Przez resztę imprezy miałam niesamowicie świetny humor. Powiedziałabym wręcz, że mi odbijało (i to na trzeźwo). Taylor stwierdziła, że zostanie do końca ze mną i mi potowarzyszy. Po skończonej imprezie, która trwała do 4 nad ranem, posprzątałyśmy cały lokal i każda poszła w swoją stronę.
Weszłam do mieszkania i od razu skierowałam się do łazienki. O niczym innym wtedy nie marzyłam, jak o ciepłej kąpieli. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Byłam tak zmęczona całym dniem, że nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. 

_________________________________________________________________________________

No i macie następny lub masz następny. Sporo wyświetleń, a zero komentarzy. To boli;/
Nam się średnio podoba i chciałybyśmy znać Wasze wrażenia po przeczytaniu, więc śmiało. Czekamy na komentarze.;)
Teraz wielka prośba i zarazem szantaż: prosimy pod dzisiejszym rozdziałem o choć 4 komentarze.
Nagrodą będzie długi czwarty rozdział ze scenami miłosnymi!!


                                                                     
 Jak wasze nadgarstki? ;p

Bye, Directioners
xoxo


21 lipca 2012

Rozdział 2


Następnego dnia zadzwonił budzik nastawiony jak zawsze na 6:30. Wyłączyłam go. Wstałam z łóżka, poszłam do łazienki się ogarnąć, ubrałam niebieskie rurki, trampki i białą koszulę. Zrobiłam lekki makijaż. Podczas śniadania zauważyłam, jedną nieodczytaną wiadomość od Taylor: „Dziękuję kochana! Jesteś najlepsza! xxx.” Dokończyłam jeść płatki, posprzątałam po śniadaniu i zeszłam do pracy.
Dzień minął bardzo szybko.
O 15:30 przyszła Taylor, powiedziała, że dziś już mam wolne. Przytuliłam ją i oddałam jej swój fartuch.
-Oczami Taylor-
Zabrałam fartuch od Liz i podeszłam do swojego stanowiska.
Od roku, zawsze o 16:00 przychodzi do baru piątka chłopaków. Zachowują się dość głośno, śmieją się.
Kiedyś udało mi się podsłuchać ich rozmowy. Rozmawiali o jakimś albumie Up All Night.
Tego dnia byli tylko oni  i parę starszych osób.
W TV: Już jutro premiera albumu młodych zdolnych, nieźle zapowiadających się perełek z X Factor - One Direction.
Ukazali ich zdj. Nigdy nie oglądałam „X Factor”. Nie jarają mnie takie programy telewizyjne.
Stałam jak wryta. Nastała cisza. Nagłym ruchem głowy spojrzałam na nich. Od razu usłyszałam :
- Hej, hej, hej!  Proszę nie mów nikomu o tym, że tu codziennie jesteśmy. Zero prywatności. Możemy zapłacić.
Słowo „zapłacić” usłyszał Joe:
- No nie wiem, nie wiem, za sporą sumkę pieniędzy obiecuję, że to będzie tajemnica wasza, moja i Taylor. Nikt inny się o tym nie dowie.
Wtedy najwyższy z nich wszystkich poszedł porozmawiać w cztery oczy  z Joe’m. Widziałam jak chłopak wyciąga  kilka banknotów. Po czym Joe odsuwa od siebie pieniądze i wraca do swoich obowiązków.
Pomyślałam: „Wiedziałam, że on taki nie jest”.
Po godzinie zapomniałam o tym. Było tak jak dawniej. Oni rozmawiali przy stoliku, a ja zajmowałam się dalej pracą.
Dziś się spóźnili, przybyli o 16:30. Zajęli standardowe miejsca.
Po chwili do lady podszedł brunet, który zazwyczaj składa zamówienia. Zaczął się rozglądać i zapytał:
- Przepraszam, czy ta dziewczyna, która wczoraj obsługiwała dziś też jest?-  jego oczy były pełne nadziei.
 -Właśnie skończyła swoją zmianę.- odpowiedziałam - To było dziwne, czyżby Liz i ten chłopak, ee to niemożliwe.- pomyślałam.
- A jak ona właściwie ma na imię? - Zapytał ponownie.
- Liz, coś przekazać?- zapytałam z zaciekawieniem.
