Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

30 grudnia 2012

Rozdział 32

Spokojnie sobie spałam, gdy „ktoś” się na mnie bezczelnie rzucił. Otworzyłam niechętnie oczy i ujrzałam na sobie mojego chłopaka.
- Liam, zwariowałeś? Ja chcę spać! – oburzyłam się.
- Ale mi się nudzi. – zrobił smutna minkę i zaczął delikatnie muskać moją twarz pocałunkami.
- No to sobie włącz TV, posiedź na necie albo nie wiem co, posprzątaj mieszkanie, ale ja wracam do snu. Wgl złaź ze mnie! – odepchnęłam go lekko i przykryłam głowę poduszką. 
Niestety brunet mi ja zabrał.
- A mogę chociaż popatrzeć na ciebie jak śpisz? – ułożył się wygodnie naprzeciwko mnie.
- Mhm. – mruknęłam i próbowałam zasnąć.
- Liam na gap się na mnie!! – rzuciłam go poduszką.
- No, ale zgodziłaś się!
- No, ale nie sądziłam, że naprawdę to zrobisz! – położyłam się na plecach.
- Kochanie proszę wstań, jest już po 10. Zanudzę się na śmierć. – zrobił minę proszącego szczeniaczka. 
W sumie i tak bym już nie zasnęła, ale chciałam się z nim jeszcze trochę podroczyć.
- Ja śpię! – zarzuciłam kołdrę na twarz i udawałam, że śpię.
Czułam, że nadal leży obok mnie, dlatego po chwili rzuciłam się na niego z poduszką.
- Ei, mówiłaś, że śpisz! – krzyknął zdezorientowany, patrząc jak się z niego śmieję.
- Głupolu, po tak drastycznej pobudce nie zasnęłabym. – rzekłam dalej śmiejąc się.
- Jak mogłaś! – myślał, że się nabiorę, kiedy zrobi obrażoną minę. 
Znałam na to sposób. Siedziałam na jego brzuchu, więc tylko pochyliłam się i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Oddał go i całowaliśmy się dość długo, potem przekręciliśmy się tak, że ja leżałam na plecach, a Liam na mnie. Kiedy znów chcieliśmy zmienić pozycję…
- Ała! – krzyknął Li upadając na dywan. Ja spadłam obok niego. 
Zaczęliśmy się głośno śmiać. Gdy w końcu się opanowaliśmy…
- Dobra, teraz to ja muszę iść do łazienki. – wstałam trzymając się za brzuch.
- To ja ci zrobię pyszne śniadanie. – oznajmił brunet także podnosząc się z podłogi.
- Dziękuję. – wyszczerzyłam się i zniknęłam za drzwiami do łazienki.
Najpierw umyłam się, potem spięłam włosy w wysoką kitkę i nałożyłam lekki makijaż. Ponieważ na dworze było pochmurnie założyłam jasnobeżowe leginsy oraz białą koszulę. Wyszłam i od razu podążyłam do kuchni. Usiadłam przy stole, a Liam podał mi na talerzu jajecznicę. Zjedliśmy wspólnie, po czym chłopak rozsiadł się wygodnie na kanapie włączając TV. Natomiast ja posprzątałam szybko po posiłku i wróciłam do mojego skarba. Usiadłam bokiem na jego kolanach, rękoma oplatając mu szyję. Najpierw spojrzałam głęboko w jego cudowne, brązowe oczy i natychmiast wpiłam się w malinowe usta. Chwycił mnie w talii i ponownie oddał  pocałunek. Kiedy się od siebie oderwaliśmy…
- A to za co? – uśmiechnął się.
- Za wszystko. – szczerze się wyszczerzyłam i wtuliłam się w niego mocno. 
Pocałował mnie w czoło i powróciliśmy do oglądania. Po jakimś czasie spojrzałam na zegarek, tak orientacyjnie. Była 13:20. Coś z tą godziną mi się kojarzyło, ale nie mogłam sobie szybko przypomnieć co. Pomyślałam, że pewnie mi się wydaje i z powrotem oparłam głowę o tors Liama. Nagle zerwałam się.
- Liam, ja jestem umówiona na 14 z dyrektorką domu dziecka! – krzyknęłam.
- No to chyba masz mało czasu. – zerknął na wyświetlacz telefonu.
- Pójdziesz ze mną?
- Jeśli chcesz. – puścił mi oczko.
- Jesteś kochany. – cmoknęłam go w policzek i szybko zabrałam torebkę, ubrałam buty, kurtkę. To samo uczynił Liam. Trzymając się za ręce, czekaliśmy przed budynkiem na  taksówkę. Dokładnie za minutę 14 weszliśmy na teren placówki.
- No i zdążyliśmy. – zaśmialiśmy się wchodząc prostokątnymi, białymi drzwiami do budynku.
Tam przywitała nas pani dyrektor i zaprowadziła nas do dawnego pokoju Amy. Kiedy przekroczyłam próg, ogarnęła mnie fala smutku, żalu, niepewności i bólu. Usiadłam na starannie pościelonym łóżku i głośno westchnęłam.
- Kochanie, wszystko okej? – zapytał pochylając się nade mną.
- Tak. – powiedziałam cicho, rozglądając się po pokoju.
Powróciły wszystkie wspomnienia. Jej uśmiech, łzy – czasem szczęścia, czasem smutku i bólu. Przychodziłam tutaj zawsze, kiedy chciałyśmy pogadać o czymś ważnym, tutaj dziewczynka zwierzała się ze swoich sekretów, które już na zawsze pozostaną między nami. Obok poduszki siedział miś, z którym Amy spała. Właściwie nie tylko spała, nie rozstawała się z nim na krok. Dostała go ode mnie, czyżby dlatego?  Przed oknem leżały już uszykowane kartony dla nas, tam mieliśmy spakować wszystkie rzeczy Amy, które chcemy zabrać ze sobą. Patrzyłam na nie i nie dowierzałam. Jednak w końcu zebrałam się w garść i zaczęłam pakować kartony. Zeszyty z rysunkami Amy, pojedyncze ciuszki, w których najczęściej ją widziałam. Miała taki mały albumik z naszymi zdjęciami, jego też wzięłam. Oczywiście maskotki, które kochała ponad życie. Pakowanie tych wszystkich przedmiotów skutkowało uronieniem łez. Nie jednej, dwóch czy dziesięciu. Było ich tysiące. Oczywiście Liam cały ten czas mnie wspierał, pomagał, był przy mnie. Kiedy zamknęliśmy pakunki, rozpłakałam się na dobre. Siedzieliśmy na wykładzinie z podkurczonymi kolanami. Schowałam twarz w dłonie, gorzko płacząc. Chłopak objął mnie mocno i pocieszał. Kiedy wreszcie pozbierałam się z tych wszystkich emocji,  wzięłam mniejszy karton, Liam większy i wyszliśmy. Podziękowałam dyrektorce za wszystko i pożegnałam się z placówką. Spakowaliśmy do bagażnika taksówki nasze „bagaże” i spojrzałam ten ostatni raz na budynek. Powiedziałam ciche „Żegnaj”, oparłam głowę o ramię Liama i chwilę potem wsiedliśmy do auta, które zawiozło nas znów pod mój wieżowiec. Taksówkarz pomógł nam wnieść pudła do mieszkania. Gdy zostaliśmy samy, rzuciłam się zmęczona na łóżko w sypialni. Obok mnie pojawił się chłopak.
- Zmęczona? – zapytał.
- Bardzo. – rzekłam i odwróciłam się w jego stronę.
- Liam?
- Tak?
- Dziękuję ci.
- Za co? – zdziwiony zmarszczył czoło.
- Za to, że mnie pocieszasz, wspierasz mnie, pomagasz, po prostu jesteś zawsze wtedy,  kiedy cię potrzebuje. Kocham cie. – ostatnie dwa słowa wypowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Obiecałem ci, że będę przy tobie aż do śmierci. – uśmiechnął się lekko – Chodź tu do mnie.  Też cię kocham.
Przysunęłam się do niego.
- Wiesz co? – odezwał się po chwili.
- Hmm? – spojrzałam na niego.
- Trochę zgłodniałem z tego wszystkiego. – zrobił dziwny grymas na twarzy, na co ja się zaśmiałam.
- Zaraz coś zrobię. – uśmiechnęłam się, poklepałam go po brzuchu i zwlekłam się z łóżka. Powędrowałam do kuchni i zaczęłam gotować spaghetti. Po ok. półgodzinie danie było  już gotowe.
- Liam, możesz już przyjść! – krzyknęłam, ale nikt się nie pojawił ani nie odezwał.
- Kochanie, obiad na stole! – powtórzyłam, jednak znów bez śladu. Postanowiłam więc sprawdzić co robi. 
Stojąc w drzwiach sypialni  ujrzałam śpiącego Liama. Kąciki moich ust lekko się uniosły. Przykryłam bruneta kocem, a sama udałam się do kuchni zjeść ciepły posiłek. Potem umyłam naczynie i usiadłam w salonie, włączyłam cicho TV i uruchomiłam laptopa. Zaczęłam szukać jak zwykle ofert pracy. Przejrzałam parę stronek. Kiedy spisywałam na kartę kilka ciekawych ogłoszeń, usłyszałam kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam przeciągającego się Liama.
- O, już nie śpisz? – wyszczerzyłam się.
- Kurcze, przepraszam. Nie chciałem, żeby tak wyszło. – usiadł obok mnie i musnął mój policzek.
- Nic się nie stało skarbie. – uśmiechnęłam się szczerze – Podgrzeję ci obiad. – odłożyłam laptopa i wstałam.
 - Widzę, że poszukiwania pracy trwają. – zwrócił się do mnie Liam.
- Tak. I wiesz, że parę ich znalazłam? – powiedziałam uradowana.
- Cieszę się. – mrugnął do mnie.
- Proszę bardzo. – podałam mu talerz i sztućce na stolik.
- Mmm, spaghetti. – przetarł dłonie.
- Smacznego kochanie. – usiadłam obok i wróciłam do przepisywania.
- Dziękuję.  – zaczął się zajadać.
Kiedy skończyłam przepisywać oferty, poszłam sprawdzić, czy za drzwiami nie leży gazeta. Rulonik gazet leżał na wycieraczce. Już chciałam zamykać drzwi, kiedy zauważyłam na ziemi jakąś białą kopertę, wielkości zeszytu A5. Ją także wzięłam i ciekawa od razu otwarłam.  Były w niej zdjęcia. Wzięłam jedno z nich do ręki i momentalnie mnie zamurowało.
- Co to do cholery jest!? 

