- Louis,
szybko! – ujrzałem na końcu długiego korytarza szklaną salę, w której siedziała
Liz, trzymająca małą za rączkę. Pobiegliśmy tam. Chcieliśmy wejść, ale
pielęgniarka nam nie pozwoliła. Na całe szczęście Liz nas zauważyła. Wyszła z
Sali strasznie przybita i rzuciła mi się w ramiona, płacząc. Nic nie mówiła.
Gładziłem ją rękoma po plecach i włosach, całowałem w czoło, żeby tylko czuła,
że jestem już przy niej. Przy nich…
-
Kochanie, wszystko będzie dobrze. – ująłem jej twarz w dłonie i odchyliłem
głowę. Ona tylko chwyciła moją i znów zaczęła płakać. Mocno ją objąłem. Wtedy
poczułem jak na moim policzku pojawia się łza. Trwaliśmy tak chwilę.
- Liz
powiedz, gdzie znajdę lekarza? – odezwał się cicho Lou.
- Zapytaj
pielęgniarki. – odparła łkając.
- OK. – dodał
cicho Louis, po czym znikł.
- Liam
dziękuję, że przyjechaliście. – mówiła ocierając łzy.
Pocałowałem
ją.
- Dla
was wszystko. – odrzekłem.
Potem
Liz wróciła do Amy, a ja poszedłem do Louisa. Akurat wychodził z pokoju
pielęgniarek.
- Dobra,
to działamy? – zapytał.
- Nie ma
na co czekać.
- Choć za
mną. – klepnął mnie w plecy.
Na samym
końcu korytarza zauważyliśmy gabinet ordynatora – tym samym lekarza
prowadzącego Amy. Zapukaliśmy, po czym weszliśmy do środka.
- Witam,
kogo ja widzę w moich skromnych progach? – doktor wstał i uścisnął nasze
dłonie.
- Kojarzy
nas pan? – zdziwiliśmy się.
- Moja
córka za wami szaleje! – zaśmiał się – Słucham? – wskazał nam miejsce przed
biurkiem.
- Na
pańskim oddziale leży pewna dziewczynka z nowotworem. – zacząłem.
- Tak,
biedne dziecko. Tyle przechodzi… - westchnął.
- Mamy
pieniądze na tą szczepionkę dla niej. – dokończył Lou.
- Tylko
jest jeden problem. – odparł lekarz.
- Jaki?
– spytałem.
-
Widzicie panowie, Amy jest teraz w takim stanie, że podanie tej szczepionki
jest niemożliwe. – wyjaśnił.
-
Dlaczego?! – Tomlinson spojrzał na mnie zdezorientowany.
-
Ponieważ dziewczynka złapała ciężką infekcję. Jej nowotwór bardzo szybko
wykorzystał tą sytuację i zaczął działać. Na szczęście my także szybko
zareagowaliśmy i podaliśmy silny lek. Ale dopóki Amy się nie wybudzi,
szczepionka musi poczekać. – kontynuował lekarz.
- A ile
może to potrwać? – zasmuciłem się.
- Trudno
mi powiedzieć. To zależy od organizmu. Myślę, że najdłużej kilka dni. – doktor
specyficznie się uśmiechnął – Trzeba być dobrej myśli. – dodał.
- Bardzo
dziękujemy. – wstałem i na pożegnanie podałem dłoń profesorowi.
Louis
zrobił to samo, po czym wyszliśmy z gabinetu.
- Tak w
ogóle gdzie się podziała Taylor? – zapytałem po chwili.
- Jak do
niej dzwoniłem to mówiła, że jest w kawiarni i zaraz przyjdzie.
- To
pewnie jest już przy Liz. – stwierdziłem.
- Pewnie
tak. – kiwnął głową.
Długo
nie trwało, a dziewczyna pojawiła się na horyzoncie. Stanęliśmy przy schodach
prowadzących na dół.
- Wiem,
że się za nią stęskniłeś. Idź do niej. – puściłem mu oko.
- Dzięki
stary. – każdy udał się w swoją stronę.
- Daddy!
– odwróciłem się - Poczekaj. – Tay podbiegła do mnie.
- Jesteś
jej teraz potrzebny.
- Wiem.
– dałem jej całusa w policzek i pobiegłem do sali.
Przywitałem
się z małą. Usiadłem na krzesełku obok łóżka, a na moich kolanach Liz. Ponownie
się wtuliła, ale już nie płakała.
- Kiedy
ona się w końcu obudzi? – zapytała smutna, po dość długiej ciszy.
- Lekarz
powiedział, że najdłużej za kilka dni…. kochanie niedługo wszystko wróci do
normy. – zapewniałem - Obiecuje.
