Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

01 grudnia 2012

Rozdział 27




- Louis, szybko! – ujrzałem na końcu długiego korytarza szklaną salę, w której siedziała Liz, trzymająca małą za rączkę. Pobiegliśmy tam. Chcieliśmy wejść, ale pielęgniarka nam nie pozwoliła. Na całe szczęście Liz nas zauważyła. Wyszła z Sali strasznie przybita i rzuciła mi się w ramiona, płacząc. Nic nie mówiła. Gładziłem ją rękoma po plecach i włosach, całowałem w czoło, żeby tylko czuła, że jestem już przy niej. Przy nich…
- Kochanie, wszystko będzie dobrze. – ująłem jej twarz w dłonie i odchyliłem głowę. Ona tylko chwyciła moją i znów zaczęła płakać. Mocno ją objąłem. Wtedy poczułem jak na moim policzku pojawia się łza. Trwaliśmy tak chwilę.
- Liz powiedz, gdzie znajdę lekarza? – odezwał się cicho Lou.
- Zapytaj pielęgniarki. – odparła łkając.
- OK. – dodał cicho Louis, po czym znikł.
- Liam dziękuję, że przyjechaliście. – mówiła ocierając łzy.
Pocałowałem ją.
- Dla was wszystko. – odrzekłem.
Potem Liz wróciła do Amy, a ja poszedłem do Louisa. Akurat wychodził z pokoju pielęgniarek.
- Dobra, to działamy? – zapytał.
- Nie ma na co czekać.
- Choć za mną. – klepnął mnie w plecy.
Na samym końcu korytarza zauważyliśmy gabinet ordynatora – tym samym lekarza prowadzącego Amy. Zapukaliśmy, po czym weszliśmy do środka.
- Witam, kogo ja widzę w moich skromnych progach? – doktor wstał i uścisnął nasze dłonie.
- Kojarzy nas pan? – zdziwiliśmy się.
- Moja córka za wami szaleje! – zaśmiał się – Słucham? – wskazał nam miejsce przed biurkiem.
- Na pańskim oddziale leży pewna dziewczynka z nowotworem. – zacząłem.
- Tak, biedne dziecko. Tyle przechodzi… - westchnął.
- Mamy pieniądze na tą szczepionkę dla niej. – dokończył Lou.
- Tylko jest jeden problem. – odparł lekarz.
- Jaki? – spytałem.
- Widzicie panowie, Amy jest teraz w takim stanie, że podanie tej szczepionki jest niemożliwe. – wyjaśnił.
- Dlaczego?! – Tomlinson spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Ponieważ dziewczynka złapała ciężką infekcję. Jej nowotwór bardzo szybko wykorzystał tą sytuację i zaczął działać. Na szczęście my także szybko zareagowaliśmy i podaliśmy silny lek. Ale dopóki Amy się nie wybudzi, szczepionka musi poczekać. – kontynuował lekarz.
- A ile może to potrwać? – zasmuciłem się.
- Trudno mi powiedzieć. To zależy od organizmu. Myślę, że najdłużej kilka dni. – doktor specyficznie się uśmiechnął – Trzeba być dobrej myśli. – dodał.
- Bardzo dziękujemy. – wstałem i na pożegnanie podałem dłoń profesorowi.
Louis zrobił to samo, po czym wyszliśmy z gabinetu.
- Tak w ogóle gdzie się podziała Taylor? – zapytałem po chwili.
- Jak do niej dzwoniłem to mówiła, że jest w kawiarni i zaraz przyjdzie.
- To pewnie jest już przy Liz. – stwierdziłem.
- Pewnie tak. – kiwnął głową.
Długo nie trwało, a dziewczyna pojawiła się na horyzoncie. Stanęliśmy przy schodach prowadzących na dół.
- Wiem, że się za nią stęskniłeś. Idź do niej. – puściłem mu oko.
- Dzięki stary. – każdy udał się w swoją stronę.
- Daddy! – odwróciłem się - Poczekaj. – Tay podbiegła do mnie.
- Jesteś jej teraz potrzebny.
- Wiem. – dałem jej całusa w policzek i pobiegłem do sali.
Przywitałem się z małą. Usiadłem na krzesełku obok łóżka, a na moich kolanach Liz. Ponownie się wtuliła, ale już nie płakała.
- Kiedy ona się w końcu obudzi? – zapytała smutna, po dość długiej ciszy.
- Lekarz powiedział, że najdłużej za kilka dni…. kochanie niedługo wszystko wróci do normy. – zapewniałem - Obiecuje.
Obdarowała mnie  pocałunkiem. Potem oparła głowę o moje ramię, a po chwili zasnęła.
Dostałem smsa od Louisa: „ Zapłaciliśmy za szczepionkę. Teraz idziemy do mieszkania Taylor. Potem pojedziemy po chłopaków, bo dzwonili, że będą wcześniej. Trzymajcie  się, na razie.”
Na co odpisałem:
„ Dzięki Lou. Jak coś się zmieni, damy znać. Na razie”
W końcu zasnąłem.
Przebudziłem się.
