Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

24 lutego 2013

Rozdział 42


Zabrałam do większej torebki tylko najpotrzebniejsze rzeczy, tj. kosmetyczkę, bieliznę, parę bluzek i spodni. Rozejrzałam się, czy jeszcze czymś nie zapomniałam.
Zakluczyłam mieszkanie i zbiegłam po schodach. Wsiadłam do samochodu i mogliśmy jechać już do ich domu. Wysiadłszy z auta, Liam poniósł moją torbę. Weszliśmy do domu, a Irlandczyk od razu rzucił się na Payna.
- Liamm!!!! Kochanie, tęskniłem! – krzyczał. – Jak się czujesz?! – wyściskał przyjaciela.
- Czułbym się lepiej, gdybyś tak nie wrzeszczał.- zaśmiał się brunet.
- Mordy ludzie! Film oglądam! – wydarł się Zayn.
- Wyrażaj się Malik! – ochrypłym głosem upomniał go Li.
- Dobra, dobra. My tu gadu, gadu, a pizza stygnie. – zauważył Harry.
- Ja jakoś nie mam ochoty. Gardło mnie boli, idę się położyć. – oznajmił Daddy i udał się wraz z moją torbą do góry.
- No to żarcie! – wskoczył Niall na kanapę i przełączył mulatowi na jakąś stację muzyczną.
- Hej, oglądałem! – oburzył się chłopak.
- Oh Tommy, tak bardzo cię kocham.. Dlaczego nie możemy być razem? – blondas zaczął śmiesznie naśladować postaci z filmu.
- Wcale nie Tommy tylko John, głupku! I przełączaj szybko z powrotem! – oburzył się mulat i chciał odebrać pilot Niallerowi, ale ja przejęłam inicjatywę.
- Dobra chłopaki. Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. – wystawiłam im język i włączyłam program muzyczny. Ci opadli zrezygnowani na kanapę i zabrali się za jedzenie pizzy.
- A Tomlinsona gdzie wywiało? – rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Szwenda się gdzieś z Taylor chyba. – odpowiedział Harry z pełną buzią.
Nic nie odparłam tylko zajęłam się jedzeniem. W między czasie wymienialiśmy się pomysłami na dzisiejsze popołudnie. Zostaliśmy przy TWISTERZE. Trochę ruchu nie zaszkodzi. Po zjedzonym posiłku ja z Niallem zanieśliśmy naczynia do kuchni, Zayn skoczył po grę, a Harold zrobił miejsce.
- To kto pierwszy kręci? – spytał Malik.
- Ja mogę. – zgłosiłam się i zabrałam tekturkę od przyjaciela.
No i tak zaczął się czas pełen śmiechu i obolałych części ciała. Dawno się tak nie bawiłam. W tej grze można się naprawdę połamać…
Graliśmy już dobre dwie godziny, w końcu zmęczeni położyliśmy się na dywanie.
- Komu przynieść soku? – spytał rozbawiony Hazza wychodząc z salonu.
Wszyscy się zgłosiliśmy. Popatrzyłam na ekran telewizora.
- O! Patrzcie! LWWY! – zawołałam i natychmiast zgłośniłam.
Harry wparował do pokoju śpiewając swoją wersję. Zaczęli szaleć jak w teledysku, mimo tego, że byli zmęczeni. Gdy skończyli….
- Ale fałszujecie. – skomentowałam.
- Że co przepraszam!? – spojrzał na mnie spode łba Zayn.
- No taka prawda. Nie wiem czym się zachwycają te wasze fanki. – próbowałam być poważna.
- Żartujesz sobie, prawda?! – odezwał się farbowany.
- A wyglądam jakbym żartowała? – zapytałam utrzymując udawaną powagę.
Widząc ich miny po prostu wybuchłam śmiechem.
- Z czego rżysz? – zdziwił się Harry, wchodząc do pokoju z napojami.
- No z was głupole. – nadal się chichrałam.
- Ale to było zabawne, normalnie uśmiałem się jak nigdy. – powiedział z sarkazmem Nialler.
- Wy naprawdę myśleliście, że mówię serio? – zdziwiłam się.
- Nie, udawaliśmy. – przewrócił oczami ciemnoskóry, obrażony wyszedł ze szklanką w ręku.
- Haha, obraził się? – wskazałam na niego palcem.
- Nieee, to Zayn, tylko udaje. – puścił mi oczko Hazza, po czym klapnął obok mnie na kanapę.
- To co robimy teraz? – spytał blondyn.
- Ja idę sprawdzić co u Liama. – rzekłam wypijając ostatni łyk soku malinowego. – Nialler zostało jeszcze trochę pizzy? – zwróciłam się do chłopaka.
- Taaa, ostatni kawałek leży na talerzyku na szafce. – odparł.
Podążyłam więc do kuchni, włożyłam jedzenie do mikrofali i poczekałam, aż się woda zagotuje. Zrobiłam brunetowi herbatę i wyjęłam podgrzany kawałek pizzy na talerzyk i udałam się na górę. Zapukawszy do drzwi, weszłam do środka.
