- Bardzo
mi przykro. – położył rękę na moim ramieniu.
- Ale
dlaczego? Co się stało?! – z moich oczu popłynęły kolejne łzy.
-
Niestety nie dało się już nic zrobić… - zacisnął usta lekarz.
- Ale o
czym pan mówi!? Przecież z Amy jest wszystko dobrze, tak?!
Chwila
ciszy.
- Z Amy
wszystko w porządku, tak!?!!? – wstałam z krzesła odrzucając rękę doktora.
- Pani
Bailey.. Bardzo mi przykro, że muszę to powiedzieć, ale…
- Ale
co!? – spojrzałam na niego z oczami pełnymi łez.
- Amy
Wilson nie żyje. – powiedział cicho.
-
Nie!!!!! To nie możliwe!!! – zaczęłam krzyczeć, a z oczu popłynęła fala łez.
-
Niestety. Proszę mi uwierzyć, robiliśmy wszystko co w naszej mocy! – próbował
mnie uspokajać lekarz.
-
AMYYY!!!!!!!!!!! – wyrywałam się i krzyczałam, próbując wejść do sali, w której
obecnie znajdowała się .
- Oczami
Harrego –
Stałem naprzeciw
Liz. Nagle usłyszałem:
- AMy
Wilson nie żyje. – słowa wypowiedziane przez jednego z lekarzy.
Zobaczyłem
zrozpaczoną Liz, która tak jak ja nie mogła uwierzyć w te słowa. Krzyczała,
wyrywała się, głośno płakała. Próbowała się dostać do Amy, ale na darmo. Nie
mogłem dłużej patrzeć jak się męczy, nie mogłem znieść jej cierpienia. Sam się
popłakałem.
- Liz,
cii. – przygarnąłem ją do siebie. Jednak ona wyrywała się nadal krzycząc:
-
Dlaczego?!?!!? Dlaczego?!!!!!!!!!!!! – biła pięściami w moją klatkę. Nie
protestowałem, wiedziałem, że jej to pomoże, jak się wyżyje. Cały czas płakała.
-
Powiedz, dlaczego?! – wyszeptała, spoglądając mi prosto w oczy.
Nie
potrafiłem jej odpowiedzieć na to pytanie. Kolejna łza spłynęła po moim
policzku. Mocno przytuliłem ją do siebie, tym razem ona także wtuliła się we
mnie. Jednak nadal głośno szlochała. Czułem jak moja koszulka staje się coraz
bardziej mokra. Ale nie przeszkadzało mi to. Wiedziałem, że płacz jest
najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji. Spojrzałem na Nialla. Bił pięścią w
ścianę, płacząc. Zayn natomiast siedział pod ścianą, oparty łokciami o kolana,
głowę miał zakrytą rękoma. Wszystkim nam było cholernie ciężko. Bolało mnie to,
że nie umiałem pocieszyć Liz.
- Oczami
Taylor –
Wróciłam
do szpitala z wielkim misiem, którego przed chwilą kupiłam dla Amy. Weszłam na
oddział i zauważyłam, że moi przyjaciele są totalnie rozbici. Wszyscy płakali.
Z misiem pod pachą podbiegłam do przytulonej do Harrego Liz i spytałam:
- Liz,
co się dzieje?
Ona
tylko spojrzała na pluszaka i od razu wybuchła głośnym płaczem. Nie wiedziałam
co się stało, dlaczego oni wszyscy płaczą?
- Harry?
– zwróciłam się do lokowatego.
- Amy
nie żyje. – powiedział ledwo słyszalnie.
Wtedy
jakby świat się zatrzymał. Pojawił się przed moimi oczyma obraz małej Amy
bawiącej się w swoim kąciku. Miś i torebka spadły na podłogę. Wpatrywałam się w
szklane drzwi sali i poczułam na moich policzkach ciepłe krople. Spływały jedna
po drugiej. Był to niesamowity szok. Cofnęłam się do tyłu i usiadłam na
krześle. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać.
…
- Oczami
Liz –
Staliśmy
wszyscy wokół Amy. Była taka mała, bezsilna. Każdy z nas pociągał nosem. Nie
potrafiliśmy dopuścić do siebie myśli, że jej już nie będzie. Jej uśmiech
wywoływał u nas radość. Teraz leżała na łóżku nieruchoma.
Po
krótkiej chwili w pomieszczeniu pojawił się ksiądz, który odmówił modlitwę za
małą. Pomodliliśmy się wspólnie, nawet Zayn. Poprosiłam wszystkich, aby zostawili
mnie na chwilę sama z Amy.
- Jesteś
pewna? – spytał Harry.