Spojrzałem na Liz, jeszcze spała. Pocałowałem ją w czoło. Zerknąłem przez okno. Było już ciemno, a wskazówki zegara wskazywały wpół do 21. Pomyślałem: ‘ Cholera, gdzie oni są? ’ Dziewczynka zaczęła się ruszać i otworzyła oczy, lecz po chwili znów je zamknęła. Postanowiłem najpierw o tym poinformować Liz, potem zgłosić to pielęgniarkom.
- Liz, kochanieee, obudź się. – szeptałem gładząc ją po policzku.
- MMM, tęskniłam za takimi pobudkami. – złożyła delikatny pocałunek na moich ustach.
- Nie śmiał bym budzić takiego anioła, ale przed chwilą mała otworzyła oczka..
- Co?! – zerwała się i spojrzała na nią.
- Poczekaj. – uspokoiłem ją – Ale po chwili je zamknęła.
- Trzeba powiedzieć lekarzom! – uśmiechnęła się.
- Zaraz to zrobię. Zostań tu.
Uniosłem ja i skierowałem się do pokoju obok.
- Przepraszam… - otworzyłem lekko drzwi.
- Tak? – zainteresowały się panie.
- Przed chwilą Amy otwarła oczka, ale od razu je zamknęła.
- To świetnie. – uśmiechnęła się kobieta – Już niedługo nasza mała księżniczka się wybudzi. Proszę wtedy po nas przyjść, dobrze?
- Oczywiście. Dziękuję. – wróciłem do Liz.
Kiedy przekazałem jej słowa pielęgniarek, jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił.
- A gdzie są chłopaki? – spytała Liz i w trybie natychmiastowym otrzymała odpowiedź. Chłopaki wraz z Taylor stali za szybą i pukali.
- No to już wiesz. – zaśmialiśmy się.
Wyszedłem na zewnątrz i przywitałem się z każdym. Od razu padło pytanie ze strony Harrego:
- Jak Liz?!
Wszyscy zaskoczeni spojrzeliśmy na lokowatego. Nic takiego, że zapytał jak się czuje Liz, no ale tu chodziło o życie Amy. Zmieszał się trochę.
- YYY, no lepiej. – odpowiedziałem.
- Powiedz lepiej co z Amy! – krzyknął Niall.
- Skarbie, ciszej. – chwyciłem go za ramię.
Zayn i Lou zaczęli się śmiać. Niall od razu skarcił ich złowrogim spojrzeniem i odrzekł:
- Liam, mi nie jest do śmiechu.
- Niall spokojnie! Amy niedługo się obudzi. – uśmiechnąłem się.
W tym momencie Liz krzyknęła. Wszyscy naraz wparowaliśmy do środka.
- Amy!!!! – blondyn podbiegł do łóżka małej i zaczął się chichrać.
- Niall. – wyszeptała Amy po czym od razu się uśmiechnęła.  Było widać, że jest słaba.
Widziałem jak po policzku Liz spływa łza.
- Jak tam mała? – spytałem radośnie.
- Dobrze, tylko mnie główka boli i chce mi się spać. – oznajmiła.
- Poczekaj chwilkę, dobrze? Zaraz przyjdzie pani lekarka i cię zbada. – poprosił Tommo.
- Mhmm. – kiwnęła twierdząco głową.
Po 20 min pielęgniarki wyszły od Amy i przekazały nam wiadomość o jej stanie zdrowia.
- Jutro będzie można już podać szczepionkę. Zawiadomimy o tym lekarza. – mówiła kobieta bardzo miłym głosem – Teraz spokojnie możecie wrócić do domów, napić się czegoś ciepłego, odpocząć.
- A może jednak zostanę? – wyrwała się Liz.
- Nie ma takiej potrzeby. – odpowiedziała uśmiechnięta pielęgniarka – Dziewczynka teraz śpi i na pewno przez całą noc. Jest późno, cały dzień dzisiaj pani czuwała, więc i pani sen by się przydał. – pogłaskała Liz po ramieniu.
- Kochanie, pani ma rację. Jesteś zmęczona, a Amy jest pod fachową opieką. – zapewniałem.
- Szczepionka będzie podana jutro koło południa, także można przyjechać już w okolicach 10. To wszystko z mojej strony. Dobranoc. – uśmiechnęła się, odwróciła i poszła do pokoju.
- Dobranoc. – odpowiedzieliśmy chórem po czym wyruszyliśmy do domu.
Usiedliśmy: ja z Liz na kolanach, obok Nialler, potem Zayn. Fotel obok nas zajęli Lou z Tay, a na przeciwko  Hazza. Wkurzał mnie, że tam siedział, bo cały czas się lampił na MOJĄ dziewczynę. Po prostu CAŁY CZAS…. Już nawet chciałem go poprosić, żeby łaskawie przestał, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. W ogóle Harry ostatnio mnie strasznie irytuje swoim zachowaniem wobec Liz. Jest taki milusi, przystawia się do niej. A widać, że jej się to podoba. Ehh.. Po wspólnych rozmowach, wygłupach, które trwały niecałą godzinkę Tommo ze swoją dziewczyną się ulotnił, a Zayn stwierdził, że musi się wykąpać. Blondas wyszedł ze śmieciami, a ja postanowiłem sprawdzić TT. Obiecałem, że zaraz wrócę..
~ Oczami Harrego ~
Zostałem sam na sam z Liz. Nareszcie Liam ją choć na chwilę zostawił… postanowiłem skorzystać z okazji, no i działać. Przysiadłem się do niej, właśnie włączała telewizor.