- I jak się czujesz? – podeszłam do stolika nocnego i położyłam tacę. Usiadłam na łóżku.
- Nijak. Raz mi zimno raz gorąco i gardło cały czas napierdziela. – odwrócił się ku mnie.
Spałeś chociaż trochę? – kontynuowałam.
- Przed chwilą się obudziłem. – odrzekł. Położyłam dłoń na jego czole. Gorączka znów mu powróciła.
- Znów masz gorączkę. – stwierdziłam. – Przyniosłam ci kawałek pizzy i herbatę. Zjesz? – oparłam się o na sztywnej ręce.
- Przepraszam, ale nie mam ochoty. – wymamrotał.
- Wiem, ale musisz coś zjeść. Antybiotyk musisz wziąć. – odparłam. – Jak chcesz to zrobię ci kanapkę zamiast tej pizzy. – zaproponowałam.
- Nie i tak już dużo dla mnie zrobiłaś. – przykrył się wyżej kołdrą.
- Przestań Liam. Zaraz Ci przyniosę tą kanapkę i leki. Okej? – wstałam.
- Dziękuję. – usłyszałam zanim wyszłam.
Wróciłam do kuchni i zrobiłam mu kanapkę z szynką. Zabrałam leki i zaniosłam choruchowi.
- Będziesz mnie pilnować i czekać tak długo, aż nie zjem? – zaśmiał się ostatkami sił Liam.
- Tak, bo oszukujesz. – uśmiechnęłam się. – Dalej, zjedz to i sobie pójdę.
- A może ja specjalnie jem tak długo? – spojrzał na mnie.
Ponownie posłałam mu uśmiech.
- Bałem się trochę. – zmrużył oczy.
- Czego? – zdziwiłam się.
- Nie wiem. Że nie będziesz chciała. – spuścił wzrok. Zapadła niezręczna cisza. Zrobiło mi się miło i ciepło na sercu.
- No dalej, dalej. Jedz. Leki musisz wziąć. – przerwałam ciszę.
- Ale zostaniesz? – kiwnęłam twierdząco głową. Zjadł w miarę szybko i zażył leki.
- Połóż się, bo zmarzniesz. – odłożyłam naczynia na stolik. Spojrzał na mnie porozumiewawczo.
- No nigdzie nie idę, nie bój się. Obiecałam. – zaśmiałam się cicho.
Położyliśmy się twarzami do siebie. Przez dłuższą chwilę leżeliśmy wpatrując się w swoje oczy. Potem zaczęłam bawić się jego włosami, a on zasnął. Bynajmniej tak myślałam. Złożyłam na jego policzku delikatnego buziaka i chciałam wstać, ale chwycił mnie za rękę.
- Obiecałaś. – upomniał mnie. - Zostań jeszcze chwilę, proszę. – wyszeptał.
Znów wpatrywaliśmy się w siebie. Po chwili…
- Liz?
- Tak?
- Jest szansa, że jeszcze kiedyś będziemy razem? – spytał cicho. Zaskoczył mnie tym pytaniem, nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Liam.. przepraszam... – speszyłam się i wyszłam z pokoju szybkim krokiem.
Słyszałam jak mnie wołał, ale nie potrafiłam tam wtedy być, razem z nim, patrzeć w te oczy, które mówiły wszystko. Rzuciłam się na łóżko, w pokoju, które tymczasowo zamieszkiwałam. Chwilę leżałam, potem poszłam pod prysznic, zmyłam makijaż, przebrałam się w piżamę. Wróciłam do łóżka. Chciałam jak najszybciej zasnąć, lecz nie mogłam. Przekręcałam się z boku na bok, poszłam do kuchni się napić, wróciłam do pokoju. Otwarłam okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza. Nadal nie mogłam zasnąć. Dręczyło mnie to pytanie Liama. Dobrze znałam odpowiedź, ale bałam się. Nie wiem czego, przecież oboje tego chcemy, chcemy znów być razem, chcemy spędzać z sobą jak najwięcej czasu, chcemy czuć smak swych ust, zatapiać się w swych spojrzeniach, przytulać się i uśmiechać bez przyczyny. Ale cholernie bałam się kolejny raz pakować w ten związek.
Po dłuższych przemyśleniach postanowiłam zaryzykować. Weszłam po cichu do niego do pokoju.
- Liam, śpisz? – wyszeptałam.
- Nie, nie mogę zasnąć. – odparł.
- Ja też. Mogę dołączyć do ciebie? – spytałam cicho.
- Pewnie. – ułożyłam się obok niego i szczelnie przykryłam kołdrą, bo trochę się ochłodziłam.
Przytuliłam się niepewnie do niego. On również objął mnie ramieniem i spojrzawszy na jego twarz, zauważyłam, że się uśmiecha.
- Przyznam Ci się do czegoś. – nagle odezwałam się.
- Do czego? – zaciekawiony zapytał.
W tym momencie zaczęłam cichutko nucić piosenkę