_____________________________________________________________________________________________

Dobry wieczór! ;)  Od razu przepraszamy za to,że tak późno, ale nie miałyśmy za bardzo czasu wcześniej. Ale tak jak obiecałyśmy pojawił się w niedziele wieczorem, tak? ;) 
Dziękujemy za komentarze  a w szczególności chciałybyśmy podziękować stałym czytelniczkom czyli: Moni, Patrici, które zawsze obdarowują nas swoją opinią. Dziękujemy także OluilO, która się zaangażowała i dodała 6 komentarzy :P , by tylko pojawił się dziś rozdział. Kochana jesteś, dziękujemy bardzo! :* 
Niestety straciłyśmy jedną z czytelniczek, no ale nie będziemy tutaj trzymać nikogo na siłę, prawda? 
W każdym bądź razie na jej miejsce przyszła nowa obserwatorka, tak więc witamy na pokładzie! ^^ 
Słuchajcie, jeszcze w tym starym roku dobiłyśmy ponad 10 000 wyświetleń, więc MASSIVE THANK U ALL !!  To wszystko dzięki wam, należy wam się nagroda. Proponuję kolejny rozdział w nowy rok, co wy na to? 
Ahh, rozpisałyśmy się trochę ale to nic ;) Przejdźmy do życzeń. 
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, SPEŁNIENIA MARZEŃ, SPOTKANIA 1D, POZNANIA WIELU WSPANIAŁYCH, NOWYCH LUDZI, ABY TEN PRZYSZŁY ROK BYŁ LEPSZY OD POPRZEDNIEGO, NO I WSZYSTKIEGO NAJ! 
UDANEGO SYLWKA OCZYWIŚCIE! 
Bye Directioners
xoxo

