Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

30 marca 2013

Rozdział 47


Jego dłonie wodziły po mojej talii, natomiast moje ręce masowały kark bruneta. Wtedy uświadomiłam sobie, że pragnę zbliżyć się do niego jeszcze bardziej, chcę go w końcu poczuć. Byłam gotowa. Dlatego postanowiłam dłużej nie czekać. Przerwałam na chwilę nasze pocałunki, chwyciłam go za rękę i powolnie zaprowadziłam do sypialni. Usiadł się na łóżku. Zdjęłam buty i usiadłam na nim okrakiem wpijając się ponownie w jego usta.
Po dłuższej chwili zdjął ze mnie bluzkę. Nie byłam mu dłużna i także pozbawiłam go koszulki. Położyliśmy się tak, że on był na górze. Nie przerywając pocałunków bawiliśmy się swoimi dłońmi. Podnieśliśmy się do pozycji klęczącej. On majstrował przy moich szortach, ja męczyłam się z jego paskiem od spodni. Gdy nasza dolna garderoba leżała już obok łóżka, my powtórnie leżeliśmy. Louis opuszkami palców jeździł po moim brzuchu, co sprawiało, że przez moje ciało przechodził ciepły, przyjemny dreszcz. Ja bawiłam się kosmykami jego rozwichrzonych już włosów. Całował moją szyję, ramiona, dekolt, brzuch, uda, łydki i tą samą drogą wrócił do moich ust. Całował mnie coraz namiętniej i zachłanniej, odpinając przy tym mój koronkowy stanik.
Od razu jego ręce powędrowały na moje piersi. Poczułam jak podniecenie wzrasta. Moje dłonie spacerowały po jego plecach. Zaczął całować mój biust, lekko przygryzał i ssał sutki, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Podniecenie narastało z każdym jego dotykiem i pocałunkiem, czułam się jak w niebie.
On chyba powoli miał dosyć tej gry wstępnej, dlatego najpierw zdecydowanym ruchem zdjął moje majtki, następnie szybko pozbył się swych bokserek.
Wszedł we mnie gwałtownym ruchem.  Byłam rozpalona jak nigdy wcześniej. Szybko i gwałtownie wykonywał pchnięcia, potem zwalniał i tak w kółko. Nasze oddechy były bardzo nierównomierne, sapaliśmy, z naszych ust wydobywały się ciche jęki rozkoszy, które pod koniec stosunku stały się głośniejsze.  Kiedy szczytowałam, wygięłam się w łuk i głośno krzyknęłam. Chwilę potem, poczułam jak Lou we mnie eksploduje. Uprawiałam już kilka razy seks, ale tym razem czułam się naprawdę kobietą. Dla mnie to było coś więcej niż tylko zaspokojenie swoich potrzeb seksualnych, zrobiłam z nim to, bo go kocham. Jeszcze nikt nie dał mi takiej rozkoszy.
Opadliśmy zmęczeni obok siebie. Z tajemniczymi uśmiechami na twarzach wpatrywaliśmy się w swoje oczy nic nie mówiąc. Nasze oddechy po paru minutach ustatkowały się i ciało odetchnęło. Wtuliłam się w mojego chłopaka. Brunet przykrył nas białą kołdrą i leżeliśmy tak, bawiąc się swoimi palcami u rąk. Nic nie musieliśmy mówić, napawaliśmy się chwilą. Czułam bicie jego serca, on całował delikatnie co chwile moje czoło. Było idealnie. Naszą cudowną ciszę przerwał dźwięk telefonu Louisa. Nie śpiesząc się sięgnął po niego. Odczytawszy, odezwał się:
- Skarbie?
- Hmm?
- Daddy mi właśnie napisał, że jutro o 19 jedziemy wszyscy na 5 dni nad morze. I nie przyjmuje odmowy. – mówił spokojnie. – Co ty na to?
- Świetnie. – uśmiechnęłam się i obdarowałam go całusem.
- A to za co? – zdziwił się troszeczkę.
- Za wszystko. Za to, że jesteś tutaj ze mną. – odpowiedziałam i znów wpiłam się w jego ciepłe, malinowe usta.