Obdarowała
mnie pocałunkiem. Potem oparła głowę o
moje ramię, a po chwili zasnęła.
Dostałem
smsa od Louisa: „ Zapłaciliśmy za szczepionkę. Teraz idziemy do mieszkania Taylor.
Potem pojedziemy po chłopaków, bo dzwonili, że będą wcześniej. Trzymajcie się, na razie.”
Na co
odpisałem:
„ Dzięki
Lou. Jak coś się zmieni, damy znać. Na razie”
W końcu
zasnąłem.
…
Przebudziłem
się.
Spojrzałem
na Liz, jeszcze spała. Pocałowałem ją w czoło. Zerknąłem przez okno. Było już
ciemno, a wskazówki zegara wskazywały wpół do 21. Pomyślałem: ‘ Cholera, gdzie
oni są? ’ Dziewczynka zaczęła się ruszać i otworzyła oczy, lecz po chwili znów
je zamknęła. Postanowiłem najpierw o tym poinformować Liz, potem zgłosić to
pielęgniarkom.
- Liz,
kochanieee, obudź się. – szeptałem gładząc ją po policzku.
- MMM,
tęskniłam za takimi pobudkami. – złożyła delikatny pocałunek na moich ustach.
- Nie
śmiał bym budzić takiego anioła, ale przed chwilą mała otworzyła oczka..
- Co?! –
zerwała się i spojrzała na nią.
-
Poczekaj. – uspokoiłem ją – Ale po chwili je zamknęła.
- Trzeba
powiedzieć lekarzom! – uśmiechnęła się.
- Zaraz
to zrobię. Zostań tu.
Uniosłem
ja i skierowałem się do pokoju obok.
-
Przepraszam… - otworzyłem lekko drzwi.
- Tak? –
zainteresowały się panie.
- Przed
chwilą Amy otwarła oczka, ale od razu je zamknęła.
- To
świetnie. – uśmiechnęła się kobieta – Już niedługo nasza mała księżniczka się
wybudzi. Proszę wtedy po nas przyjść, dobrze?
-
Oczywiście. Dziękuję. – wróciłem do Liz.
Kiedy
przekazałem jej słowa pielęgniarek, jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił.
- A
gdzie są chłopaki? – spytała Liz i w trybie natychmiastowym otrzymała
odpowiedź. Chłopaki wraz z Taylor stali za szybą i pukali.
- No to
już wiesz. – zaśmialiśmy się.
Wyszedłem
na zewnątrz i przywitałem się z każdym. Od razu padło pytanie ze strony
Harrego:
- Jak
Liz?!
Wszyscy
zaskoczeni spojrzeliśmy na lokowatego. Nic takiego, że zapytał jak się czuje
Liz, no ale tu chodziło o życie Amy. Zmieszał się trochę.
- YYY,
no lepiej. – odpowiedziałem.
-
Powiedz lepiej co z Amy! – krzyknął Niall.
-
Skarbie, ciszej. – chwyciłem go za ramię.
Zayn i
Lou zaczęli się śmiać. Niall od razu skarcił ich złowrogim spojrzeniem i odrzekł:
- Liam,
mi nie jest do śmiechu.
- Niall
spokojnie! Amy niedługo się obudzi. – uśmiechnąłem się.
W tym
momencie Liz krzyknęła. Wszyscy naraz wparowaliśmy do środka.
-
Amy!!!! – blondyn podbiegł do łóżka małej i zaczął się chichrać.
- Niall.
– wyszeptała Amy po czym od razu się uśmiechnęła. Było widać, że jest słaba.
Widziałem
jak po policzku Liz spływa łza.
- Jak
tam mała? – spytałem radośnie.
- Dobrze,
tylko mnie główka boli i chce mi się spać. – oznajmiła.
-
Poczekaj chwilkę, dobrze? Zaraz przyjdzie pani lekarka i cię zbada. – poprosił
Tommo.
- Mhmm.
– kiwnęła twierdząco głową.
…
Po 20
min pielęgniarki wyszły od Amy i przekazały nam wiadomość o jej stanie zdrowia.
- Jutro
będzie można już podać szczepionkę. Zawiadomimy o tym lekarza. – mówiła kobieta
bardzo miłym głosem – Teraz spokojnie możecie wrócić do domów, napić się czegoś
ciepłego, odpocząć.
- A może
jednak zostanę? – wyrwała się Liz.
- Nie ma
takiej potrzeby. – odpowiedziała uśmiechnięta pielęgniarka – Dziewczynka teraz
śpi i na pewno przez całą noc. Jest późno, cały dzień dzisiaj pani czuwała,
więc i pani sen by się przydał. – pogłaskała Liz po ramieniu.