- Bardzo cierpiałaś? – spytałem po chwili, patrząc w jej piękne, duże oczy.
- Dlaczego pytasz? – zaśmiała się, patrząc na mnie trochę zdziwionym wzrokiem.
- Martwiłem się o ciebie. – mówiłem dalej zatapiając swój wzrok w jej nieziemskich tęczówkach.
- Tylko trochę. – puściła mi oczko i uśmiechnęła się lekko – Chcesz herbatę, bo idę sobie zrobić? – miała zamiar wstać, lecz chwyciłem jej delikatną dłoń.
- Mam inny pomysł. – kąciki ust uniosły mi się do góry.
Hipnotyzowała mnie na każdym kroku swoim spojrzeniem.
- Harold, co ty kombinujesz? – zacząłem przybliżać swoją twarz ku niej.
Patrzyła zdezorientowana na mnie. Była zakłopotana, można było to odczytać w jej oczach. Nadal trzymałem ją za dłoń. Nasze twarze były już bardzo blisko siebie. Poczułem jej ciepły oddech na swojej szyi. Wtedy złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Niestety w tym momencie „ktoś” nam przeszkodził.
- Ekhem!! – od razu odwróciliśmy się w stronę dochodzącego dźwięku. Liam stał na schodach, meeeega wkurzony. – Nie przeszkadzam!?
~ Oczami Liama ~
- Nie przeszkadzam?! – w tym momencie moje emocje sięgały zenitu. Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Patrzyli na mnie tacy przestraszeni. Nie miałem ochoty ich oglądać. Zbiegłem z ostatnich stopni, zabrałem bluzę i wybiegłem zdenerwowany trzaskając drzwiami.
~ Oczami Liz ~
- Liam!! Zaczekaj! – krzyknęłam, ale on był już na zewnątrz. Szybko podbiegłam do wieszaka, zabrałam pierwszą lepszą kurtkę. Ubierając ją spojrzałam na Stylesa złowrogo:
- Zadowolony!?
I wybiegłam za Liamem. Szedł dość szybko i był trochę daleko, ale mino wszystko próbowałam go dogonić.
- Liam!! Liam!!! – wołałam, ale nie dostawałam żadnej odpowiedzi.
- Liam!!!! – krzyczałam zdyszana. Nawet się nie odwracał, a gdzie dopiero zatrzymał. Gdy dzieliło nas zaledwie kilka metrów zawołałam:
- Liam, proszę zaczekaj! Nie dam rady dalej. – stanęłam i czekałam na reakcje. Na moje szczęście zatrzymał się, ale stał do mnie tyłem. Podchodząc do niego mówiłam:
- Kochanie, przepraszam! Spieprzyłam, zraniłam cię. Przepraszam! Nie wiem jak do tego doszło. Ja tego nie chciałam. Uwierz mi. To nic nie znaczyło! – stanęłam przed nim.
Złapałam go za ręce i splotłam nasze dłonie. – Skarbie kocham tylko ciebie i nikogo bardziej. Ty jesteś najważniejszy i tylko twoje pocałunki sprawiają, że przechodzi mnie dreszcz, a w brzuchu lata stado motyli. To kiedy ciebie widzę moje kolana nagle miękną, a gdy się budzę przy tobie, wiem, że jesteś mężczyzną mojego życia. Jestem totalną idiotką, ale kocham cię najmocniej na świecie, rozumiesz? – wtuliłam się w niego.
Dałam mu delikatnego całusa w szyję. Po chwili objął mnie w pasie. Czułam, że mi wybaczył.
- Wierzę ci i wybaczam, ale pod jednym warunkiem. – patrzyłam na niego, dalej przytulając się.
- Słucham.
- Już nigdy nie nazwiesz się idiotką!
- Dobrze. – zaśmiałam się i złożyłam na jego ustach lekkiego buziaka.
Objęłam jego twarz w swoje dłonie i gładziłam kciukami jego policzki. Prosto w te jego cudowne, brązowe oczy powiedziałam:
- Nigdy więcej cię nie zranię. Obiecuję.
- Ja też. I nie opuszczę, aż do śmierci. – uśmiechnął się lekko.
- Mmm, to brzmi jak prawdziwa przysięga małżeńska. – zachichotałam.
- Kiedyś naprawdę się pobierzemy. Będziemy mieli dwójkę albo trójkę dzieci. Kupimy sobie drewniany, piękny domek w górach i codziennie przy kominku na dywanie będziemy wspominać tą chwilę. A no i nasz szczeniak labladorek będzie przy nas leżał. – mówił cały czas uśmiechając się. Ja bawiłam się jego krótkimi, postawionymi na żel włosami.
- Z tobą to ja mogę nawet pod mostem zamieszkać. – powiedziałam utrzymując powagę i pocałowałam go jak najlepiej potrafiłam. Trwaliśmy w nim dość długo. Był to jeden z najczulszych i najszczerszych pocałunków. Ta chwila była magiczna. Po tych wyznaniach i czułościach w świetle gwiazd powoli, spacerkiem wracaliśmy do domu. Choć było już bardzo późno, nie spieszyło nam się.
_________________________________________________________________________________