- A ja ciebie kocham, wiesz? – przymrużył oczy.
- Wiem. – wyszczerzyłam się i położyłam głowę na jego torsie.
Byliśmy nadzy, ale to nie przeszkadzało nam w spaniu. Z racji tego, że było już ciemno na dworze, a my byliśmy zmęczeni dzisiejszymi wrażeniami, szybko zasnęliśmy.
 ~ NASTĘPNY DZIEŃ ~
- Kochanie, śniadanie czeka. – uniosłam powieki i ujrzałam mojego cudownego chłopaka, uśmiechnę ego od ucha do ucha.
- Witaj ślicznotko. – ucałował mnie w czoło.
- Mogłabym budzić się tak codziennie. – uśmiechnęłam się.
- Proszę bardzo. – podał mi tacę, na której znajdowały się dwa ugotowane na twardo jajka, kilka skibek ciemnego chleba, i dwie kawy zbożowe.
- Kochany jesteś. – złożyłam na jego policzku wielkiego buziaka i zabraliśmy się do jedzenia.
Po skończonym posiłku:
- Która jest godzina tak w ogóle? – spytałam zdezorientowana, przypomniawszy sobie, że wieczorem wyjeżdżamy, a ja nie jestem spakowana.
- Spokojnie, dopiero 10.
- O matko! Nie zdążę. Louis, dziękuję ci skarbie za pyszne śniadanie, ale ja muszę już się ogarnąć! –trochę zaczęłam wariować.
- Nie panikuj. – zaśmiał się. – Musisz mi ładnie podziękować. – na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech.
Odłożyłam więc tacę na podłogę i złożyłam na jego ustach soczystego buziaka.
- Tylko tyle? – udał smutnego.
- Reszta wieczorem. – puściłam mu oczko i ubrana w szlafrok w zebrę udałam się do łazienki.
Tam wzięłam szybki, ale odprężający prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Umyłam zęby i stanęłam przed szafą. Gdy ją otworzyłam i zobaczyłam pustki, przypomniało mi się, że większość rzeczy mam w walizkach.
- Misieeek! – zawołałam. – Ile jest stopni na dworze?
- 25. – krzyknął.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i wybrałam żółte szorty, malinową koszulę na szerokich ramiączkach, z komody wyciągnęłam białą bieliznę i powróciłam do łazienki. Tam przebrałam się w ciuchy, zrobiłam lekki makijaż i ułożyłam włosy. W trakcie tych czynności, słyszałam jak Lou z kimś rozmawiał przez telefon. Gdy wyszłam ich rozmowa się zakończyła.
- Z kim gadałeś? – spytałam wchodząc do kuchni.
- Hazza dzwonił i mówił, że po drodze mamy wstąpić jeszcze po jakiś alkohol. – odpowiedział.
- A on się tym zawsze nie zajmował? – zaskoczył mnie.
- Tym razem wyżywieniem i zaopatrzeniem w alkohole zlecił Niallowi, a temu się zapomniało o czymś mocniejszym. – zaśmialiśmy się.
- Taak, zakręcony Horan to jest to. – parsknęłam i dodałam. – Dobra, idę się pakować.
W zasadzie  byłam już spakowana, ale musiałam przepakować parę rzeczy, by zmieścić się w jednej z tymi najpotrzebniejszymi.
- Oczami Liz –
- Haroldzieee? – podeszłam i od tyłu przytuliłam się do przyjaciela.
 - Słucham ciebie. – odwrócił się.
- Musze dostać się do mojego mieszkania, no a chyba rozumiesz, że nie bardzo mam ochotę zasuwać pieszo, niee? – mówiąc to, szczerzyłam się do loczka z nadzieją, że mój uśmiech pomoże mi go przekonać.
- A co będę miał w zamian za podwózkę? – objął mnie i uśmiechnął się lekko.
- No jak to co? Miłe towarzystwo. – wyszczerzyłam się jeszcze bardziej, na co on tylko się zaśmiał.
- Zgodzę się ewentualnie za buziaka. – pokazał palcem wskazującym na swój policzek.