-
Kochanie, pani ma rację. Jesteś zmęczona, a Amy jest pod fachową opieką. –
zapewniałem.
- Szczepionka
będzie podana jutro koło południa, także można przyjechać już w okolicach 10.
To wszystko z mojej strony. Dobranoc. – uśmiechnęła się, odwróciła i poszła do
pokoju.
-
Dobranoc. – odpowiedzieliśmy chórem po czym wyruszyliśmy do domu.
…
Usiedliśmy:
ja z Liz na kolanach, obok Nialler, potem Zayn. Fotel obok nas zajęli Lou z
Tay, a na przeciwko Hazza. Wkurzał mnie,
że tam siedział, bo cały czas się lampił na MOJĄ dziewczynę. Po prostu CAŁY
CZAS…. Już nawet chciałem go poprosić, żeby łaskawie przestał, ale w ostatniej
chwili się powstrzymałem. W ogóle Harry ostatnio mnie strasznie irytuje swoim
zachowaniem wobec Liz. Jest taki milusi, przystawia się do niej. A widać, że
jej się to podoba. Ehh.. Po wspólnych rozmowach, wygłupach, które trwały
niecałą godzinkę Tommo ze swoją dziewczyną się ulotnił, a Zayn stwierdził, że
musi się wykąpać. Blondas wyszedł ze śmieciami, a ja postanowiłem sprawdzić TT.
Obiecałem, że zaraz wrócę..
~ Oczami
Harrego ~
Zostałem
sam na sam z Liz. Nareszcie Liam ją choć na chwilę zostawił… postanowiłem
skorzystać z okazji, no i działać. Przysiadłem się do niej, właśnie włączała
telewizor.
- Bardzo
cierpiałaś? – spytałem po chwili, patrząc w jej piękne, duże oczy.
-
Dlaczego pytasz? – zaśmiała się, patrząc na mnie trochę zdziwionym wzrokiem.
-
Martwiłem się o ciebie. – mówiłem dalej zatapiając swój wzrok w jej
nieziemskich tęczówkach.
- Tylko
trochę. – puściła mi oczko i uśmiechnęła się lekko – Chcesz herbatę, bo idę
sobie zrobić? – miała zamiar wstać, lecz chwyciłem jej delikatną dłoń.
- Mam
inny pomysł. – kąciki ust uniosły mi się do góry.
Hipnotyzowała
mnie na każdym kroku swoim spojrzeniem.
-
Harold, co ty kombinujesz? – zacząłem przybliżać swoją twarz ku niej.
Patrzyła
zdezorientowana na mnie. Była zakłopotana, można było to odczytać w jej oczach.
Nadal trzymałem ją za dłoń. Nasze twarze były już bardzo blisko siebie.
Poczułem jej ciepły oddech na swojej szyi. Wtedy złączyłem nasze usta w
delikatnym pocałunku. Niestety w tym momencie „ktoś” nam przeszkodził.
-
Ekhem!! – od razu odwróciliśmy się w stronę dochodzącego dźwięku. Liam stał na
schodach, meeeega wkurzony. – Nie przeszkadzam!?
~ Oczami
Liama ~
- Nie
przeszkadzam?! – w tym momencie moje emocje sięgały zenitu. Nie wiedziałem co
mam o tym myśleć. Patrzyli na mnie tacy przestraszeni. Nie miałem ochoty ich
oglądać. Zbiegłem z ostatnich stopni, zabrałem bluzę i wybiegłem zdenerwowany
trzaskając drzwiami.
~ Oczami
Liz ~
- Liam!!
Zaczekaj! – krzyknęłam, ale on był już na zewnątrz. Szybko podbiegłam do
wieszaka, zabrałam pierwszą lepszą kurtkę. Ubierając ją spojrzałam na Stylesa
złowrogo:
-
Zadowolony!?
I
wybiegłam za Liamem. Szedł dość szybko i był trochę daleko, ale mino wszystko
próbowałam go dogonić.
- Liam!!
Liam!!! – wołałam, ale nie dostawałam żadnej odpowiedzi.
-
Liam!!!! – krzyczałam zdyszana. Nawet się nie odwracał, a gdzie dopiero
zatrzymał. Gdy dzieliło nas zaledwie kilka metrów zawołałam:
- Liam,
proszę zaczekaj! Nie dam rady dalej. – stanęłam i czekałam na reakcje. Na moje
szczęście zatrzymał się, ale stał do mnie tyłem. Podchodząc do niego mówiłam:
-
Kochanie, przepraszam! Spieprzyłam, zraniłam cię. Przepraszam! Nie wiem jak do
tego doszło. Ja tego nie chciałam. Uwierz mi. To nic nie znaczyło! – stanęłam
przed nim.