28 grudnia 2012

Rozdział 31


Dzień po pogrzebie Amy
Wczorajszy dzień był okropny. To było naprawdę straszne uczucie, kiedy Amy leżała w trumnie, ostatnie pożegnanie, potem wspólna modlitwa, zamykanie trumny, w końcu msza i spuszczanie dziewczynki do grobu. To ostatnie przeżyliśmy najbardziej. Miałam ochotę rzucić się na grabarzy z pięściami za to co robią, łzy każdemu lały się strumieniami. Złożyliśmy na „grobie” kwiaty i zapaliliśmy znicze. Na początku Liam tylko mnie obejmował, ale kiedy nadszedł czas wpuszczania trumny do ziemi wszyscy staliśmy w jednym rządku i nawzajem się obejmowaliśmy. Nie organizowaliśmy żadnej stypy, gdyż Amy nie miała rodziny ani przyjaciół. Miała tylko nas. Po zakończeniu obrzędów udaliśmy się do domu zespołu na herbatę. Siedzieliśmy w salonie, a ja opowiadałam im jak to było jak poznałam małą, co skłoniło mnie do tego, że zechciałam jej pomóc itd. Wspólnie wspominaliśmy chwile spędzone z dziewczynką, oczywiście nie obeszło się bez uronienia łez. Chłopacy nie wstydzili się pokazywania swoich uczuć.
A co pomiędzy mną i Harrym? Nic. Kompletnie nic. Prawie z nim nie gadałam, nawet na siebie nie patrzyliśmy. Wgl on prawie się nie odzywał. Chodziliśmy wszyscy przygnębieni, ale jemu chyba bardziej chodziło o mnie i Liama niż o śmierć Amy. Nie wnikałam w to. Kiedy zrobiło się dość późno, wróciłam z Li do mieszkania. Po ciężkim dniu szybko zasnęliśmy.
Dziś obudził mnie mój chłopak słodkim pocałunkiem.
- Dzień Dobry kochanie. – uśmiechnął się lekko, głaskając mnie po głowie.
- Hej. – odwzajemniłam uśmiech po czym wpiłam się w jego wypełnione usta.
- Jak śmiałeś mnie budzić tak wcześnie? – zapytałam, spojrzawszy wcześniej na zegarek.
Była dopiero 8:30.
- Przepraszam, ale zaraz muszę wracać do chłopaków, bo przychodzi Simon, a chciałem się z tobą przed wyjściem jeszcze zobaczyć.
- Kto to? – zdziwiłam się.
- Można powiedzieć, że nasz menager. – puścił mi oczko – Na przeprosiny zrobiłem nam śniadanie. To jak księżniczko, wstajesz? – wyciągnął rękę w moja stronę.
- Dla takiego księcia mogę się poświęcić. – stwierdziłam i wstałam – Tylko daj mi minutkę. – obdarowałam go całusem.
- Ok. – poszedł do kuchni, a ja w tym czasie powędrowałam do łazienki.
- Liz, a może pójdziesz ze mną? – usłyszałam po chwili.
- Czemu nie. Przynajmniej się nie będę nudziła. – odpowiedziałam po czym wyszłam po ubrania.
Założyłam ciemne jeansy, białą bokserkę i czarną marynarkę tzw. marynarską ze złotymi guzikami. Dołączyłam szybko do Liama. Zjedliśmy śniadanie, złożyliśmy naczynia do zlewu, założyłam czarne koturny, wzięłam telefon, kurtkę, Liam bluzę i wyszliśmy. Trzymając się za ręce podążaliśmy do domu chłopaków. Po jakimś czasie byliśmy na miejscu. Weszliśmy so środka. W salonie usłyszałam jakiś nieznajomy mi głos. Spojrzałam na Liama porozumiewawczym wzrokiem. Kiwnął twierdząco głową. Objął mnie w pasie i stanęliśmy w wejściu do salonu.
- Cześć Simon! – podał dłoń mężczyźnie.
- Witaj Liam. – uścisnął ją.
- To jest moja dziewczyna Liz – wskazał na mnie – a to Simon.
- Dzień dobry. – uśmiechnęłam się miło, kłaniając lekko.
- Witaj, dużo o tobie słyszałem. – uścisnął także moją dłoń.
Usiedliśmy naprzeciwko Simona. Rozmawiali o najbliższych wywiadach i sesjach zdjęciowych. Siedziałam i słuchałam dokładnie. Kiedy mężczyzna zaczął się zbierać, zwrócił się do mnie.
- Liz, mam nadzieję, że nie będziesz się denerwowała, kiedy zapytają chłopaków o tą waszą małą przyjaciółkę i o ostatnie wydarzenia?
- No, ale to jest chyba bardzo prywatna sytuacja chłopaków, prawda? Co innym do tego?! – oburzyłam się lekko.
- Skarbie, to show – biznes. – stwierdził Liam.
- Nie wierzę. – pokręciłam głową z niedowierzaniem – Nie zgadzam się, aby udzielano jakichkolwiek informacji o Amy. – powiedziałam stanowczo.
- Niestety, na tym polega ich praca. Muszą mówić o swoim życiu. – odezwał się Simon.
- Ale to nie tylko ich życie! Nie zgadzam się i już!
- A co mają odpowiedzieć, gdy ktoś zapyta o Amy? – spytał z lekkim zdenerwowaniem.
- Nie wiem. To nie moja sprawa, po prostu nic. – odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Widzę, że skoro nie radzisz sobie z taką błahostką w show – biznesie, to będzie Ci trudniej potem. – powiedział nagle Cowel.
- To nie jest błachostka. Simon, człowieku, co się z tobą dzieje! – odezwał się Liam.
On tylko przewrócił oczami.
- Liam on ma racje. – powiedziałam z grymasem na twarzy.
- Liz, co ty mówisz? – zdziwił się Payne.
- Liam, chyba nie powinniśmy się spotykać.
- CO?! – brunet zrobił wielkie oczy – Żartujesz prawda?
- Nie. Jeśli tak ma wyglądać nasze wspólne życie to ja chyba odpadam. Kocham cię i zawsze będę, ale pan Simon ma racje, nie poradzę sobie w tym całym sławnym świecie. To nie dla mnie. Ja nie pozwolę, żeby ktoś wchodził z butami w moje prywatne życie. – mówiłam bardzo stanowczo, wokół była cisza, wszyscy patrzyli na nas z zaciekawieniem.
- Ale Liz, dobrze wiesz, że to moja praca. - chwycił mnie za rękę – Kocham to co robię, ale także kocham Ciebie.
- Wiem, że uwielbiasz swoją pracę. Nie każę ci z niej rezygnować, nie każę także wybierać między mną. Dlatego sama odpuszczam. Przepraszam.. – z oczu spłynęły łzy, ja wyrwałam się z uścisku chłopaka, szybko ubrałam buty, zabrałam kurtkę i wybiegłam z domu.
- Liz!! – słyszałam głos Payne’a lecz nie zamierzałam się zatrzymywać.