- Więc? – spytałam po złożeniu na jego policzku całusa.
- Za minutę widzę cię w moim samochodzie. – rzucił uśmiechnięty i wyszedł z kluczykami do samochodu.
Ja tylko ubrałam na nogi japonki i zabrawszy torebkę wybiegłam za nim.
- Spóźniłaś się! – wskazał palcem na zegarek.
- No weź! – szturchnęłam go.
Ten tylko nastawił policzek ku mnie. Dźgnęłam w niego palcem, a ten z oburzeniem na mnie spojrzał.
- Dostaniesz jak wrócimy. – zaśmiałam się, zapinając pasy.
- Okej. – westchnął i ruszyliśmy przed siebie.
Weszłam już z walizką i uśmiechem na twarzy do domu i postawiłam ją w korytarzu. Za mną wszedł Harry, który stanął przede mną i nie chciał mnie wpuścić dalej.
- Liaaaaaaś! – wołałam.
- No i czego tak krzyczysz? – zachichotał loczek.
- Bo nie chcesz mnie puścić!
- Daj mi obiecanego buziaka i już jesteś wolna. – wzdrygnął ramionami.
- Li! Kochanie! – nie przestawałam.
- Już idę! Co się dzieje? – zbiegł po schodach brunet i zdezorientował się lekko.
- On mnie nie chce wypuścić! – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Bo ona obiecała mi buziaka i nie dotrzymała obietnicy! – bronił się.
- Li powiedz mu coś! – on tylko spojrzał na nas z politowaniem i skwitował: - Jak dzieci. – pokręcił głową i poszedł w swoją stronę. 
- Widzisz? Ja mam czas, mogę tutaj stać do wieczora. – wyszczerzył się.
- Dobra wygrałeś. – na mojej twarzy pojawił się udawany grymas i po raz kolejny dałam buziaka  przyjacielowi.
Od razu mi się odsunął.
- No i było robić zamieszanie? – zaśmiał się Harry.
- Styles, my się jeszcze policzymy. – pokręciłam głową i odeszłam.
- W takim razie czekam! – usłyszałam odchodząc i zachichotałam pod nosem.
Poszłam do pokoju mojego chłopaka. Zastałam go pakującego się.
- Pomóc ci? – zaoferowałam.
- Nie, poradzę sobie. – uśmiechnął się.
Podeszłam do okna, przez które wpadały promienie słońca. Zadowolona z pogody odezwałam się:
- Zapowiadają się świetne wakacje.
- To będą najlepsze wakacje pod słońcem. – podszedł do mnie brunet i objął w pasie.
- Skąd ta pewność? – spojrzałam na niego od boku.
- Takie mam przeczucie. – szczerze się uśmiechnął i wrócił do przerwanej czynności.
Patrząc sobie przez okno zauważyłam, że idą Taylor z Louisem.
- Nasze gołąbeczki idą. Zejdę na dół. – powiedziałam do chłopaka.
- W zasadzie już kończę, także zaraz do was dołączę. -  odparł po czym wyszłam z pomieszczenia.
Schodząc z góry usłyszałam głosy zakochańców i zobaczywszy ich uradowane mordki, także się rozpromieniłam.
Przywitałam się z nimi i wraz z Taylor usiadłyśmy w salonie na kanapie, a chłopacy poszli pakować walizki do auta, by potem tak się nie śpieszyć.
Poplotkowałyśmy chwilę, po czym dołączyli chłopaki i stwierdziłyśmy, że zrobimy jakieś kanapki na drogę, bo zrobiło się po 18, więc trzeba by się ogarniać powoli.
Poszłyśmy do kuchni i uszykowałyśmy kilka kanapek na podróż, spakowałyśmy je do koszyka z innymi przekąskami i napojami.  Każdy posprawdzał czy wszystko ma, zamknęliśmy dom i wsiadłszy do czarnego Vana chłopaków, wyruszyliśmy na – jak to Liam powiedział – najlepsze wakacje pod słońcem.  
 ____________________________________________________________________________________

Heeeeej! Słuchajcie, strasznie miło jest dodawać rozdział, kiedy pod poprzednim znajduje się tylee komentarzy! Bardzo dziękujemy! :D Oby tak dalej ^^
A co do rozdziału...