-
Tak.. – odpowiedziałam cicho po czym w sali
zostałyśmy tylko ja i dziewczynka. Usiadłam obok niej na łóżku, głaskałam po
głowie. Po prostu patrzyłam na nią, jeszcze przez tą chwilę. Nie mogłam się
pogodzić z myślą, że jej tu już nie ma. Miałam wrażenie, że ona tylko śpi, że
jutro się obudzi i będzie wszystko jak dawniej. Pozwalałam łzom swobodnie
spływać. Po kilkunastu minutach pożegnałam się z dzieckiem i wyszłam z sali.
- Oczami
Harrego –
Siedzieliśmy
wszyscy na korytarzu, czekaliśmy aż Liz wyjdzie. Długo tam już była, ale nie
chcieliśmy jej przeszkadzać. Prawdopodobnie potrzebowała tej chwili. W końcu
zza szklanych drzwi wyszła przygnębiona, smutna dziewczyna.
-
Wszystko ok.? – podszedłem do niej.
Tylko
kiwnęła twierdząco głową i otarła mokre policzki. Objąłem ją ramieniem i
wszyscy udaliśmy się do samochodu. Drogę przebyliśmy w całkowitej ciszy. Gdy
Niall, Zayn i Tay wysiedli Liz odezwała się ledwo słyszalnie:
- Harry,
odwieziesz mnie do domu? – patrzyła na swoje palce u rąk.
- To nie
jest dobry pomysł, abyś była teraz sama. – odrzekłem wyjmując kluczyki ze
stacyjki.
- Ale
właśnie tego teraz chce. Proszę. – spojrzała na mnie proszącym wzrokiem.
- Okej.
– wyjrzałem zza szyby i krzyknąłem za Niallem.
- Niall!
Jadę odwieźć Liz do mieszkania. – kiwnął głową na znak, że usłyszał i
pojechaliśmy.
Droga
jak poprzednia – przebyta w ciszy. Jednak w końcu dotarliśmy na miejsce.
Odprowadziłem Liz do mieszkania.
- Dziękuję
Harry. – rzekła po wejściu.
- Liz,
może zostanę z tobą? Nie chcę żebyś była tu sama. – powiedziałem z troską
obejmując ją.
- Nie.
Naprawdę chcę być teraz sama. – odwiesiła swoją kurtkę na wieszak.
- Okej,
ale pamiętaj, że jakby co to możesz na nas liczyć, tak?
- Mhm.
-
Trzymaj się. – ucałowałem ją w czoło, i chwyciłem za klamkę.
- Harry?
Odwróciłem
się.
- Tak?
-
Moglibyście powiadomić Liama? Bo jaa.. Ja nie jestem w stanie o tym mówić.. –
zakryła twarz rękoma.
- Jasne.
– pogładziłem ją po ramieniu. – Dzwoń jakby coś się działo. – złożyłem
delikatnego buziaka na jej policzku, które odkryła.
-
Dziękuję.
Wyszedłem
i słyszałem jak zaklucza za mną drzwi. Serce mi pękało, że ją musiałem zostawić
samą.
- Oczami
Liz –
Zakluczyłam
drzwi i kolejny raz tego dnia zaczęłam gorzko płakać. Oparłam się o nie i po
chwili zsunęłam się po nich na podłogę. Chwyciłam się za nogi i głowę oparłam o
kolana. Ciągle płakałam. Po długim siedzeniu przy drzwiach w końcu wstałam i
udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie gorącej herbaty po czym przeniosłam się na
parapet. Usiadłam na nim okrywając się kocem. Piłam ciepły napój i wpatrywałam
się oświetlony wieczorem Londyn. Zabrałam z komody zdjęcie Amy jak byłyśmy w
wesołym miasteczku. Była taka radosna, zachwycona. Spoglądałam to na zdjęcie,
to w okno. Moje łzy, jak krople deszczu po szybie, spływały swobodnie po
policzkach. Te wszystkie wspomnienia, które mi w tej chwili towarzyszyły,
sprawiły, że mimowolnie zaczęłam ryczeć. Obwiniałam siebie za to wszystko co
się stało. Gdybym wcześniej zdobyła pieniądze, gdybym wcześniej jakoś
zareagowała.. To wszystko inaczej by teraz mogło wyglądać. Ale spieprzyłam. Jej
już nie ma i nie będzie. Nigdy… Ze złości rzuciłam szklanką, która pokruszyła
się na miliony kawałeczków. To tak strasznie bolało. Straciłam ją. Na
zawsze…
- Oczami
Nialla –
Siedziałem
w salonie, kiedy do domu wszedł Harry.
- Trzeba
poinformować Liama. – oznajmił od razu po wejściu.
- Już to
zrobiłem. – odpowiedziałem.
- I co?