Biegłam, jak najszybciej potrafiłam. Łzy same spływały po policzkach, kiedy nie miałam już siły, przysiadłam na ławce i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Najgorsze było to, że nie wiedziałam dlaczego tak szybko bez zastanowienia to zakończyłam. Znaczy mój związek z Liamem. Było mi z nim dobrze, kocham go z całego serca, a jednak to już przeszłość. Śmierć Amy tak bardzo mnie dotknęła, że nie pozwoliłabym nikomu o niej plotkować. Nikt nie powinien wtrącać się w czyjeś prywatne życie. Nawet fani. Jeszcze to, co powiedział ten cały Simon: „Widzę, że skoro nie radzisz sobie z taką błahostką w show – biznesie, to będzie Ci też trudniej potem.” Cały czas chodziło mi to po głowie. Miał rację. Miał całkowita rację. Skoro coś takiego mnie przerasta, to nie ma miejsca dla mnie w życiu sławnego chłopaka. To prędzej czy później musiało się zakończyć. To będzie kolejna rzecz, z którą będę musiała się uporać. Brakowało mi Amy, a teraz już brakuje mi Liama.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odruchowo się odsunęłam.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię. – ujrzałam obok mnie starszą kobietę.
- Kim pani jest? – zapytałam zapłakanym głosem.
- Mieszkam niedaleko, wyszłam do sklepu i zauważyłam, że płaczesz. Podeszłam by cię pocieszyć. Jeśli wylewasz łzy przez chłopaka, to uwierz, nie warto. – odpowiedziała ciepłym głosem.
Tymczasem ja wybuchłam płaczem.
- Hej, mała. Zobaczysz wszystko się jakoś ułoży. Pewnie zrozumie, że zrobił coś co cię zraniło, przeprosi i będziecie znów szczęśliwi. – puściła mi oczko.
- Ale on nie zrobił nic złego. – wyciągnęłam chusteczkę z kurtki.
- W takim razie ty go zraniłaś?
- Nie do końca. Chodzi o to, że jesteśmy z dwóch innych światów, a ja boję się, że się w nim nie odnajdę. Dlatego postanowiłam odejść. Po za tym, osoby trzecie się jeszcze w to wszystko wtrącają. – otarłam łzy jednocześnie dziwiąc się, że zwierzałam sie obcej osobie.
- Kochasz go? – spytała.
- Bardzo. – kiwnęłam twierdząco głową.
- Powiem ci coś. – chwyciła mnie za rękę - Życie nie jest idealne, często napotykamy w nim jakieś przeszkody, które wydają nam się nie do przeskoczenia. Jednak pamiętaj, że w miłości jest siła, której nikt nigdy nie zwalczy. Jeśli naprawdę się kochacie, to nic wam nie jest groźne. – uśmiechnęła się miło.
- Dziękuję. – odwzajemniłam uśmiech.
W tym momencie podszedł do nas "jakiś", poznałam, że to Liam. Spuściłam głowę.
- Liz, możemy pogadać? – zapytał zdyszany.
Starsza pani wstała i pomasowała moje ramię. Podeszła do Liama i powiedziała:
- Walcz chłopcze, bo masz o co. – oznajmiła i oddaliła się.
Chłopak usiadł obok mnie.
- Jak mnie znalazłeś? – zapytałam przerywając chwilową ciszę lecz patrzyłam nie na niego tylko w przestrzeń przed sobą.
- Jak tylko Simon wyszedł od razu pobiegłem za tobą. Pomyślałem, że pewnie będziesz teraz w domu. Ale zauważyłem, że tutaj prawdopodobnie siedzisz, no i jesteś. – odwrócił twarz ku mnie.
- Po co za mną poszedłeś? – zadałam kolejne pytanie, tym razem oschle.
- Bo nadal nie wiem, dlaczego tak nagle chcesz to wszystko zakończyć.
- Po prostu, Liam.
- Podaj mi choć jeden konkretny argument, jeśli uznam, że jest trafny, dam ci spokój.
- Nie widzisz tego? – teraz spojrzałam na niego – Jesteśmy z dwóch różnych światów. Ja jestem zwykłą dziewczyną, która ceni sobie prywatność, a ty?
- Co ja? – przerwał mi.
- A ty jesteś gwiazdą. Masz tysiące, jak nie miliony fanek, które chcą wiedzieć o tobie, twoich bliskich, twoim życiu jak najwięcej. Nie obchodzi ich, że jest coś co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Papparazzi chodzś za Toba krok w krok, by tylko mieć z czego zrobić materiał i zarobić jak najwięcej kasy, szkoda tylko, że większość z tego to kłamstwa.
- Tak nagle zaczęło ci to przeszkadzać? – pytał spokojnie. – Chodzi o Amy, prawda?
- Między innymi. – odparłam przy tym opierając głowę o kolana.
- Po pierwsze nikt z nas nie powiedział, że udzieli czegokolwiek na temat naszej małej przyjaciółki, po drugie jeśli obiecam, że będę próbował zatrzymać trochę swojej i naszej prywatności dla siebie, dasz mi szansę? – podniósł mój podbródek tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy i chwycił mnie za rękę – A po trzecie kocham cię jak wariat i potrzebuję cię, dlatego proszę o szanse dla nas. Jeśli to nie wystarczy, to uklęknę przed tobą teraz i tutaj i będę cię błagał na kolanach. Mogę nawet krzyczeć na całe miasto, jak bardzo cię kocham.
- Liam... – spojrzałam na nasze splecione dłonie.
- Okej. – uklęknął przede mną – Liz, kocham cię najbardziej na świecie, proszę spróbujmy jeszcze raz, błagam, błagam, błagam! – całował moje dłonie bardzo delikatnie.
- Liam wstań. – powiedziałam.
- Ale dasz nam szansę? – spytał z nadzieją w oczach.
- Wstań, proszę. – powtórzyłam.
- Na życzenie. – wstał i poszedł na środek ulicy.
Było w już ciemniej, a okolica w której się znajdowaliśmy, była dość spokojna.
- Kocham Liz Bailey najbardziej na świecie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Proszę kochana, daj nam szanse i wróć do mnie!!!!!!!!!!!!!!!! – krzyczał.
Przed domy powychodzili ludzie, a inni patrzyli przez okna. Ja stałam jak wryta. Zasłoniłam usta rękoma, nie wiedząc co mam zrobić. Ten nie przestawał.
- Kocham Cię!!!!!!!!!!!!! Proszę, daj nam szansę!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Liam zamknij się! – krzyknęłam.
- Nie, dopóki nie będzie jak dawniej! – odpowiedział i znów zaczął się drzeć.
- LIam, proszę, cicho! – podbiegłam do niego i zakryłam jego usta rękami.
- A wybaczysz mi?! – zdjął moje dłonie ze swojej buzi.
- Nie mam czego, wariacie! – zaśmiałam się.
Ten podniósł mnie i obrócił wokół własnej osi krzycząc coś w stylu: „ Wooooohooooo!!!!!!!!!”
Postawił mnie na ziemię i czule pocałował. Ludzie zaczęli klaskać i gwizdać. Jednak my nie przestawaliśmy się cieszyć sobą i cały czas trwaliśmy w pocałunku. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, chwycił mnie za rękę i podążyliśmy do mojego mieszkania.