Złapałam
go za ręce i splotłam nasze dłonie. – Skarbie kocham tylko ciebie i nikogo
bardziej. Ty jesteś najważniejszy i tylko twoje pocałunki sprawiają, że
przechodzi mnie dreszcz, a w brzuchu lata stado motyli. To kiedy ciebie widzę
moje kolana nagle miękną, a gdy się budzę przy tobie, wiem, że jesteś mężczyzną
mojego życia. Jestem totalną idiotką, ale kocham cię najmocniej na świecie,
rozumiesz? – wtuliłam się w niego.
Dałam mu
delikatnego całusa w szyję. Po chwili objął mnie w pasie. Czułam, że mi
wybaczył.
- Wierzę
ci i wybaczam, ale pod jednym warunkiem. – patrzyłam na niego, dalej
przytulając się.
-
Słucham.
- Już nigdy
nie nazwiesz się idiotką!
-
Dobrze. – zaśmiałam się i złożyłam na jego ustach lekkiego buziaka.
Objęłam
jego twarz w swoje dłonie i gładziłam kciukami jego policzki. Prosto w te jego
cudowne, brązowe oczy powiedziałam:
- Nigdy więcej
cię nie zranię. Obiecuję.
- Ja
też. I nie opuszczę, aż do śmierci. – uśmiechnął się lekko.
- Mmm,
to brzmi jak prawdziwa przysięga małżeńska. – zachichotałam.
- Kiedyś
naprawdę się pobierzemy. Będziemy mieli dwójkę albo trójkę dzieci. Kupimy sobie
drewniany, piękny domek w górach i codziennie przy kominku na dywanie będziemy
wspominać tą chwilę. A no i nasz szczeniak labladorek będzie przy nas leżał. –
mówił cały czas uśmiechając się. Ja bawiłam się jego krótkimi, postawionymi na
żel włosami.
- Z tobą
to ja mogę nawet pod mostem zamieszkać. – powiedziałam utrzymując powagę i
pocałowałam go jak najlepiej potrafiłam. Trwaliśmy w nim dość długo. Był to
jeden z najczulszych i najszczerszych pocałunków. Ta chwila była magiczna. Po
tych wyznaniach i czułościach w świetle gwiazd powoli, spacerkiem wracaliśmy do
domu. Choć było już bardzo późno, nie spieszyło nam się.
_________________________________________________________________________________
BOM! BOM!
No tak,
więc dzisiaj kolejny rozdział. Podobał się? W końcu coś się dzieje pomiędzy
naszymi bohaterami ;) Prosimy o komentarze, to daje niesamowitą energię i chęci
do prowadzenia bloga! No i oczywiście dziękujemy za komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Aha!
Dziękujemy
wszystkim tym, którzy nas nominowali do Liebster Award. Fajna sprawa, ale niestety
nie udało nam się jeszcze uporać z wszystkimi odpowiedziami. Postaramy się
nadrobić zaległości i odpowiedzieć wreszcie na wasze pytania. Nie mamy pojęcia
kiedy się pojawi następny chapter, ale dodamy go w nieokreślonej przyszłości.Kochamy
Was i liczymy na szczere opinie pod rozdziałem. Pozdrawiamy..
Bye
Directioners
xoxo
No hahahaha, leże.! CZEMU TO HAZZA JEST ZAWSZE TEN ZŁY? TEN KTÓRY PODBIERA DZIEWCZYNY? haha, siedzę i się pizgam :D . No cóż, co do rozdziału to jest świetny i ciekawy <3 . ' a przysięga małżeńska ' była strasznie słodka ♥. Mam nadzieje, że jak najszybciej pojawi się nowy :) x
OdpowiedzUsuńAAAA...!!!
OdpowiedzUsuńJak czytałam tą część z Harrym, jak pocałował Liz...to uderzyłam ręką z pięści w ścianę...trochę zabolało, ale to nic ;) Jak on śmiał ją pocałować??
Oby Amy wyzdrowiała :]
A ta końcówka jest taka słodka ;***
Czekam na kolejny <3
Aaaa. Cudowny rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńRozmarzyłam się przez Ciebie. :D :D
Zapraszam na zapowiedź drugiej części:
http://i-still-feel-it-every-time-1d.blogspot.com/
Awww. słooodko ;)
OdpowiedzUsuńI tak miło sie zrobiło heheszki ;)
<3 Czekam na następny ;**
KOCHAM ♥
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com
Na http://takemeawayfromreality.blogspot.com/ pojawił się Epilog! Już niedługo pojawi się informacja dotycząca nowego opowiadania ♥♥
OdpowiedzUsuńDziewczyno straszysz ! Dobzre , ze jej wybaczył Ufff Super rozdział :D
OdpowiedzUsuń