La la
La la la la
La la
La la la

I like your smile
I like your vibe
I like your style
But that's not why I love you

And I, I like the way
You're such a star
But that's not why I love you

Hey
Do you feel, do you feel me ?
Do you feel what I feel too ?
Do you need, do you need me ?
Do you need me ?

You're so beautiful
But that's not why I love you
I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

La la
La la la la
La la
La la la

I like the way you misbehave
When we get wasted
But that's not why I love you
And how you keep your cool
When I am complicated
But that's not why I love you

Hey
Do you feel, do you feel me ?
Do you feel what I feel too ?
Do you need, do you need me ?
Do you need me ?

You're so beautiful
But that's not why I love you
And I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

Yeah, ohhh, ohhh

Even though we didn't make it through
I am always here for you
Yea-a-a

You're so beautiful
But that's not why I love you
I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

La la
La la la la (uh oh)
La la
La la la (That's why I love you)

La la
La la la la (uh oh)
La la
La la la (That's why I love you).


- Tęsknię za tobą. – rzekłam po chwili ciszy. - Kocham Cię Liam, nigdy nie przestałam. – powiedziawszy to wpiłam się w jego usta.
Znów poczułam jego ciepłe wargi, których mi tak bardzo brakowało. Czekałam na tą chwilę bardzo długo. Jednak po chwili Li oderwał się ode mnie.
- Nie chcę żebyś się zaraziła. – wyszeptał uśmiechając się.
- Nie obchodzi mnie to. Proszę, pocałuj mnie jeszcze raz. – poprosiłam.
Ponownie zatopiłam się w jego cudownych, wypełnionych ustach. Całkowicie nie obchodziło mnie to, czy z tego powodu miałabym być chora, czy nie. Liczył się tylko on. Czułam jak kamień spada mi z serca.
- Kocham Cię. – szepnął mi do ucha.
- Ja ciebie też. – uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego torsie. Ni stąd ni z owąd przyszło nagłe zmęczenie. Zamknęłam oczy i od razu odpłynęłam.
____________________________________________________________________________________________
No cześć Wam!  Dziś kolejny rozdział. Pewnie spodziewałyście się, tego co się wydarzyło.  Mamy nadzieję, że spodobał Wam się rozdział i postaramy się następny dodać wcześniej ;p
Serdecznie dziękujemy za te wszystkie nominacje, ale niestety nie będziemy w tym uczestniczyły, po prostu z braku czasu. I tak nie wyrabiamy się z rozdziałami, więc wiecie. 
Dziękujemy wszystkim za wyświetlenia i komentarze. Kochamy Was za to, że jesteście z nami. Do następnego Directioners! ;*