___________________________________________________________________________________

 Cześć dziewczyny Jak tam po świętach?
Starałyśmy sie, żeby coś z tego wyszło. A czy dobrze czy źle to już wy oceńcie Czekamy na wasze opinie i dziękujemy za poprzednie, wśród wielu SPAMÓW znalazło się kilka perełek.
A no i witamy kolejnego obserwatora! Miło nam, bardzo
Jeśli chcecie kolejny rozdział jeszcze w tym roku, czyli w niedzielę wieczorem to musi być przynajmniej 10 komentarzy. Wierzymy, że dacie radę, jeśli tylko chcecie
Dobra, to do kiedyś tam ;P ( pamiętajcie, że to zależy od Was^^). Pozdrawiamy. 


Bye Directioners
xoxo

24 grudnia 2012

Rozdział 30


- Oczami Liz –
- Jesteś taka piękna… - wyszeptał z uczuciem Harry, po czym od razu musnął moje usta.
Spojrzałam w jego zielone tęczówki i oddałam pocałunek. Nie wiedziałam dlaczego to robię, ale nie przestawałam go całować. Po chwili Harry położył mnie delikatnie na kanapie i całował coraz namiętniej. Jednak coś we mnie pękło i gwałtownie odsunęłam się od niego.
- Harry, nie. Nie możemy. - wróciłam do pozycji siedzącej – Przecież Liam… Boże, co ja zrobiłam!? – wnet wstałam z kanapy, chwyciłam się za głowę i zaczęłam krążyć kółka.
- Jeszcze nic. – wymamrotał Harry – Liz uspokój się. Nic się nie wydarzyło!
- Jak to nic? Harry, prawie wylądowaliśmy w łóżku! – krzyknęłam.
- No właśnie, prawie! Liz ja już nie wytrzymuje, rozumiesz?! Kocham cię i chcę być z tobą, proszę nie utrudniaj mi tego.
- Harry, czy ty się słyszysz!? Nie możemy być razem! Ja jestem z Liamem, czy ci się to podoba czy nie! Kocham Liama! – tłumaczyłam, ale chłopak nie dawał za wygraną.
- Zrobię wszystko, tylko proszę bądź ze mną. – podszedł i uklęknął przede mną, łapiąc mnie za rękę – Liz, ja cały czas myślę o tobie, nie mogę zasnąć, a gdy mi się udaje to snie o tobie, a kiedy widzę cię z Liamem mam ochotę wydrapać sobie oczy.
- Nie! Ja nie kocham ciebie, tylko Liama! Rozumiesz? Nie będziemy razem i w ogóle zapomnijmy o tym co przed chwilą się zdarzyło. To była pomyłka i nigdy więcej się nie powtórzy! I lepiej będzie jak Liam się o tym nie dowie. – wyrwałam swą dłoń z jego uścisku.
- Ale Liz… – błagał, lecz ja już nie chciałam tego słuchać.
- Przestań Harry. Między nami nic nie było, nic nie jest i nigdy nie będzie, zrozumiałeś?
Opuścił dotychczas podniesioną głowę.
- Chyba będzie lepiej jak już pójdziesz. – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i podeszłam do okna. Usłyszałam tylko jak ubiera kurtkę i wychodzi. Czułam się strasznie. Przysięgałam Liamowi niedawno, że nigdy go nie zranię i co? Znów to zrobiłam. Nie mam pojęcia dlaczego oddałam pocałunek Stylesowi. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, chyba tylko to, że potrzebowałam bliskości, a mój chłopak jest kilkanaście kilometrów stąd. Ale to w żaden sposób nie zmieni tego, że jestem zwykłą świnią.
Mimo wszystko w duchu dziękowałam Harremu, że był przy mnie w tych trudnych chwilach. Każdy ma prawo zakochać się w niewłaściwej osobie. On musi zrozumieć, że jedynym mężczyzną i najważniejszym w moim życiu jest i zawsze będzie tylko Liam. 
Byłam już zmęczona płaczem, użalaniem się nad sobą i przemyśleniami. Poszłam się umyć po czym wypiłam szklankę herbaty i położyłam się do łóżka.
- Następny dzień –
Obudziłam się ok. 11. Zważywszy na to, że zasnęłam dopiero po 5 to i tak krótko spałam. Nie chciało mi się wstawać, bo też nie miałam dla kogo. Popatrzyłam na zdjęcie Amy, które stało na moim stoliku nocnym. Chwyciłam ramkę jedną dłonią, a drugą przetarłam opuszkami palców po zdjęciu.
- Będzie mi cię bardzo brakowało, mała. – szepnęłam, a z oczu popłynęły pojedyncze łzy. Po chwili wpatrywania się w dziewczynkę, odłożyłam zdjęcie na swoje miejsce i powoli ruszyłam do łazienki. Zobaczywszy swoje odbicie w lustrze , trochę się przeraziłam. Podpuchnięte, czerwone oczy, nieogarnięte włosy. Chyba nigdy tak źle nie wyglądałam. Przemyłam twarz zimną wodą w celu orzeźwienia się. Następnie nałożyłam na nią krem nawilżający i wyszłam z łazienki.  Założyłam na siebie szare leginsy, białą bokserkę i czarne, ciepłe papcie. Nie specjalnie chciało mi się jeść dlatego spożyłam tylko jakieś stare ciastko. Zrobiłam sobie kawę i zasiadłam wygodnie na kanapie. Oparta o duże poduchy, popijając napój rozmyślałam o wczorajszym całym dniu.  
- Oczami Liama –
Ok. 9. 30 jak tylko przestało padać spakowaliśmy walizki do samochodu Louisa, pożegnaliśmy się z moją rodziną i wyruszyliśmy do Londynu. Nie mogliśmy jechać zbyt szybko, bo było dość ślisko, ale próbowaliśmy jak najszybciej dostać się do domu. Podróż utrudniały nam warunki pogodowe, a przede wszystkim korki.  Po jakiś 2h dotarliśmy. Od razu wparowałem z torbą do naszego domu z nadzieją, że w końcu przytulę Liz.
- Cześć Horan! – przywitałem się z przyjacielem. – gdzie Liz?
- U siebie w mieszkaniu. – odparł zjadając niechętnie kanapkę.
- Jak to u siebie?! Pozwoliliście jej być samej?! – oburzyłem się.
- Przepraszam, ale uparła się. – wszedł do kuchni Harry.
- A byliście u niej chociaż zobaczyć jak się czuje? Nie odbiera telefonu!
- Jest rozbita, ale walczy. – odrzekł loczek, zabierając szklankę soku i wyszedł.
- Niall dzięki za wszystko. Lecę do Liz. Nie wiem kiedy wrócę. – krzyknąłem i poszedłem do Louisa.
- Lou, mógłbyś mnie jeszcze podwieźć do mieszkania Liz? Wiem, że ostatnio wiele od ciebie wymagam, ale to już ostatni raz, przysięgam. - wbiegłem do pokoju Tomlinsona.
- Stary, nie ma sprawy. Zresztą i tak wybierałem się do Taylor. – klepnął mnie w ramię.
Po chwili znów znaleźliśmy się w samochodzie. Ruszyliśmy i po 20 minutach stałem już pod drzwiami do mieszkania Liz. Zapukałem. Po minucie ujrzałem moją piękną, choć smutną dziewczynę.
- Liam. – szepnęła i od razu rzuciła mi się w ramiona.
Mocną ją objąłem.
- Już jestem przy tobie skarbie. – ucałowałem ją w głowę, a potem czoło.
Wprowadziła mnie do środka za rękę, zamknęliśmy za sobą drzwi i znów zaczęliśmy się tulić. Trwaliśmy w takim uścisku i w ciszy dość długo. Potrzebowaliśmy tego.
- Kochanie, dlaczego nie odbierałaś telefonów? Martwiłem się o ciebie! – chwyciłem jej głowę w dłonie.
- Przepraszam, ale wyłączyłam telefon. Nie chciałam zbędnych telefonów. Tęskniłam za tobą. – położyła swoją dłoń na moim policzku.
- Ja za tobą też, nawet nie wiesz jak bardzo. – pocałowałem ją czule.
- Jesz coś w ogóle? Straszny chuderlak z ciebie się zrobił! – zmierzyłem ją wzrokiem.
- Nie chce mi się jeść. – odwróciła wzrok.
- Kotek, wiem, że jest ci ciężko, ale tak nie można. Musisz jeść, żeby mieć siły, by to wszystko przezwyciężyć. – podniosłem jej podbródek.
- Ale ja potrzebuje ciebie, a nie jedzenia. – posmutniała jeszcze bardziej.
- Choć tutaj. – przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
Usiedliśmy na kanapie i wspominaliśmy małą Amy. Nawet udało mi się rozbawić Liz.
- To co? Zrobić Ci coś do jedzenia? – zapytałem.
- A uznajesz odpowiedź NIE? – spojrzała na mnie.
- Nie. – zaśmialiśmy się.
Udałem się do kuchni i zrobiłem nam tosty. Do tego ciepłą herbatę.
- Proszę. – podałem Liz talerz.
- Dziękuję kochanie, ale to za dużo. – cmoknęła mnie w policzek.
- Dasz radę. – uśmiechnąłem się i zaczęliśmy jeść. 
Po posiłku Liz posprzątała, a ja poszedłem do łazienki. Kiedy wróciłem Liz leżała na kanapie wpatrując się w okno. Położyłem się obok, twarzą do niej. Nasze twarze były od siebie oddalone o zaledwie kilka cm.
- Kiedy pogrzeb? – spytałem poważnie.
- W piątek. – odpowiedziała cicho.
- To za dwa dni. – pomyślałem.
Spojrzałem na nią, a z jej oczu popłynęła pojedyncza łza.
- Przejdziemy przez to razem. – przybliżyłem się do niej i musnąłem jej usta.
Oddała pocałunek. Trwaliśmy w nim jakiś czas.
- Liam, zostaniesz na noc? Nie chcę być sama.
- Oczywiście skarbie. – uśmiechnąłem się.
- A co z Nicole? – zapytała po chwili.
- Czuje się dobrze. Wczoraj robili jej wszystkie dodatkowe badania i stwierdzili, że za parę dni może wrócić do domu. Powiedzieli też, że straszniej to wyglądało niż naprawdę było.
- Cieszę się. – uśmiechnęła się lekko – Wiesz, długo myślałam w nocy o Amy. Powinnam dla niej wziąć się w garść i w końcu znaleźć pracę. Pomożesz mi poszukać?
- Pewnie. – usiedliśmy na dywanie. Ja poszedłem do kuchni po coś do picia, a Liz w tym czasie uruchomiła laptopa.
Szperaliśmy dość długo w Internecie, ale niestety nic aktualnego nie było. Zrobił się wieczór. Wspólnie przyrządziliśmy kolację. Zjedliśmy, po czym ja posprzątałem, a Liz poszła pod prysznic. Potem ja zająłem łazienkę. Dołączyłem do leżącej już w łóżku Liz i przytuliłem ją do siebie.
- Dobranoc skarbie. – ucałowałem ją w czoło.
- Dobranoc kochanie. – uśmiechnęła się szczerze i wtuleni w siebie zasnęliśmy. 
________________________________________________________________________________