BOM! BOM!
No tak, więc dzisiaj kolejny rozdział. Podobał się? W końcu coś się dzieje pomiędzy naszymi bohaterami ;) Prosimy o komentarze, to daje niesamowitą energię i chęci do prowadzenia bloga! No i oczywiście dziękujemy za komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Aha!
Dziękujemy wszystkim tym, którzy nas nominowali do Liebster Award. Fajna sprawa, ale niestety nie udało nam się jeszcze uporać z wszystkimi odpowiedziami. Postaramy się nadrobić zaległości i odpowiedzieć wreszcie na wasze pytania. Nie mamy pojęcia kiedy się pojawi następny chapter, ale dodamy go w nieokreślonej przyszłości.Kochamy Was i liczymy na szczere opinie pod rozdziałem. Pozdrawiamy..

Bye Directioners

xoxo

6 komentarzy:

  1. No hahahaha, leże.! CZEMU TO HAZZA JEST ZAWSZE TEN ZŁY? TEN KTÓRY PODBIERA DZIEWCZYNY? haha, siedzę i się pizgam :D . No cóż, co do rozdziału to jest świetny i ciekawy <3 . ' a przysięga małżeńska ' była strasznie słodka ♥. Mam nadzieje, że jak najszybciej pojawi się nowy :) x

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAA...!!!
    Jak czytałam tą część z Harrym, jak pocałował Liz...to uderzyłam ręką z pięści w ścianę...trochę zabolało, ale to nic ;) Jak on śmiał ją pocałować??
    Oby Amy wyzdrowiała :]
    A ta końcówka jest taka słodka ;***
    Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa. Cudowny rozdział! *.*
    Rozmarzyłam się przez Ciebie. :D :D
    Zapraszam na zapowiedź drugiej części:
    http://i-still-feel-it-every-time-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww. słooodko ;)
    I tak miło sie zrobiło heheszki ;)
    <3 Czekam na następny ;**
    KOCHAM ♥
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Na http://takemeawayfromreality.blogspot.com/ pojawił się Epilog! Już niedługo pojawi się informacja dotycząca nowego opowiadania ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyno straszysz ! Dobzre , ze jej wybaczył Ufff Super rozdział :D

    OdpowiedzUsuń