17 lutego 2013

Rozdział 41


- Oczami Liama –
Usłyszałem przytłumiony dźwięk budzika. Nie chętnie uniosłem głowę i otworzyłem powieki. Blondyn szukał pośpiesznie ręką nieustępliwego urządzenia. W końcu wyłączył to ustrojstwo.
- Która godzina? – zapytałem zachrypniętym głosem.
- 9. 15 – odpowiedział wstając.
- A o której jest próba? – kontynuowałem.
- O 11. Ale Liam nie wyglądasz najlepiej. Powinieneś zostać w domu. – powiedział przyglądając mi się.
- Niall dobrze wiesz, że jutro nagrywamy Summer Love. Jeśli dziś nie przyjdę, to Paul się wścieknie. – uniosłem się do postawy siedzącej, z niesamowitym bólem głowy, syknąłem.
- Trudno, najwyżej. Musisz zostać, bo inaczej się rozchorujesz na dobre!
- Horan, nie panikuj. Idę do siebie. Dzięki za przenocowanie. – uśmiechnąłem się, choć nie miałem na to zbytnio siły.
Wszystko mnie bolało i ledwo stałem na nogach, a do tego chyba miałem gorączkę. Wróciłem do swojego pokoju i wybrałem z szafy ciuchy, po czym wskoczyłem pod prysznic. Ubrałem się i podążyłem do kuchni , gdzie siedzieli już chłopacy. Oni także nie wyglądali najlepiej. Przywitaliśmy się. Uszykowałem sobie jakieś szybkie kanapki i zażyłem najpierw tabletki na kontuzje „powypadkowe”, a potem jeszcze coś na przeziębienie.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze, stary. – wymamrotał Lou.
- Może lepiej zostań w domu, hm? – dodał Harry.
- Też mu to mówiłem! – wtrącił Niall.
- Dobra ogarnijcie. Jadę do studia i koniec. – oznajmiłem i poszedłem do salonu.
Potem towarzystwo trochę się rozbudziło i jak to oni zaczęli szaleć, śmiać się i wygłupiać. Ja leżałem na kanapie ledwo żywy. Wybiła 10:25 i zaczęliśmy się zbierać. Zwlokłem się z sofy i po chwili byliśmy już w samochodzie. Przez drogę omal nie zasnąłem. Wyszedłszy z auta orzeźwiło mnie chłodne powietrze, które przyprawiło o dreszcze.
- Oczami Liz –
Jeszcze tylko 3 godziny i skończę, bo dziś niedziela, więc pracuje do 13. Usiadłam za ladą, oczekując kolejnych gości. Zadzwonił mój telefon.
- Hej Liz, nie przeszkadzam? – usłyszałam znajomy głos i od razu rozpoznałam, że to Taylor.
- Hej. – uśmiechnęłam się do siebie. – Nie, jasne, że nie.
- Bo mam do ciebie wielką prośbę. – powiedziała specyficznym tonem głosu.
- W takim razie słucham.
- Masz coś zaplanowane na dzisiejsze popołudnie? – spytała.
- EE nie. Ogólnie odpoczywam, może pooglądam jakieś filmy. A co?
- Uff. – odetchnęła. – A mogłabyś do mnie wpaść po pracy?
- Ale tak od razu?
- Jeśli możesz. To jest naprawdę ważne.
- Ok, ale o co chodzi? Coś się stało? – zaniepokoiłam się.
- Nie, nic. Wiesz co, muszę kończyć. Dziękuję, pa!
- Taylor, ale… Halo?! – usłyszałam tylko sygnał rozłączający. – Taa, pewnie. Najlepiej tak. – powiedziałam sama do siebie po czym zajęłam się nowym klientem, który w międzyczasie przyszedł.
Zmiana w końcu dobiegła końca. Ostatnie minuty strasznie mi się dłużyły, pewnie dlatego, że nie mogłam się doczekać już spotkania z Tay.
Doczłapałam się wreszcie do wieżowca przyjaciółki. Chyba bardziej zmęczyła mnie ta droga do niej niż dzisiejsza praca… Wjechałam windą na ostatnie piętro i zapukałam pod właściwy numer.
- O Liz jesteś. – uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna otworzyła drzwi i mocno mnie przytuliła. – Wejdź.
- No to co takiego ważnego się stało, że ściągnęłaś mnie tu prosto z roboty? – weszłam do środka.
- Ja muszę za chwilę wychodzić, bo mam bardzo ważną sprawę do załatwienia, a ty zaopiekowałabyś się choruchem? – złożyła ręce jakby do modlitwy i spojrzała na mnie proszącym wzrokiem.
- Kim miałabym się zająć? – przewróciłam oczami i zdjęłam kurtkę.
- EE znasz go. Leży w pokoju obok sypialni. – tłumaczyła zakładając buty i biorąc w ręce swój płaszcz.
- Mam się opiekować twoim chłopakiem? – spojrzałam na nią z litością w oczach kierując się w stronę wskazanego pomieszczenia.
- Leki już dostał, ale trzeba obserwować, czy temperatura spada. Jeśli za jakieś pół godziny nie spadnie, to zadzwoń po lekarza. – mówiła Tay kiedy ja szłam do pokoju.