Hi Directioners! Dziś wyjątkowy dzień. Po pierwsze wigilia, a po drugie nasz kochany chłopiec Lou ma dziś 21 urodziny! Jej, jak ten czas zleciał... No i macie taki drobny prezencik pod choinkę, w kształcie właśnie dzisiejszego rozdziału. To już 30! ;o Dacie wiarę? Hahah!
Agata: Dzisiaj mieliłam mamie mak na makowiec i wiecie o czym pomyślałam!? O nowym wątku do opowiadania. Zuzia stwierdziła, że niezły, ale to się okaże :) Tak wgl mamy tyle pomysłów na tego bloga, że sobie nie wyobrażacie!
Serdecznie dziękujemy za poprzednie 9 komentarzy, bardzo się cieszymy, że chociaż tyle ;) Mamy nadzieję, że pod tym chapterem pojawi się tyle samo or więcej komentarzy! :P
A! Życzymy Wam dużo miłości, radości, wielu prezentów pod choinką, spełnienia najskrytszych marzeń, oczywiście spotkania z 1D! no i ogólnie zdrowych spokojnych świąt! Trzymajcie się ciepło i do następnego! :**

20 grudnia 2012

Rozdział 29


- Bardzo mi przykro. – położył rękę na moim ramieniu.
- Ale dlaczego? Co się stało?! – z moich oczu popłynęły kolejne łzy.
- Niestety nie dało się już nic zrobić… - zacisnął usta lekarz.
- Ale o czym pan mówi!? Przecież z Amy jest wszystko dobrze, tak?!
Chwila ciszy.
- Z Amy wszystko w porządku, tak!?!!? – wstałam z krzesła odrzucając rękę doktora.
- Pani Bailey.. Bardzo mi przykro, że muszę to powiedzieć, ale…
- Ale co!? – spojrzałam na niego z oczami pełnymi łez.
- Amy Wilson nie żyje. – powiedział cicho.
- Nie!!!!! To nie możliwe!!! – zaczęłam krzyczeć, a z oczu popłynęła fala łez.
- Niestety. Proszę mi uwierzyć, robiliśmy wszystko co w naszej mocy! – próbował mnie uspokajać lekarz.
- AMYYY!!!!!!!!!!! – wyrywałam się i krzyczałam, próbując wejść do sali, w której obecnie znajdowała się .
- Oczami Harrego –
Stałem naprzeciw Liz. Nagle usłyszałem:
- AMy Wilson nie żyje. – słowa wypowiedziane przez jednego z lekarzy.
Zobaczyłem zrozpaczoną Liz, która tak jak ja nie mogła uwierzyć w te słowa. Krzyczała, wyrywała się, głośno płakała. Próbowała się dostać do Amy, ale na darmo. Nie mogłem dłużej patrzeć jak się męczy, nie mogłem znieść jej cierpienia. Sam się popłakałem.
- Liz, cii. – przygarnąłem ją do siebie. Jednak ona wyrywała się nadal krzycząc:
- Dlaczego?!?!!? Dlaczego?!!!!!!!!!!!! – biła pięściami w moją klatkę. Nie protestowałem, wiedziałem, że jej to pomoże, jak się wyżyje. Cały czas płakała.
- Powiedz, dlaczego?! – wyszeptała, spoglądając mi prosto w oczy.
Nie potrafiłem jej odpowiedzieć na to pytanie. Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Mocno przytuliłem ją do siebie, tym razem ona także wtuliła się we mnie. Jednak nadal głośno szlochała. Czułem jak moja koszulka staje się coraz bardziej mokra. Ale nie przeszkadzało mi to. Wiedziałem, że płacz jest najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji. Spojrzałem na Nialla. Bił pięścią w ścianę, płacząc. Zayn natomiast siedział pod ścianą, oparty łokciami o kolana, głowę miał zakrytą rękoma. Wszystkim nam było cholernie ciężko. Bolało mnie to, że nie umiałem pocieszyć Liz.
- Oczami Taylor –
Wróciłam do szpitala z wielkim misiem, którego przed chwilą kupiłam dla Amy. Weszłam na oddział i zauważyłam, że moi przyjaciele są totalnie rozbici. Wszyscy płakali. Z misiem pod pachą podbiegłam do przytulonej do Harrego Liz i spytałam:
- Liz, co się dzieje?
Ona tylko spojrzała na pluszaka i od razu wybuchła głośnym płaczem. Nie wiedziałam co się stało, dlaczego oni wszyscy płaczą?
- Harry? – zwróciłam się do lokowatego.
- Amy nie żyje. – powiedział ledwo słyszalnie.
Wtedy jakby świat się zatrzymał. Pojawił się przed moimi oczyma obraz małej Amy bawiącej się w swoim kąciku. Miś i torebka spadły na podłogę. Wpatrywałam się w szklane drzwi sali i poczułam na moich policzkach ciepłe krople. Spływały jedna po drugiej. Był to niesamowity szok. Cofnęłam się do tyłu i usiadłam na krześle. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać.
- Oczami Liz –
Staliśmy wszyscy wokół Amy. Była taka mała, bezsilna. Każdy z nas pociągał nosem. Nie potrafiliśmy dopuścić do siebie myśli, że jej już nie będzie. Jej uśmiech wywoływał u nas radość. Teraz leżała na łóżku nieruchoma.
Po krótkiej chwili w pomieszczeniu pojawił się ksiądz, który odmówił modlitwę za małą. Pomodliliśmy się wspólnie, nawet Zayn. Poprosiłam wszystkich, aby zostawili mnie na chwilę sama z Amy.
- Jesteś pewna? – spytał Harry.
- Tak..  – odpowiedziałam cicho po czym w sali zostałyśmy tylko ja i dziewczynka. Usiadłam obok niej na łóżku, głaskałam po głowie. Po prostu patrzyłam na nią, jeszcze przez tą chwilę. Nie mogłam się pogodzić z myślą, że jej tu już nie ma. Miałam wrażenie, że ona tylko śpi, że jutro się obudzi i będzie wszystko jak dawniej. Pozwalałam łzom swobodnie spływać. Po kilkunastu minutach pożegnałam się z dzieckiem i wyszłam z sali.
- Oczami Harrego –
Siedzieliśmy wszyscy na korytarzu, czekaliśmy aż Liz wyjdzie. Długo tam już była, ale nie chcieliśmy jej przeszkadzać. Prawdopodobnie potrzebowała tej chwili. W końcu zza szklanych drzwi wyszła przygnębiona, smutna dziewczyna.
- Wszystko ok.? – podszedłem do niej.
Tylko kiwnęła twierdząco głową i otarła mokre policzki. Objąłem ją ramieniem i wszyscy udaliśmy się do samochodu. Drogę przebyliśmy w całkowitej ciszy. Gdy Niall, Zayn i Tay wysiedli Liz odezwała się ledwo słyszalnie:
- Harry, odwieziesz mnie do domu? – patrzyła na swoje palce u rąk.
- To nie jest dobry pomysł, abyś była teraz sama. – odrzekłem wyjmując kluczyki ze stacyjki.
- Ale właśnie tego teraz chce. Proszę. – spojrzała na mnie proszącym wzrokiem.
- Okej. – wyjrzałem zza szyby i krzyknąłem za Niallem.
- Niall! Jadę odwieźć Liz do mieszkania. – kiwnął głową na znak, że usłyszał i pojechaliśmy.
Droga jak poprzednia – przebyta w ciszy. Jednak w końcu dotarliśmy na miejsce. Odprowadziłem Liz do mieszkania.
- Dziękuję Harry. – rzekła po wejściu.
- Liz, może zostanę z tobą? Nie chcę żebyś była tu sama. – powiedziałem z troską obejmując ją.
- Nie. Naprawdę chcę być teraz sama. – odwiesiła swoją kurtkę na wieszak.
- Okej, ale pamiętaj, że jakby co to możesz na nas liczyć, tak?
- Mhm.
- Trzymaj się. – ucałowałem ją w czoło, i chwyciłem za klamkę.
- Harry?
Odwróciłem się.
- Tak?
- Moglibyście powiadomić Liama? Bo jaa.. Ja nie jestem w stanie o tym mówić.. – zakryła twarz rękoma.  