Agata: Wiem, że skopałam scenę łóżkową, ale obiecuję, że przy następnej bardziej się postaram. Ogólnie jakoś ten rozdział trochę inaczej sobie wyobrażałam, no ale cóż. Dziś chyba mnie wena opuściła. Trudno, ale mam nadzieję, że aż tak źle nie jest ;/
Zuzia: Wgl się nie zgadzam z Agatą, bo moim skromnym zdaniem jest to jeden z najlepszych rozdziałów jakie poprawiałam. J
Trzymajcie się ciepło i do następnego! ;*
PS. Prosimy o komentarze! :)  

24 marca 2013

Rozdział 46


Po usłyszeniu dzwoniącego budzika, wyłączyłam go i niechętnie zwlekłam się z łóżka. Powolnym krokiem doczłapałam się do łazienki i opłukałam twarz wodą, by się choć trochę orzeźwić. Następnie stanąwszy przed oknem, lekko odsłoniłam roletę, by sprawdzić, jaka pogoda panuje na zewnątrz. Od razu oślepiły mnie promienie słońca, które dopiero wschodziło. Przymrużyłam oczy i spojrzałam na termometr – było 21 stopni na plusie, co mnie ucieszyło. Lubię taka pogodę. Mimo, że muszę iść do pracy i nie wiele mi z tego pięknego dnia zostanie, to zawsze lepiej się pracuje. Z uśmiechem na twarzy podeszłam do szafy i długo się nie zastanawiając nad swym dzisiejszym ubiorem, wybrałam beżową, materiałową, obcisłą spódniczkę, białą bokserkę i czarny sweterek. W łazience umyłam zęby, włosy związałam w wysokiego, nieogarniętego koka, i pomalowałam się, podkreślając oczy cienką kreską. Wychodząc z łazienki ujrzałam mojego chłopaka stojącego przy szafie, który właśnie odwrócił się w moja stronę.
- Cześć kochanie, już wstajesz? – uśmiechnięta podeszłam do bruneta i cmoknęłam w policzek. - Taki ładny dzień, to pomyślałem, że Cię odprowadzę do pracy. – odwzajemnił gest. – Ślicznie wyglądasz. – skomentował.
- Dziękuję. – jeszcze bardziej się rozpromieniłam. – To ty się ubieraj, a ja zejdę uszykować śniadanie. – puściłam mu oczko i wyszłam.
W kuchni przygotowałam tost z dżemem i kakao dla Liasia i sobie drugie śniadanie do pracy. Po chwili ujrzałam wchodzącego do kuchni chłopaka, ubranego w czarne rurki, niebiesko – biało – lekko różową koszulę w kratkę i białych conversach. Włosy miał jak zwykle postawione do góry na żel.
- Smacznego przystojniaku. – wyszczerzyłam się i podałam chłopakowi talerz z posiłkiem i kubek z kakałem.
- Dziękuję ślicznotko. – zaśmiał się i usiadł przy stole.
- Dzisiaj nie nagrywacie, że masz ochotę ze mną pójść? – spytałam siadając ze szklanka wody naprzeciwko.
- Nagrywamy, ale później. – odpowiedział. – A właśnie! Kotek…?
- Hmm?
- Nie wiem, czy zdążę przyjechać na lotnisko do Taylor. – chwycił mnie za rękę.
- Nie dacie rady wyrwać się godzinkę wcześniej? – posmutniałam.
- No właśnie nie wiem. Postaramy się, ale to zależy wszystko jak nam pójdzie. Dzisiaj nagrywamy ostatnie dwie piosenki, więc wiesz. – złożył usta w grymas.
- Okej, rozumiem.
- Ale przed studiem podjedziemy do Tay i pożegnamy się z nią, nie martw się. Nie puścimy jej tak bez słowa. – puścił mi oczko.
- Trzymam cię za słowo. – uniosłam kąciki ust lekko do góry po czym wstałam z miejsca. – Idę do góry zabrać torebkę i za chwilę jestem.