Gdy tylko uchyliłam drzwi, moja temperatura podskoczyła do 100 stopni.
- Mam się zająć Liamem?! – zdenerwowałam się.
- Ciii Liz, jest chory, a ja nie mogę z nim zostać. Dziękuję ci, że się zgodziłaś i przepraszam. Posłała mi buziaka i wyszła.
Byłam w szoku. Chyba sobie ze mnie żartowała. Wie, że się z nim pokłóciłam. Chwilę stałam w bezruchu, po czym ciężko westchnęłam i ponownie uchyliłam drzwi. Wyglądał okropnie. Podeszłam do chłopaka.
- Liam.. – powiedziałam cicho. - Potrzebujesz czegoś?
Odwrócił się do mnie powolnie Zmrużył oczy i wymamrotał:
- Liz?
- Tak. Taylor musiała wyjść i poprosiła bym się tobą zajęła. – oznajmiłam siadając obok niego.
- Zgodziłaś się?- spytał bardzo cicho.
- Powiedzmy. - wydukałam. – Połóż się, jesteś słaby. – chłopak posłuchał mnie i opadł na poduszkę.
- Przyniosę ci wody. – chciałam wstać, ale złapał mnie za rękę.
- Nie, proszę zostań. – wyszeptał nie otwierając oczu. Mimowolnie położyłam swoją rękę na jego włosach.
- Liam, jesteś cały mokry. Musisz zdjąć te ubrania. – oznajmiłam po czym Liam ociężale podniósł się i pomogłam mu zdjąć koszulkę, ze spodniami sam sobie poradził.
Okryłam go z powrotem kołdrą i szybko poszłam po ręcznik, by go trochę wytrzeć. Udało mi się znaleźć w szafie Tay jakieś dresy i koszulkę Louisa, wiedziałam, że coś takiego znajdę. Pomogłam mu się ubrać i kazałam położyć. Przyniosłam mu szklankę ciepłej wody.
- Liam.. proszę wypij, dobrze ci zrobi. – powiedziałam troskliwie i podałam mu szklankę, którą ledwo trzymał. Wypił parę łyków i oddał mi naczynie. Dotknęłam jego czoła, nadal było gorące.
- Zmierz gorączkę. - zabrał z mojej ręki termometr I włożył pod pachę. Po pięciu minutach sprawdziłam. Miał prawie 39 stopni.
- Idę zadzwonić po lekarza. – oznajmiłam i wyszłam. Wybrałam numer do swojej lekarki rodzinnej i poprosiłam o wizytę w domu. Umówiłam się z nią na 17.
- Lekarka będzie za godzinę. – rzekłam. – Jakby co, to jestem w salonie. – Byłam już przy drzwiach, kiedy usłyszałam ciche:
- Zostań. Proszę.
Spojrzałam na niego z troską i położyłam się obok niego. Przytuliłam go, choć wiem, że nie powinnamm Po prostu było mi go szkoda. Po za tym.. nadal go kochałam…
Prawie przysypiałam. Nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Stwierdziłam, że to pani doktor. Pośpiesznie wstałam, budząc przy tym bruneta. Udałam się do drzwi i szybko je otworzyłam.
- Dzień dobry, proszę. – zaprosiłam kobietę do środka.
- Witam. – podała mi z uśmiechem rękę.
- To gdzie ten chory? – wzięła swoją walizeczkę.
- Proszę za mną. – ruszyłam do pokoju, w którym leżał Liam.
- Dzień dobry. – wymamrotał z chrypą.
- Dzień dobry. Widzę, że będę miała ten zaszczyt leczyć gwiazdę. – zaśmiała się. – A więc co panu dolega?
- Ma wysoką gorączkę, straszny kaszel, no i mówi, jak mówi. – powiedziałam za niego.
- No tak. Czyli wygląda mi to na grypę, ale sprawdźmy. – wyciągnęła z walizki słuchawki.
Chciałam opuścić pokój.
-Niech pani zostanie. Chłopakowi na pewno jest lepiej, jak dziewczyna jest przy nim. – uśmiechnęła się. – Proszę podciągnąć koszulkę.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. W jego oczach widziałam nie tylko zmęczenie, chorobę, ale także ból na słowa wypowiedziane przed chwilą o nas.
- Niech pan oddycha głęboko. – zrobił, co lekarka rozkazała. Następnie wyjęła patyczek i zajrzała mu w gardło. Siedziałam cicho na łóżku i wpatrywałam się w niego. Z transu wyrwało mnie pytanie pani doktor.
- Jakie leki podawałaś Liamowi?
- Chwileczkę. – wyszłam z pokoju i szybko podążyłam do kuchni po tabletki, które zażył. – Proszę. – podałam jej opakowanie tabletek przeciwgorączkowych i na gardło.
- Mhmm. Czyli nie dawała pani nic na kaszel?
- Niee. – kiwnęłam przecząco głową.
- I rozumiem, że nie pomogły te lekarstwa? – spojrzała na mnie.
- No tak nie bardzo. – odpowiedziałam.