- Jasne. – pogładziłem ją po ramieniu. – Dzwoń jakby coś się działo. – złożyłem delikatnego buziaka na jej policzku, które odkryła.
- Dziękuję.
Wyszedłem i słyszałem jak zaklucza za mną drzwi. Serce mi pękało, że ją musiałem zostawić samą.
- Oczami Liz –
Zakluczyłam drzwi i kolejny raz tego dnia zaczęłam gorzko płakać. Oparłam się o nie i po chwili zsunęłam się po nich na podłogę. Chwyciłam się za nogi i głowę oparłam o kolana. Ciągle płakałam. Po długim siedzeniu przy drzwiach w końcu wstałam i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie gorącej herbaty po czym przeniosłam się na parapet. Usiadłam na nim okrywając się kocem. Piłam ciepły napój i wpatrywałam się oświetlony wieczorem Londyn. Zabrałam z komody zdjęcie Amy jak byłyśmy w wesołym miasteczku. Była taka radosna, zachwycona. Spoglądałam to na zdjęcie, to w okno. Moje łzy, jak krople deszczu po szybie, spływały swobodnie po policzkach. Te wszystkie wspomnienia, które mi w tej chwili towarzyszyły, sprawiły, że mimowolnie zaczęłam ryczeć. Obwiniałam siebie za to wszystko co się stało. Gdybym wcześniej zdobyła pieniądze, gdybym wcześniej jakoś zareagowała.. To wszystko inaczej by teraz mogło wyglądać. Ale spieprzyłam. Jej już nie ma i nie będzie. Nigdy… Ze złości rzuciłam szklanką, która pokruszyła się na miliony kawałeczków. To tak strasznie bolało. Straciłam ją. Na zawsze…   
- Oczami Nialla –
Siedziałem w salonie, kiedy do domu wszedł Harry.
- Trzeba poinformować Liama. – oznajmił od razu po wejściu.
- Już to zrobiłem. – odpowiedziałem.
- I co?
- Jest późno i straszna ulewa u nich. Mama Liama nie chce puścić ich w taka pogodę, więc przyjadą jutro. – poinformowałem.
- Okej. Idę się wykąpać i chyba się położę. Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. – stwierdził loczek po czym wstał i poszedł na górę.
Ubrałem kurtkę i wyszedłem się przewietrzyć. Musiałem jakoś odreagować. Choć na zewnątrz strasznie padało, ale mimo tego chciałem być na świeżym powietrzu. Spacerowałem po ulicach Londynu. Miejsca, które niedawno wydawały mi się takie radosne, przyjemne, teraz były przytłaczające i szare. W domach świeca się pojedyncze światła, nade mną wielka chmura, z której ciągle leje deszcz. Nawet lepiej, przynajmniej nie widać, że o policzku spływają krople żalu. Nie umiałem sobie wyobrazić jak teraz Liz cierpi. Skoro mnie to tak bardzo dotknęło, to ona jeszcze bardziej to przeżywa. Minęła już jakaś godzina odkąd wyszedłem z domu. Deszcz powoli przestaje padać. Byłem już przemoczony, prawie ze mnie ciekło. Stwierdziłem, że chyba największy czas wracać do domu. Tak też zrobiłem.
- Oczami Harrego –
Po wykąpaniu położyłem się do łóżka. Leżałem, przewracałem się z boku na bok. Nie mogłem spać, cały czas myślałem o dzisiejszym dniu, o tym jak teraz będzie, jak się czuje Liz. Nie dawało mi to spokoju, dlatego postanowiłem zadzwonić do niej. Wybrałem jej numer. Usłyszałem pierwszy sygnał, po czym włączyła się sekretarka. Spróbowałem po 10 minutach jeszcze raz. Potem ponowiłem próbę jeszcze kilka razy, jednak bez skutku. Martwiłem się o nią. Nie odbierała telefonu. Był środek nocy, a ja nadal nie spałem. Wpatrywałem się długo w biały sufit, po czym nie wytrzymałem i zacząłem się ubierać. Szybko włożyłem na siebie jeansy, jakiś t – Shirt.  Wziąłem pierwszą lepszą bluzę, zabrałem telefon i kluczyki od samochodu i wybiegłem z domu. Bluzę rzuciłem na fotel pasażera, odpaliłem silnik i wyruszyłem. Po 15 minutach byłem już pod mieszkaniem Liz. Początkowo wahałem się czy pukać, żeby jej czasem nie obudzić czy coś, jednak zdecydowałem się i zapukałem. Zero reakcji. Zapukałem raz jeszcze trochę głośniej, nadal nic. W końcu zadzwoniłem. W między czasie dzwoniłem na telefon, ale także nie odbierała.  Usłyszałem otwierający się zamek w drzwiach. Poczułem ulgę. W drzwiach ukazała się Liz z poczochranymi włosami, podkrążonymi, czerwonymi oczami, rozmazanym makijażem, ubrana w rozciągnięte ciuchy.
- Liz, dlaczego nie odbierasz telefonu?! Martwiłem się! – oznajmiłem.
Ta rzuciła mi się w ramiona i mocno się wtuliła.
- Dziękuję, że przyszedłeś. – szepnęła.
- Miałaś się odezwać jak będziesz nas potrzebowała. – uścisnąłem ją.
Rozpłakała się.
- Już dobrze. – głaskałem jej włosy.
Weszliśmy do środka. Usiadła na kanapie. Ukucnąłem przed nią chwytając ją za kolana.
- Jadłaś coś w ogóle? – kiwnęła przecząco głową.
- A piłaś chociaż coś ciepłego? – spytałem ponownie.
- Herbatę. – rzekła wyciągając chusteczkę z pudełka.
- Zrobię ci coś do jedzenia. Musisz coś zjeść.
Udałem się do kuchni. Przygotowałem jej ciepłą herbatę i parę kanapek. Zaniosłem je do salonu i położyłem na stolik usiadłem obok niej, podając napój.
- Dziękuję. – powiedziała odbierając kubek.
- A kanapki? – spojrzałem na talerz.
- Nie jestem głodna. – upiła łyk.
- Ale musisz zjeść choć trochę. Chociaż jedną.
Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem po czym sięgnęła po chleb. Nastąpiła niezręczna cisza, którą po krótkim czasie przerwałem.
- Liz, myślałem dzisiaj nad tym całym dniem, nad tym co się stało. Bardzo nam wszystkim przykro i ciężko. Trudno nam w to uwierzyć, ale trzeba nauczyć się z tym żyć. Rozumiesz? Amy nigdy nie lubiła kiedy jesteś smutna. Spróbuj pomyśleć o tym, że teraz Amy będzie lepiej. Nie będzie już jej nikt wyśmiewał, nic jej nie będzie bolało, a cały czas będzie tutaj z tobą, tylko w innej postaci. I to dla niej powinnaś się jak najszybciej pozbierać. Oczywiście potrzeba na to czasu, bo to on leczy rany, ale chociaż spróbuj. – chwyciłem ją za dłoń.
- To nie takie proste Harry. – westchnęła.
- Wiem, ale nie jesteś sama. Masz nas, mnie. Masz… Liama. Zawsze będziemy z tobą i będziemy Cię wspierać. – tłumaczyłem jej.
- Dziękuje, jesteście kochani wszyscy, ale na razie sama się musze z tym uporać. To strasznie boli. – wtuliła się we mnie, szlochając.
- Rozumiem. – mocno ją przytuliłem. Liz podniosła głowę tak, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Chwyciłem jej twarz w swoje dłonie, otarłem kciukami spływające łzy.
- Jesteś taka piękna… - powiedziałem i nieśmiało musnąłem jej usta.
Spojrzała na mnie i oddała pocałunek. Wplotła swe ręce w moje włosy, ja chwyciłem ją w talii. Całowaliśmy się. Położyłem ją delikatnie na kanapie…
_________________________________________________________________________________