- Mhm. – usłyszałam wychodząc z pomieszczenia.
Do torebki spakowałam telefon, klucze, chusteczki i portfel. Na nogi założyłam czarne półbuty – koturny i mogłam już iść. Zeszłam więc na dół, gdzie Liam czekał już przy drzwiach.
- Gotowa? – spytał z uśmiechem.
- Nom. – wyszłam na zewnątrz i cofnęłam się. – Okulary. – przypomniało mi się i szybko się po  nie cofnęłam. Po chwili dołączyłam do Liama i chwyciwszy się za rękę, skierowaliśmy się w kierunku Starbucksa.
Całą drogę rozmawialiśmy na różne tematy. Uwielbiałam w nim m. in. to, że mogłam porozmawiać z nim o wszystkim. Mogłam żartować i rozmawiać o poważnych sprawach. Wbrew pozorom droga do pracy minęła szybko. Przez próg weszłam dokładnie o 9:00, a więc nie mogli zarzucić mi spóźnienia.
- Napijesz się kawy? – zaproponowałam
- Niee, muszę lecieć. Widzimy się wieczorem tak? – przyciągnął mnie do siebie i objął w pasie.
- Jasne. – uśmiechnęłam się lekko. – Dziękuję Ci bardzo za odprowadzenie, ale niestety muszę zmykać. – westchnęłam.
- Okej, ja też już uciekam. Pa kochanie. – cmoknął mnie w usta i wyszedł.
- Pa. – pokiwałam mu i udałam się do szatni.
- Oczami Liama –
Gdy wszedłem do domu chłopacy już nie spali. Powiedziałbym nawet, że wyglądali i zachowywali się jak małpy w zoo. Istne szaleństwo. Zayn z Hazzą gonili się po parterze i wrzeszczeli jak jakieś dzikie zwierzęta, Niall bawił się w telewizyjnego kucharza i coś pichcił, a Lou w łazience z otwartymi szeroko drzwiami golił się śpiewając przy tym piosenkę, która chyba na całą epę wydobywała się z kolumny w salonie. Pierwsze co zrobiłem to podszedłem do Nialla:
- Stary, dobrze się czujesz? – położyłem rękę na jego ramieniu.
- Liam! Nie przeszkadzaj mi w audycji! – oburzył się. – Przepraszam państwa, już gotuję dalej… - po tych słowach postanowiłem, że zostawię go samego w jego świecie. Moim drugim celem był Lou.
- Może by tak ściszyć tą muzykę, co? Trochę uszy pękają. -  powiedziałem dość głośno.
- Co mówisz Liaś!??!!?!? – Nic nie słyszę!!! – wydarł się.
- Pytam czy nie pękają ci bębenki w uszach od tej muzyki!!! – poszedłem w ślady za nim i krzyknąłem.
- Nieeee, jest okej!!! – pokiwał głową i dalej zadłużył się w nutach piosenki, która leciała.
Gdy spojrzałem na Zarrego, to po prostu siły mi opadły i stwierdziłem, że nawet nie będę próbował ich uspokoić. Poszedłem więc do siebie i zamknąłem drzwi. Chociaż tam chwila spokoju. Usiadłem się wygodnie z laptopem na fotelu i pomyślałem, że zrobię follow back na TT. Fani na pewno się ucieszą, dlatego ten wolny czas poświęcę właśnie im.  Po jakiś 30 minutach Harry wparował do pokoju jak armata i zdyszany począł mówić:
- Jeśli chcemy zdążyć pożegnać się na lotnisku z Taylor to musimy już jechać jak najszybciej do studia, to może nam się uda.
- Okej, już schodzę. – odpowiedziałem i zamknąłem laptopa.  Odłożywszy go na łóżko zabrałem tylko czarną rozpinaną bluzę z kapturem i zbiegłem na dół. Tam wszyscy ubierali się i po chwili byliśmy już w drodze do studia.