- W takim razie zapisze panu antybiotyki, bo nie podobają mi się pana oskrzela. Oczywiście na obniżenie temperatury, na ból gardła też silniejsze. Tutaj jest recepta. – położyła na stoliku karteczkę i zapięła swoją walizkę. – To byłoby na tyle. – uśmiechnęła się.
- W takim razie dziękujemy bardzo. – uśmiechnęłam się i wstałam.
- Dużo zdrowia życzę panie Payne. Niestety przez jakiś tydzień nie może pan wychodzić na dwór. Przykro mi. A tym bardziej śpiewać.
- Ale ja mam płytę do skończenia, ja muszę. – sprzeciwiał się Li.
- Liam, myślę, że w tym stanie i tak byś nie dał rady. – odezwałam się, a ten zrezygnowany opadł na poduszkę.
- Dziękujemy pani doktor. – odprowadziłam lekarkę do drzwi i wróciłam do chorucha.
- Liz, ja muszę jutro iść nagrać do końca płytę. – mówił tonem męczennika.
- Li, nie jesteś dzieckiem. Mam nadzieję, że nie muszę ci tłumaczyć, że zdrowie jest ważniejsze, tak? – spojrzałam na niego pytająco.
- Paul mnie za.. – próbował krzyknąć, ale zaraz zaczął się dusić.
- I powiedz mi jak ty z takim głodem chcesz śpiewać, hmm?
- Wygrałaś. – westchnął i znów zakaszlał.
- Zrobię Ci coś do jedzenia, bo do końca osłabniesz. – rzekłam i ulotniłam się. Postanowiłam, że skoro mam dużo czasu, to zrobię mu coś dobrego. Co prawda to mieszkanie Tay, ale muszę się nim jakoś zająć, tak? Poszukałam makaronu następnie wrzuciłam go do gotującej się wody. W czasie kiedy makaron się gotował, przyrządziłam sos pomidorowy. Potem nałożyłam makaron na talerz i polałam gęstym sosem. Zaniosłam Liamowi.
- Zrobiłam obiad. Zjedz chociaż trochę. – poprosiłam, kładąc talerz na stoliku nocnym.
- Dziękuję. – wyszeptał, po czym odeszłam. Sama zgłodniałam, więc i sobie nałożyłam. Włączyłam TV w salonie i zajadałam się. Kiedy skończyłam konsumować posprzątałam po sobie i zajrzałam do Payna. Weszłam do środka i zauważyłam, że spał. Spojrzałam na pełny talerz. „Nawet nie ruszył” – pomyślałam. Zabrałam go ze sobą i także umyłam. Wróciłam na kanapę i w dalszym ciągu oglądałam TV. W pewnym momencie zaświecił mi się telefon. Sprawdziłam i zobaczyłam nieodebraną wiadomość.
Hej kochana. Jak tam nasz choruszek? Niestety nie wrócę dziś na noc. Buziaki, papa xx” – Taylor.
W sumie już mi przeszło wkurzenie na nią, a nawet chciałam się opiekować dalej Liamem. Odpisałam więc Taylor, że Liam dobrze się czuje.
Chłopakom napisałam, żeby po nas przyjechali, bo u Taylor wiecznie nie możemy być. Odłożyłam telefon i zabrałam się do czytania jakiegoś czasopisma. Nagle usłyszałam kroki. Ujrzałam bruneta.
- Liam, czemu nie leżysz?! – zdenerwowałam się.
- Nie chce być tam sam. – poprosił.
- Przyniosę koc. Połóż się. – wstałam i poszłam do pokoju po koc.
Następnie usiadłam na kanapie, chłopak położył swoją głowę na moich kolanach, a ja go przykryłam . Głaskałam go po głowie, rozmawialiśmy, śmialiśmy się trochę, w ogóle wszystko robiliśmy jakby było wszystko dobrze.
- Niedługo przyjedzie po nas Harry. – przypomniało mi się.
- Wracasz do siebie?
- Tak, ale na chwile. Zabiorę tylko kilka ubrań i jadę z wami. – uśmiechnęłam się. On także rozchmurzył się. – Idę zrobić łóżko. – oznajmiłam i ruszyłam w stronę pomieszczenia. Z łazienki zabrałam suche już ubrania Liama, pościeliłam łóżko i wróciłam do chłopaka. Zanim zdążyłam usiąść zadzwonił dzwonek.
- Wstawaj udawaczu. Transport już jest. – zaśmiałam się. – Hej Harry. – uśmiechnięta otworzyłam drzwi i powitaliśmy się całusem w policzek.
- To gdzie ten ściemniacz? – wyszczerzył się Styles.
- Już idę. – odpowiedział z tą seksowną chrypką w głosie.
Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam za nimi. Ponieważ przyjaźnimy się z Taylor od samego początku naszego spotkania, mamy klucze do swoich mieszkań. Tak więc zakluczyłam drzwi i pobiegłam do samochodu Hazzy. Otrząsnęłam się w wyniku zimnego powiewu na dworze. Po drodze wjechaliśmy po lekarstwa dla Liama, a potem do mnie.
_______________________________________________________________________________________________