- Jest
późno i straszna ulewa u nich. Mama Liama nie chce puścić ich w taka pogodę,
więc przyjadą jutro. – poinformowałem.
- Okej.
Idę się wykąpać i chyba się położę. Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. –
stwierdził loczek po czym wstał i poszedł na górę.
Ubrałem
kurtkę i wyszedłem się przewietrzyć. Musiałem jakoś odreagować. Choć na
zewnątrz strasznie padało, ale mimo tego chciałem być na świeżym powietrzu.
Spacerowałem po ulicach Londynu. Miejsca, które niedawno wydawały mi się takie
radosne, przyjemne, teraz były przytłaczające i szare. W domach świeca się
pojedyncze światła, nade mną wielka chmura, z której ciągle leje deszcz. Nawet
lepiej, przynajmniej nie widać, że o policzku spływają krople żalu. Nie umiałem
sobie wyobrazić jak teraz Liz cierpi. Skoro mnie to tak bardzo dotknęło, to ona
jeszcze bardziej to przeżywa. Minęła już jakaś godzina odkąd wyszedłem z domu.
Deszcz powoli przestaje padać. Byłem już przemoczony, prawie ze mnie ciekło.
Stwierdziłem, że chyba największy czas wracać do domu. Tak też zrobiłem.
- Oczami
Harrego –
Po
wykąpaniu położyłem się do łóżka. Leżałem, przewracałem się z boku na bok. Nie
mogłem spać, cały czas myślałem o dzisiejszym dniu, o tym jak teraz będzie, jak
się czuje Liz. Nie dawało mi to spokoju, dlatego postanowiłem zadzwonić do
niej. Wybrałem jej numer. Usłyszałem pierwszy sygnał, po czym włączyła się
sekretarka. Spróbowałem po 10 minutach jeszcze raz. Potem ponowiłem próbę
jeszcze kilka razy, jednak bez skutku. Martwiłem się o nią. Nie odbierała
telefonu. Był środek nocy, a ja nadal nie spałem. Wpatrywałem się długo w biały
sufit, po czym nie wytrzymałem i zacząłem się ubierać. Szybko włożyłem na
siebie jeansy, jakiś t – Shirt. Wziąłem
pierwszą lepszą bluzę, zabrałem telefon i kluczyki od samochodu i wybiegłem z
domu. Bluzę rzuciłem na fotel pasażera, odpaliłem silnik i wyruszyłem. Po 15
minutach byłem już pod mieszkaniem Liz. Początkowo wahałem się czy pukać, żeby
jej czasem nie obudzić czy coś, jednak zdecydowałem się i zapukałem. Zero reakcji.
Zapukałem raz jeszcze trochę głośniej, nadal nic. W końcu zadzwoniłem. W między
czasie dzwoniłem na telefon, ale także nie odbierała. Usłyszałem otwierający się zamek w drzwiach.
Poczułem ulgę. W drzwiach ukazała się Liz z poczochranymi włosami, podkrążonymi,
czerwonymi oczami, rozmazanym makijażem, ubrana w rozciągnięte ciuchy.
- Liz,
dlaczego nie odbierasz telefonu?! Martwiłem się! – oznajmiłem.
Ta
rzuciła mi się w ramiona i mocno się wtuliła.
- Dziękuję,
że przyszedłeś. – szepnęła.
- Miałaś
się odezwać jak będziesz nas potrzebowała. – uścisnąłem ją.
Rozpłakała
się.
- Już
dobrze. – głaskałem jej włosy.
Weszliśmy
do środka. Usiadła na kanapie. Ukucnąłem przed nią chwytając ją za kolana.
- Jadłaś
coś w ogóle? – kiwnęła przecząco głową.
- A
piłaś chociaż coś ciepłego? – spytałem ponownie.
-
Herbatę. – rzekła wyciągając chusteczkę z pudełka.
- Zrobię
ci coś do jedzenia. Musisz coś zjeść.
Udałem
się do kuchni. Przygotowałem jej ciepłą herbatę i parę kanapek. Zaniosłem je do
salonu i położyłem na stolik usiadłem obok niej, podając napój.
-
Dziękuję. – powiedziała odbierając kubek.
- A kanapki?
– spojrzałem na talerz.
- Nie
jestem głodna. – upiła łyk.
- Ale
musisz zjeść choć trochę. Chociaż jedną.
Spojrzała
na mnie smutnym wzrokiem po czym sięgnęła po chleb. Nastąpiła niezręczna cisza,
którą po krótkim czasie przerwałem.