- Oczami Liz –
W pracy nie mogłam się skupić. Niby rano było wszystko dobrze, ale teraz moja głowa była przepełniona Taylor. Bałam się o nią. Pogodziłam się z tym, że teraz wszystko się zmieni, oddalimy się od siebie, ale jeśli tak musi być, to jestem to w stanie przeżyć. Boli mnie tylko to, że tak szybko to wszystko się dzieje… Chciałabym pobyć z nią jeszcze przez chwilę. Choć jeden dodatkowy dzień, ale ona tego nie zrobi. Nie zostanie, bo nie chce patrzeć i użerać się z Louisem. Ja wiem, że on ją kocha i on też to wie. Tylko dlaczego to wszystko się tak potoczyło? Dlaczego zareagował tak, a nie w inny sposób? Obawiam się, że dziś na lotnisku też się nie pojawi, co jeszcze bardziej zasmuci Taylor.
Dzisiaj zrobiłam już tyle bezsensownych błędów, za które dostałam niezły opieprz. Bardzo chciałabym ten dzień zacząć jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze, tak w kółko. Żeby nie wyjeżdżała. Niestety czasu nie cofnę, a to wielki minus tego świata. Wybiła w końcu 17. Pożegnanie z Taylor, kompletnie mi nie pasuje. Po prostu tego nie chce i już. Szkoda, że nie ja o tym decyduje. Ale jest moją przyjaciółką, dlatego szanuje i przyjmuję jej wybór.
Przebrałam się w swoje ciuchy i zadzwoniłam po taksówkę. Po jakiś 15 minutach podjechała pod budynek. Wsiadłam do niej i w dalszym ciągu pogrążyłam się w myślach.
- Oczami Taylor –
Jestem na lotnisku już od 20 minut. Serce rozpada się z każdą minutą na coraz mniejsze i drobniejsze kawałki. Czekam na Liz, czekam na pożegnanie z nią, choć tak naprawdę nie wiem czy to będzie dobre posunięcie. Być może lepiej byłoby, gdybym wyleciała bez żadnego pożegnania. Oszczędziłabym sobie i innym tej chwili. Nigdy nie lubiłam się z kimś rozstawać nawet na tydzień, a co dopiero rok? Boję się, że nie wytrzymam, że nie dam rady. Tysiące myśli rozrywa moja głowę. Nic już nie wiem, niczego nie jestem pewna. Nagle spostrzegłam rozglądającą się na wszystkie strony Liz. Była taka przejęta, przygaszona. Zauważywszy mnie szybko podbiegła i prawie przewróciła, rzucając się na mnie.
- Taylor, jesteś pewna tego wyjazdu? – spytała.
- Nie Liz, niczego już nie jestem pewna. – odpowiadając spuściłam wzrok.
- No to nie jedź. Coś wymyślimy. Zobaczysz.. – nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Nie, nic się nie ułoży. Louis mnie nienawidzi, to nic nie zmieni,  że zostanę. To jest dla mnie szansa, pokazania się w innym mieście, na innym kontynencie. Po za tym.. – tym razem ona mi przerwała.
- Tak, wiem. Twoja kuzynka. Zrobisz co zechcesz, jednak wiedz, że zawsze możesz wrócić, masz dla kogo tak? Dzwoń, pisz cokolwiek. Po prostu nie zapominaj o mnie, okej? O nas. – mówiła z łamiącym się głosem.
- Nie płacz, Liz, proszę. – i w tym momencie łza polała się i z moich oczu i z jej także.
Przytuliłyśmy się mocno i po chwili musiałyśmy to zakończyć.
- Będę dzwoniła i pisała. Na pewno o tobie, o was nie zapomnę. I proszę przekaż Louisowi, że był dla mnie kimś wyjątkowym. Gdybym mogła cofnąć czas.. – znów weszła mi w słowo.
- Myślę, że masz okazję sama mu to powiedzieć.  Jej kąciki ust uniosły się ku górze i wskazała palcem przed siebie. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszą stronę Tomlinsona. Poczułam ciepło na duchu. Byłam święcie przekonana, że nie przyjdzie, zapomni o mnie, przekreśli. Jednak, myliłam się.
- Zostawię was samych. – powiedziała cicho brunetka, gdy Tommo zbliżył się.
- Taylor… - wyszeptał zdyszany Lou.
- Myślałam, że nie przyjdziesz. – odwróciłam wzrok.