Hi Directioners! Na początku chcemy Was bardzo, ale to bardzo przeprosić za naszą tak długą nieobecność. Kurde, to wszystko wina tej durnowatej szkoły -.- Jprdl... Niby weekend, a i tak cały czas o szkole trzeba myśleć. 
Dziś przybyłyśmy z nowym rozdziałem, mamy nadzieję, że w miarę dobrym. 
Bardzo dziękujemy za tyle wyświetleń i komentarzy!

A teraz tak na marginesie. 
Wygrałyśmy Mistrzostwa Miasta Leszna w siatkówce dziewcząt! Po prostu magia! Jesteśmy z siebie niesamowicie dumne. W piątek jedziemy do Gostynia na rejonowe, tak więc prosimy: TRZYMAJCIE KCIUKI!
Może jest ktoś kto się wybiera, jakimś cudem ? ;p

Zgadujcie, która to Agata, a która to Zuzia. :D


02 lutego 2013

Rozdział 40


W pracy dostałam nieźle w kość. Nie zdążałam. Było tyle ludu.. W sumie nie dziwię się, w końcu to piątek wieczorem. Ale po skończonej zmianie padałam. Jedynie ciepły, odprężający prysznic zachęcał mnie do ruszenia swych czterech liter i przebycia tej jakże chłodnej, długiej drogi.
Ciemne ulice, brzydka pogoda. Mżyło. O tej godzinie pełno samochodów na ulicach, dość dużo ludzi przechadzało się alejkami. Gdzie nie gdzie jakiś pijak, który zaczepiał przechodniów i opowiadał bezsensowne, wcale nie śmieszne żarty. Nie zabrakło także par zakochanych tych młodych jak i tych starszych. Myśli wróciły do wczorajszej nocy. Nie wiedziałam, czy mam się go w mieszkaniu spodziewać, czy też nie. A jeśli będzie to co wtedy? Co mu powiem? Przepraszam Liam, ale to była chwila słabości. Nie wybaczyłam ci jeszcze, a ten pocałunek, udajmy, że go nie było? To by go zabolało, zresztą te słowa nawet mnie bolały. Podczas tych przemyśleń droga upłynęła mi nadzwyczajnie szybko. Znalazłszy się pod wieżowcem, na chwile przystanęłam. Zawahałam się, jednak w końcu musiałam wejść, przecież tam mieszkam. Otrząsnęłam się i pomaszerowałam na górę. Odkluczyłam zamek i weszłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzawszy się po mieszkaniu, odetchnęłam z ulgą. Byłam świadoma, że kiedyś będę zmuszona porozmawiać z Liamem, ale nie byłam jeszcze na to gotowa. Było to dla mnie trudne, dlatego w tym momencie cieszyłam się, że go nie było. Po chwili przypomniałam sobie, że obiecał pójść do lekarza, ciekawe czy to zrobił.
Odwiesiłam kurtkę, odłożyłam torebkę na stolik w sypialni i zaczęłam się rozbierać do kąpieli. Wskoczyłam pod prysznic. Czułam, jak wszystkie problemy uciekają w siną dal. Pachnący żel pod prysznic, odświeżone ciało, włosy. To jest to czego potrzebowałam. Po długim, relaksującym prysznicu, opuściłam brodzik i owinąwszy się ręcznikiem poszłam do sypialni po dres. Włożyłam go na siebie i zaczęłam wycierać włosy, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Przechodząc przez salon spojrzałam na zegarek. 20:20. Czyżby to jakiś znak? Niepewnie otwarłam brązowy prostokąt. Ujrzałam wielkiego misia, duży bukiet czerwonych róż i osobę, która to wszystko trzymała. Twarzy jednak nie zauważyłam.
- Dobry wieczór. O co chodzi? – odezwałam się.
- Zobaczyłem tego misia dziś w sklepie, pomyślałem, że ci się spodoba. – zza okrągłej głowy beżowego pluszaka wyłoniła się twarz Liama.
Na mojej twarzy od razu zagościł szczery uśmiech.
- Wejdźcie. – zaśmiałam się.
Wpuściłam „ich” do środka, po czym Liam zwrócił się do mnie:
- A tak serio, chciałem się zrekompensować za to, że się mną wczoraj zajęłaś. – delikatnie uśmiechnął się.
- Daj spokój, nie trzeba było. – odwzajemniłam gest i chwyciłam pluszaka w dłonie. Mocno go przytuliłam do siebie. – A kwiaty? – spojrzałam na leżący bukiet na stoliku.
Wziął go do ręki i wręczając, rzekł:
- A bukiet róż w ramach przeprosin. – spoważniał.
Poczułam zakłopotanie.
- Liam…
- Tak wiem. Stawiam Cię w niezręcznej sytuacji, ale … Stwierdziłem, że muszę Ci coś wyjaśnić.
- Myślę, że wszystko już mi wyjaśniłeś.
- Nie. Proszę, daj mi wyjaśnić wszystko jeszcze raz. – nie dawał za wygraną. – Proszę.
- Okej. – westchnęłam. – Daj te kwiaty, włożę do wazonu.
Odłożył kurtkę i usiadł na kanapie. Kiedy do niego dołączyłam, zaczął mówić.
- Wtedy, gdy dostałaś te zdjęcia, musiałaś się czuć naprawdę zraniona, wiem. Pewnie nadal tak się czujesz i nie potrafisz teraz patrzeć na moją gębę, bo najchętniej byś w nią przywaliła.
- Liam..
- Pozwól mi skończyć, proszę. – spojrzał w moje oczy głębiej. – Liz, ja tego nie zrobiłem.
Ocknęłam się.
- Nie zdradziłem Cię. – dotknął mojej dłoni.
- A te zdjęcia!? Filmik?! – wstałam gwałtownie.
- Zdjęcia były prawdziwe. Ale to były zdjęcia zrobione przed moim domem, potem, gdy Amanda mnie wprowadziła do domu, mój tata mnie przejął, a ona wróciła do siebie. Nic się nie wydarzyło, to pomyłka. – wstał i podszedł do mnie.
- Od kiedy to wiesz?! – do oczu napłynęły mi łzy.
- Od trzech dni. Ale czy to ważne? – zapytał.
- Czy to ważne?! Liam, do cholery! Wiesz to od trzech dni, ale nie raczyłeś mi tego powiedzieć?! Wiesz jak ja się przez te wszystkie godziny czułam?! Jakby ktoś zabrał mi jakąś cząstkę mnie! To mnie zżerało od środka! Nadal mnie boli! Za każdym razem kiedy o tobie myślałam, serce mi się krajało! Cierpiałam, płakałam, zarywałam noce! Ale po co mi powiedzieć prawda?! Fajnie było się tak bawić moimi uczuciami!?! Fajnie?! – spod powiek wydostały się krople, zdenerwowałam się.
Wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało.
- Ja chciałem Ci powiedzieć, od razu kiedy Am mi to wyjaśniła! Ale zastałem Cię z Harrym. Mnie też to zabolało! – tłumaczył.
- Czyli może powiesz, że to moja wina, hm? – wymachiwałam rękoma przed jego twarzą.
- Nie to chciałem powiedzieć Liz. Po prostu sam się pogubiłem i.. – przerwałam mu.