- Liz,
myślałem dzisiaj nad tym całym dniem, nad tym co się stało. Bardzo nam
wszystkim przykro i ciężko. Trudno nam w to uwierzyć, ale trzeba nauczyć się z
tym żyć. Rozumiesz? Amy nigdy nie lubiła kiedy jesteś smutna. Spróbuj pomyśleć
o tym, że teraz Amy będzie lepiej. Nie będzie już jej nikt wyśmiewał, nic jej
nie będzie bolało, a cały czas będzie tutaj z tobą, tylko w innej postaci. I to
dla niej powinnaś się jak najszybciej pozbierać. Oczywiście potrzeba na to
czasu, bo to on leczy rany, ale chociaż spróbuj. – chwyciłem ją za dłoń.
- To nie
takie proste Harry. – westchnęła.
- Wiem,
ale nie jesteś sama. Masz nas, mnie. Masz… Liama. Zawsze będziemy z tobą i
będziemy Cię wspierać. – tłumaczyłem jej.
-
Dziękuje, jesteście kochani wszyscy, ale na razie sama się musze z tym uporać.
To strasznie boli. – wtuliła się we mnie, szlochając.
-
Rozumiem. – mocno ją przytuliłem. Liz podniosła głowę tak, że patrzyliśmy sobie
prosto w oczy. Chwyciłem jej twarz w swoje dłonie, otarłem kciukami spływające
łzy.
- Jesteś
taka piękna… - powiedziałem i nieśmiało musnąłem jej usta.
Spojrzała
na mnie i oddała pocałunek. Wplotła swe ręce w moje włosy, ja chwyciłem ją w
talii. Całowaliśmy się. Położyłem ją delikatnie na kanapie…
_________________________________________________________________________________
Hej Wam!
Jak tam przygotowania do świąt? Jutro wigilia klasowa <33 Uwielbiamy ten
dzień! Co do rozdziału... Przypadł wam do gustu? Jest taki bardziej opisowy, ze
względu na uczucia bohaterów, no ale akurat tego ta sytuacja wymaga.
Przepraszamy Was, że uśmierciłyśmy Amy, no ale to było już dawno planowane i
wg. Coś się dzieje. Mamy nadzieję, że w miarę dobrze opisałyśmy uczucia itd.
Jeśli coś nie tak - piszcie :) Tak w
ogóle dziękujemy serdecznie za 12 komentarzy :) Dawno tylu nie było^^ I
oczywiście prosimy, aby ta liczba się utrzymała :)
I na
koniec takie małe pytanko: Jeśli dodamy podczas przerwy świątecznej rozdziały,
to będziecie miały czas czytać, czy raczej nie? Piszcie w komentarzach,
prosimy! :) Pozdrawiamy i do następnego!
:D
tak tak dodajcie ja zawsze mam dla was czas i czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuńBłagam niech ona nie zdradzi Liama nie może tego zrobić...
o JEEEST .
OdpowiedzUsuń;DD Oj Amy ;(
Hehe dodajcie w świętach i tak nie będę miała co robić ;DD
czytam to w telefonie, trochę gorzej, ale nie mogłam dłużej czekać :) szkoda, że nie ma Amy.. biedna mała!
OdpowiedzUsuńjak mi zrobisz, że Hazza z nią będzie, a nie z Li, to Cię ososbiście zamorduje..!
a na czytanie rozdziałów, czas mam zawsze :*
Świetny :D szkoda że Amy nie żyje:( popłakałam się przy tym :( Ale błagam niech będzie z Li a nie z Hazzą :) pisz nowy szybko :D
OdpowiedzUsuńFUCK! Dlaczego Amy nie żyje?! ;( [*]
OdpowiedzUsuńI dlaczego Hazza pocałował Liz? Jak on wgl śmiał to zrobić?!!!
Jak Liz będzie ze Styles'em, a nie z moim kochaniutkim Liamem...to was znajdę i zabiję na miejscu! ;*
Świetny rozdział <3 Naprawdę świetny ;]
Pozdrawiam cieplutko i czekam na nn 8)
PAMIĘTAJCIE: LIAZ MA BYĆ Z LI ! <3
Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział opowiadania o One Direction na: http://heartache-doesnt-last-forever.blogspot.com :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział dziewczyny! oczywiście będzie mi brakowac Amy, ale sprawa z Harrym jest poważniejsza, jak ona śmiała oddac pocałunek ? czekam na następny rozdział, oczywiście, że w przerwie świątecznej będzie czas na czytanie!
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział
OdpowiedzUsuńPopłakałam sie :'(
Szkoda,ze usmiercilyscie Amy :(
Dodajcie w świeta
a i niech Liz bedzie z Liamem a Harry niech sie nie wtraca w ich zwiazek /Alice
Wooow, wzruszyłam się przez Ciebie i teraz płaczę jak jakaś nienormalna.. :D
OdpowiedzUsuń+ informuję o nowym rozdziale drugiej części! :)