Hej Wam! Jak tam przygotowania do świąt? Jutro wigilia klasowa <33 Uwielbiamy ten dzień! Co do rozdziału... Przypadł wam do gustu? Jest taki bardziej opisowy, ze względu na uczucia bohaterów, no ale akurat tego ta sytuacja wymaga. Przepraszamy Was, że uśmierciłyśmy Amy, no ale to było już dawno planowane i wg. Coś się dzieje. Mamy nadzieję, że w miarę dobrze opisałyśmy uczucia itd. Jeśli coś nie tak -  piszcie :) Tak w ogóle dziękujemy serdecznie za 12 komentarzy :) Dawno tylu nie było^^ I oczywiście prosimy, aby ta liczba się utrzymała :) 
I na koniec takie małe pytanko: Jeśli dodamy podczas przerwy świątecznej rozdziały, to będziecie miały czas czytać, czy raczej nie? Piszcie w komentarzach, prosimy! :)  Pozdrawiamy i do następnego! :D

09 grudnia 2012

Rozdział 28


Obudziłam się, kiedy słońce powoli wschodziło. Liam jeszcze spał. Nie chciałam go budzić, dlatego wymknęłam się z jego objęć i poszłam do łazienki. Odbyłam poranny prysznic, uczesałam włosy, zrobiłam make - up. Ubrałam luźną koszulkę Liama, która sięgała mi ledwo za pośladki. Daddy nadal spał. Postanowiłam nie czekać na niego, więc zeszłam na dół do kuchni. Myślałam, że tylko ja nie śpię, jednak gdy weszłam do środka zdziwiłam się.
- Hej. – odezwał się niepewnie Harry.
- Cześć. – odpowiedziałam oschle, nie ukrywając złości.
Zajęłam się sobą, nie zwracając na niego uwagi. Zaczęłam robić kanapki i nagle poczułam ręce w pasie. Odruchowo się wzdrygnęłam.
- Nie bój się. – lokowaty się zaśmiał.
Odwróciłam się, jednocześnie popychając go.
- Harry! Co ty sobie ryjesz człowieku!? – podniosłam głos.
- Nic. Ja po prostu..
- Jak to nic?! Najpierw incydent na lotnisku, wczorajszy też i jeszcze dzisiaj?! O co ci do ciężkiej cholery chodzi!?
- Liz, proszę. Spokojnie. – wziął mój nadgarstek, którym wcześniej wymachiwałam mu przed oczyma.
- Co spokojnie!? Wczoraj o mało co nie straciłam Liama, a ty mnie jeszcze uspokajasz?! – nie mogłam pohamować swoich emocji – Ludzie trzymajcie mnie bo nie wytrzymam. – powiedziałam już ciszej, opierając się o szafkę.
- Wszystko Ci wytłumaczę. – posmutniał. – Bo ja..
Nie zdążył dokończyć, gdyż w drzwiach pojawił się Zayn. Ziewnąwszy wcześniej zapytał:
- Co tu tak głośno?
- A tak sobie gadamy. – wymusiłam uśmiech.
- Za to, że mnie obudziliście robicie mi śniadanie. – usiadł przy stole i mrugnął do mnie.
- Się robi! – zasalutowałam i zaczęłam kontynuować robienie posiłku.
- Tak w ogóle co wy tutaj tak wcześnie robicie? – spytał po chwili.
- Nie chciało mi się spać, to postanowiłam zrobić wam coś do zjedzenia. – nie przerywałam czynności – A Harry przy okazji mi pomagał, prawda? – klepnęłam go lekko w ramię.
- No to pewnie zaraz głodomory przyjdą, bo chyba trochę głośno zabieraliście się do tego śniadania. – zaśmiał się.
- Kanapki są już gotowe, więc nie widzę problemu. – uśmiechnęłam się, kładąc talerz z chlebem na stół.
Długo nie trwało, a w kuchni zrobiło się nas więcej. W sumie brakowało tylko mojego chłopaka. Wyszłam, aby go zawołać, ale nie musiałam fatygować się na górę. Liam zbiegł ze schodów z torbą podróżną zawieszoną na ramieniu. Był przerażony i całkowicie rozbity. Podbiegłam szybko do niego.
- Kochanie, co się dzieje!? – spytałam troskliwie.
- Liz przepraszam cię, ale muszę wyjechać do Wolverhampton. Moja siostra miała wypadek i jest w szpitalu, nie przytomna. Muszę do niej pojechać.
- Ale jak to? Tak mi przykro. – przytuliłam go mocno.
- Muszę tam pojechać! Muszę przy niej być! – spojrzałam na niego, z jego oczu popłynęły łzy.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Wyjdzie z tego. – musnęłam jego usta.
- Lou kluczyki!!
- Liam nie możesz prowadzić! – krzyknęłam.
- Przecież nie masz prawka. – ocknął się Tommo.
- Chrzanie to! Muszę się tam dostać, i to jak najszybciej!
- Lou, proszę. Jedź z nim. – prosiłam.
- Ok., ok. Tylko założę buty.
- Masz 3 sek.! – oznajmił Liam.
- Kochanie, trzymaj się. – pocałowałam go raz jeszcze.
- Ty też. I ucałuj ode mnie małą. – przytuliliśmy się na pożegnanie i wyszli. Od razu poszłam do „naszego” pokoju. Tam przebrałam się w swoje ciuchy i trochę ogarnęłam pokój. Położyłam się na pościelonym już łóżku i zaczęłam płakać. Myślałam wtedy o Nicole. Dlaczego właśnie teraz tyle nieszczęść spada na naszych bliskich? Jeszcze dwa dni temu było wszystko dobrze, a teraz? Z dnia na dzień coraz więcej się sypie. Moje rozmyślenia przerwało mi pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziałam cicho.
- Nie przeszkadzam? – usłyszałam głos Zayna.
- Nie, wchodź. – otarłam łzy.
- Heeej, płakałaś? – zapytał troskliwie, usiadł obok mnie.
- Trochę… - odparłam wycierając dłonią mokre policzki.
- Przecież z Amy już wszystko okej, to co cię martwi? Chodzi o siostrę Liama?
- Między innymi. - odgarnęłam włosy z twarzy.
- Liz, co się dzieje? – znów zapytał, przybliżając się.
- Bo wszystko tak nagle zaczęło się komplikować. – zaczęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- O czym ty mówisz? Amy dostanie lek i będzie wszystko w porządku. A Nicole też z tego wyjdzie. Musisz w to uwierzyć!
- Tak, tylko że jeszcze dwa dni temu wszystko się układało, a teraz… Nie wiem, co o tym wszystkim mam myśleć. – zakryłam twarz dłońmi.
Zayn wziął jedną z nich i mocno ścisnął.
- A ja nie wiem co mam ci odpowiedzieć. – zaśmiał się cicho – Choć tu. – przyciągnął mnie do siebie i przytulił – Zobaczysz, niedługo będzie jak dawniej.
- No oby. – westchnęłam – O czymś chciałeś pogadać?
- Chciałem, ale to już nie ważne. – kiwnął ręką – Lepiej już się zbierajmy, bo Amy pewnie już czeka. – puścił mi oko.
- A która jest godzina?
- Pewnie już koło wpół do 10.
- Już?! To musimy jechać! – zerwałam się.
- Czekamy na dole. - rzekł i wyszedł.
Zabrałam torebkę i zeszłam do salonu.
- Jesteś gotowa? – zawołał Niall.
- Mhm. Możemy jechać. – zaproponowałam.
- To chodźmy. – uśmiechnął się Zayn.
Wsiedliśmy do samochodu Harrego. Jechaliśmy około 25 min w całkowitej ciszy.
W końcu dotarliśmy pod szpital i zaparkowaliśmy. Weszliśmy do budynku, kierując się na oddział małej. W sali akurat była pielęgniarka.
- Dzień dobry, można? – zapytałam.
- Dzień dobry. Pewnie, śmiało. – kobieta odwzajemniła nam uśmiech i udała się do swojego pokoju.
- Cześć Amy. - powiedziałam miło, całując małą w czoło.
- I jak tam szkrabie? – zapytał z radością Nialler.
- Dobrze. – odpowiedziała - A gdzie Liam?
- Niestety musiał wyjechać, wiesz? Ale kazał cię uściskać. – odparłam po czy przytuliłam ją.
- Przywieźliśmy Ci trochę słodyczy. – wyszczerzył się Harry.
- Tylko nie jedz ich za dużo, bo będziesz wyglądała jak twój idol. – zaśmiał się mulat, spoglądając na blondyna.
- Ei, chyba nie wyglądam aż tak źle! –  niebieskooki spojrzał na swój brzuch.
Dziewczynka zaczęła się śmiać. Chłopaki rozbawiali ją cały czas. W końcu przyszła pielęgniarka i powiedziała, że czas podać lek Amy. To ten, dzięki któremu Amy będzie mogła dalej żyć.
- Liz, gdzie mnie pani zabierze? – spytała Amy trochę drżącym głosem.
- Kochanie, pani pielęgniarka zabierze cię teraz do innej sali. Tam dostaniesz lek, który pomoże ci odzyskać siłę i niedługo wrócisz do domku. – uśmiechnęłam się chwytając ja za rączkę.
- A to będzie bolało? – kontynuowała dziewczynka.
- Nie, na pewno nie. – ucałowałam ją i oddałam w ręce pielęgniarek.
Chłopaki pokiwali małej i usiedliśmy na korytarzu przed właściwą salą. Bardzo się bałam. W pewnym momencie przyszedł sms od Liama: „ U nas już wszystko gra. Nicole się obudziła, ale jest słaba. Lekarze powiedzieli, że nic poważnego się nie stało, jest lekko potłuczona, no i nie ma siły na razie. Ale generalnie jest dobrze. A jak tam Amy? Odezwij  się jak będziesz mogła. Buziaki, papa xxx”
Na co odpisałam: „ Cieszę się bardzo, że już dobrze. Amy właśnie dostaje lek. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Kocham Cię ”
Z każdą minutą bałam się coraz bardziej. Chłopakom tez nie było łatwo. Szczególnie Niallowi. Wszyscy czekaliśmy na tylko dwa słowa” Udało się.”  Harry usiadł obok mnie.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. – objął mnie ramieniem.
Spojrzałam z niepewnością w jego zielone oczy i po chwili wtuliłam się  niego. To było mi wtedy potrzebne. Przez kolejne chyba 40 minut siedział przy mnie i dodawał mi otuchy, wiary. W pewnej chwili do sali zaczęło się schodzić coraz więcej lekarzy. Nie zaniepokoiłoby mnie to, gdyby nie właśnie lekarze, którzy bardzo szybko chodzili w tą i z powrotem. Zaczęło się ich namnażać i po jakimś czasie wyszła na zewnątrz pielęgniarka z dość przygnębioną miną.
- Coś się stało? – spytałam zrywając się z krzesła.
- Zaraz wszystko opanujemy. Proszę usiąść. – odpowiedziała.
- Chcę wiedzieć co się dzieje z Amy! – podniosłam ton.
- Proszę się uspokoić, za chwilę będzie wszystko dobrze.
- Mogę tam wejść? – spytałam.
- Nie, nie wolno.
- To niech mi pani powie co do cholery dzieje się z Amy!
Widziałam, że wokół łóżka biegają lekarze. To nie mogło być normalne. Strasznie się bałam. Byłam wręcz przerażona tą całą sytuacją. Oczywiście nie przeszło to uwadze Harrego, który od razu podszedł do mnie.
- Liz, co się dzieje?
- Cos niedobrego z Amy, wiem to. A ta pani nie chce mi powiedzieć co! Harry boję się! Ona musi z tego wyjść rozumiesz?! – zaczęłam płakać i szarpać się z pielęgniarką.
Chciałam tam wejść, zobaczyć Amy. Ja musiałam wiedzieć co tam się dzieje, a ta kobieta nie chciała mi powiedzieć! Harry i reszta chłopaków także próbowali się dowiedzieć, ale ona była nieugięta.
Po kilku minutach jeden z lekarzy wyszedł z sali z bardzo zawiedzioną i zdenerwowaną miną. Wiedziałam już, że coś poszło nie tak.
- Przepraszam, niech mi pan powie, co z Amy!? – podbiegłam do doktora, ale on bez słowa mnie ominął.
- Proszę mi powiedzieć co się stało! – spytałam kolejnego, tylko spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach i poszedł dalej.
 Pytałam, prosiłam, ale nikt nic mi nie chciał powiedzieć. Dopiero, gdy wyszedł lekarz prowadzący Amy, zauważył, że nie mam już na nic siły. Tylko siedziałam bezradnie na krześle, Niall z Zaynem chodzili bezsensownie po korytarzu, tam i z powrotem. Harry stał pod ścianą z niecierpliwością. Lekarz podszedł do mnie, nachylił się nade mną i rzekł:
- Bardzo mi przykro. – położył rękę na moim ramieniu.
- Ale dlaczego? Co się stało?! – z moich oczu popłynęły kolejne łzy.
TO BE CONTINUED
 _________________________________________________________________________________

Udało nam się dodać rozdział po tyg, bo znalazłyśmy chwilę, by go napisać. I jak podoba się? Tak przy okazji.. Kolejny raz dajecie nam powód do zastanowienia, czy czasami nie powinnyśmy zawiesić bloga ;( Jest coraz mniej wejść, tym samym ledwo dobijacie do 5 komentarzy. Z tego powodu jest nam trochę przykro, ale jeśli to z naszej winy nie komentujecie lub w ogóle nie czytacie, to proszę, napiszcie w komentarzu. Spróbujemy się poprawić. Ale oczywiście dziękujemy z całego serca tym, którzy faktycznie wchodzą na naszą stronę, czytają i piszą swoją opinię. Bardzo wiele to dla nas znaczy.
Z góry dziękujemy.
Bye Directioners
xoxo