- Wiesz co? Może lepiej nic już nie mów. – pokiwałam głową. – Najlepiej zostaw mnie samą.
Chciał coś powiedzieć.
Proszę... - zamarł z otwartą buzią.
Spuścił głowę zrezygnowany, po czym odwrócił się i wyszedł. Usłyszawszy za sobą zamykające się drzwi, wybuchłam płaczem. Znów TO czułam. Usiadłam z podkurczonymi nogami, a głowę oparłam o kolana. Czułam jak cały świat wali mi się na głowę, a ja nie umiem nad tym zapanować. Straszny ból trwa i raczej nie zamierza na razie sobie darować. Straciłam przyjaciela, chłopaka po raz drugi. Łzy lały się strumieniami, poczułam pieczenie powiek, nie miałam już siły na nic. Powoli wstałam, przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku z nadzieją, że ten dzień za chwilę się skończy.
- Oczami Liama –
Znowu spieprzyłem. Myślałem, że już będzie dobrze. Miałem nadzieję, że po tej rozmowie będzie tylko lepiej, a nie… kolejna kłótnia. Nie ogarnąłem jeszcze tego wszystkiego. Włóczyłem się po Londynie. Hałas jak zwykle, nie słyszałem własnych myśli, ale nie miałem zamiaru jeszcze wracać do domu. Postanowiłem pójść tam, gdzie zawsze udaje mi się odnaleźć właściwe myśli. Gdy znalazłem się już na owym wzgórzu, usiadłem na jednym z kamieni. Wpatrywałem się w gwiazdy i stopniowo wyciszałem się, w uszach mając słuchawki. Nagle zaczął padać deszcz. Mało tego, lało jak z cebra. Miałem trochę drogi przed sobą, ale jakoś nie specjalnie mi się spieszyło. Chciałem, aby ten deszcz oczyścił mój umysł z tego wszystkiego, co się wydarzyło. Droga mijała, niestety deszcz nie. W pewnym momencie, marzyłem tylko o tym, aby znaleźć się już w ciepłym domu, strasznie zmarzłem. Kiedy byłem już cały przemoknięty pod naszą willą, okazało się, że nie mam kluczy. A w domu ciemno. Zadzwoniłem do Nialla, ten powiedział, że są w Tesco i za jakieś 15 min dopiero będą z powrotem. Byłem skazany na siedzenie i czekanie w tej ulewie na chłopaków. Trząsłem się już z zimna, czułem, że to nie wróży nic dobrego. Po upływie tegoż czasu chłopaki wreszcie wrócili. Kiedy Niall ujrzał mnie w takim stanie, prawie wypadł samochodu.
- Liam! Boże, jak ty wyglądasz! Trzeba było powiedzieć, że czekasz na dworze, bo nie masz kluczy tłumoku! – zaczął się drzeć i otworzył w końcu drzwi.
- Nie krzycz tylko się odsuń bo chcę już wejść do domu! – odburknąłem po czym szybko wbiegłem do środka, zdjąłem pośpiesznie buty i wbiegłem po schodach szybko do góry.
W pokoju zdjąłem z siebie przemoczone ciuchy i dosłownie wleciałem do łazienki i pod prysznic. Szybki, ciepły prysznic, następnie wlazłem pod kołdrę, przykryłem się jeszcze grubym kocem na wierzchu i tak mi było zimno. Trząsłem się niesamowicie. Po chwili usłyszałem, że ktoś wchodzi do mojego pokoju. Odwróciłem się i zobaczyłem Zayna.
- Przyniosłem Ci herbatę. – postawił ją na stoliku nocnym.
- Dzięki. – powiedziałem z wdzięcznością w głosie.
- I jak tam? – usiadł na fotelu naprzeciw mnie.
- Nijak. – odpowiedziałem popijając ciepły napój.
- Byłeś u Liz prawda? – kontynuował „wywiad”.
- Tak. Ale to tylko pogorszyło sprawę. Ona mi już nie wybaczy.
- A co się stało? – zdziwił się.
- Pokłóciliśmy się. Znowu… - wziąłem łyka. – Zayn, sory, ale nie chce o tym rozmawiać.
- Okej, idę spać. – podaliśmy sobie ręce i mulat opuścił mój pokój.
Leżałem sam w ciszy i zastanawiałem się, co zrobiłem nie tak, co takiego powiedziałem. I nagle ni stąd ni z owąd przypomniało mi się jak potraktowałem dziś wieczorem blondynka. Mojego najlepszego przyjaciela, który zmartwił się na mój widok, a ja miałem jeszcze do niego pretensje. Nadal mi było zimno, ale postanowiłem pójść do niego teraz i wyjaśnić.
- Niall? – wyszeptałem wchodząc po cichu do jego pokoju.
- Hmm? – usłyszałem.
- Nie przeszkadzam? Chciałbym pogadać. – oznajmiłem i zauważyłem twarz Niallera, która była oświetlona blaskiem księżyca.
- Pewnie, że nie. O co chodzi? – spytał łagodnym głosem.
- Przepraszam, że przy wejściu tak Cię potraktowałem. Ja nie chciałem, po prostu miałem już dosyć tego dnia. Przepraszam, że odbiło się to właśnie na tobie. – przepraszałem podchodząc do jego łóżka.
- Okej, nic się nie stało. – odpowiedział. – Widocznie miałeś powód.
- Chodzi o Liz. – rzekłem bez namysłu siadając obok przyjaciela.
- To znaczy? – spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Pokłóciliśmy się. Nie chce mnie znowu znać. – posmutniałem.
- Hej.. Na pewno nie jest jeszcze aż tak żle. – przytulił mnie.- Payne, ty się cały trzęsiesz. Wskakuj mi tu pod kołdrę! Już! - podniósł róg kołdry i zrobił miejsce obok siebie.
- Naprawdę mogę? – chciałem się upewnić.
- Nie pytaj się tylko właź! – rozkazał i zrobiłem to.
Może to dziwne, ale czasami spaliśmy razem. Nie jako geje, tylko jako przyjaciele. Kiedy jednemu z nas było smutno i był przygnębiony, wtedy zazwyczaj spaliśmy razem. Przykryty pod samą brodę szybko zasnąłem, przy boku mojego najlepszego przyjaciela blondynka.
________________________________________________________________________________________________________

No hej Wam. Po ciężkim tygodniu wracamy z nowym rozdziałem - już 40-ty. Prosimy o wyrozumiałość, jesteśmy naprawdę zmęczone tym pierwszym tyg szkoły. Jest naprawdę ciężko... Na przyszłość będziemy się starały bardziej rozbudowywać rozdziały, ale teraz po prostu wysiadamy.
Dziękujemy za komentarze pod poprzednim rozdziałem, choć mogłoby być ich więcej, ale i tak jesteśmy wdzięczne. No i witamy kolejną obserwatorkę.
Mamy nadzieję, ze ten rozdział był wart uwagi, a tymczasem,czmychamy! Do następnego, dziewczyny! :*