- Yyy, nie dzięki - uśmiechnął się i skierował się w stronę kolegów.
Zatrzymałam go:
- Hej! Nic nie zamawiasz?
Popatrzył na mnie z zastanowieniem. Naprawdę to wszystko było dziwne. Czyżby rozmyślał o Liz?
Po chwili usłyszałam:
 - A tak. Przepraszam, zamyśliłem się.- spuścił głowę.
- Nic nie szkodzi, co podać? - uśmiechnęłam się.
- Poproszę to, co zawsze. - odpowiedział odwzajemniając uśmiech..
- Okey, zaraz podam. - powiedziałam i odeszłam, by przekazać zamówienie kucharzowi.
~Oczami Liz~
Postanowiłam, że pójdę do marketu po potrzebne produkty. Zeszłam na dół. Zauważyłam tego chłopaka, który wczoraj do mnie "zarywał". Tym razem kręcił z Taylor.
Nie wiem czemu, ale zrobiło  mi się przykro. Może dlatego, że chciałam, by z  nim było inaczej.
Pomyślałam wtedy: „Tak, jak myślałam. Zwykły frajer!".
Przeszłam koło  lady obojętnie patrząc przed siebie. I znów to uczucie, jakby jego wzrok dotykał mnie… Wyszłam z baru nie zważając na nikogo. Byłam tylko ja i moje myśli.
Tak przebiegła mi cała droga do sklepu, wraz z powrotną.
~Oczami Taylor~
Kiedy Liz wychodziła z Milkshake City TEN gość cały czas się na nią patrzył. Wyglądało jakby jej pragnął, rozbierał ją wzrokiem. Przez chwile myślałam, że za moment podejdzie do niej i ja pocałuje. Zaśmiałam się pod nosem. Podczas nieobecności Liz, był jakiś taki yyy… no nieobecny. Kiedy wróciła, jego wyraz twarzy zmienił się gwałtownie.
~Oczami liz~
Nie miałam ochoty znów patrzeć na twarz tego głupka. Niestety Milkshake City to jedyna droga do mojego mieszkania, wiec nie miałam wyjścia. Miałam cichą nadzieje, że jego już nie będzie. Kiedy weszłam moja nadzieja prysła. Pomyślałam: „Cholera! Ja to mam szczęście!".
Szłam w stronę schodów, kiedy zza lady usłyszałam glos Taylor.
 - Liz! Poczekaj! – krzyknęła. Zatrzymałam się i tak jak prosiła chwile poczekałam, aż obsłuży klienta i po chwili podeszła do mnie .
-Liz, pamiętasz, że jutro zostajesz też na mojej zmianie? Wiesz jutro jest impreza zamknięta, ale naprawdę nie mogę.
- Oczywiście. Dotrzymam obietnicy. - odpowiedziałam obojętnie.
- Dziękuje jeszcze raz! - dostałam buziaka w policzek. – Wiesz, że ten chłopak dziś o ciebie pytał?- powiedziała szeptem wskazując na NIEGO.
- Yyy co? O co pytał? - spytałam zaskoczona.
- Pytał, czy dzisiaj też jesteś w pracy i chciał znać twoje imię.- uśmiechnęła się.
- Taylor, jeśli cokolwiek będzie chciał na mój temat wiedzieć, to nie mów mu, bardzo cię proszę.
- Ale dlaczego Liz? To przecież fajnie jak taki gwiazdo… yyy chłopak, w dodatku taki przystojny, zwraca na ciebie uwagę, coś ci zrobił??
- Niee. Nic mi nie zrobił. No właśnie Taylor to chłopak, który myśli, że może mieć każdą.  Pierwszą lepszą.
- Ohh Liz. Ale wiesz…- przerwałam jej
- Dobrze, dobrze. Jak będę miała okazję to cię z nim umówię Beybee! – zaśmiałam się.
- No. Leć na górę.
- To do jutra. – pożegnałam się.
- Liz, jutro nie mogę. Przecież wiesz.
- Aaaa no tak, zapomniałam. Impreza.
- To do kiedyś.
- No paa!- odpowiedziała śmiejąc się pod nosem.
Odłożyłam zakupy i usiadłam się wygodnie w fotelu. Włączyłam TV.
Akurat leciał „Titanic”. Z początku oglądałam, jednak później zasnęłam.

_________________________________________________________________________________

No i 2 rozdział.;) Mamy nadzieję, że się spodobał. Następny w poniedziałek około 14:00.
Dziś 4 fanki leciały samolotem z One Direction. Aaaa.>! Co za szczęściary. Zazdrosne??;p Piszcie w komentarzach.:D
Bye, Directioners
xoxo