- Taylor, ja… Ja przepraszam. Spieprzyłem… Nie powinienem tak się zachować, jestem kretynem, ale kocham Cię rozumiesz? To dlatego tak zareagowałem, bo przestraszyłem się, byłem w szoku. Nie byłem sobą. Strasznie cię za to przepraszam. Proszę wybacz mi. – wyczuwałam skruchę w jego głosie.
- Ale ja nie mam czego Ci wybaczać, miałeś prawo tak zareagować. To ja źle postąpiłam, nie ty. – tłumaczyłam. – A teraz przepraszam, ale muszę przejść odprawę. – chwyciłam walizki i ze łzami w oczach przeszłam kawałek.
- Taylor, zostań. Proszę. – poczułam dłoń Louisa na nadgarstku. – Nie chcę się z tobą żegnać w taki sposób. Zostań chociaż ten tydzień. Proszę. – stanął przede mną.
- Ale już mam bilet, miejsce. – zaprzeczałam.
- Pieprzyć to. Proszę, zrób to jeśli nie dla mnie to dla Liz. – nie dawał za wygraną.
Spojrzałam przez wielką szybę, gdzie było widać samoloty i pasy startowe. Nagle Louis wyrwał mi z rąk walizki i przyciągnął do siebie. Chwycił moją twarz w swe dłonie i czule pocałował. Brakowało mi tego.
- Proszę. – wyszeptał, przerwawszy pocałunek.
- Dla ciebie wszystko. – uśmiechnęłam się lekko.
Złapał mnie mocno w tali, uniósł i okręcił wokół własnej osi, całując. Nie wiem, co da nam ten tydzień, ale czuję, że podjęłam dobrą decyzję. Uśmiechnięci i w objęciach poszukaliśmy reszty naszej paczki. Kiedy nas zobaczyli, zaczęli się cieszyć naszym szczęściem. Codziennie dziękuję Bogu za takich przyjaciół. Nigdy nie mogłam wymarzyć sobie lepszych. Są idealni, a przede wszystkim tacy kochani.
- To co, idziemy się gdzieś zabawić? – zaproponował uradowany Harry.
- Ja chyba mam dla nas inne plany. – spojrzał na mnie Louis rozpromieniony jak nigdy.
- Idźcie się nacieszyć sobą. – powiedziała Liz przytulając się do Liasia.
- My wam weźmiemy bagaże, a wy zmykajcie już. – uśmiechnął się szeroko mulat.
- Dzięki wielkie. – podziękowaliśmy przyjaciołom i udaliśmy się do mojego mieszkania. Po drodze nic nie mówiliśmy, tylko wymienialiśmy się tajemniczymi, czasem skrywanymi spojrzeniami. Strasznie ciekawiło mnie co Tommo miał na myśli mówiąc: ”chyba mam dla nas inne plany”. Kiedy znaleźliśmy się już pod moim mieszkaniem i szukałam w torebce kluczy Lou się odezwał:
- Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz?
- No dziś chyba nie. – zaśmiałam się i w końcu znalazłam upragniona rzecz. Szybko odkluczyłam drzwi i weszliśmy do środka.
Jak tylko odłożyłam torebkę na stolik Louis przyciągnął mnie powoli do siebie i namiętnie pocałował. Długo tak trwaliśmy, a z każdą sekundą, nasze całowanie przybierało coraz to większe  pragnienie siebie nawzajem. W pewnym momencie do gry włączyły się także języki. Walczyły z sobą i współgrały jednocześnie. Jego dłonie wodziły po mojej talii, natomiast moje ręce masowały kark bruneta. Wtedy uświadomiłam sobie, że pragnę zbliżyć się do niego jeszcze bardziej, chcę w końcu go poczuć. Byłam gotowa. Dlatego postanowiłam już dłużej nie czekać. Przerwałam na chwilę nasze pocałunki, chwyciłam go za rękę i powolnie zaprowadziłam do sypialni. Usiadł się na łóżku. Ja zdjęłam buty i usiadłam na nim okrakiem wpijając ponownie w jego usta. 
______________________________________________________________________________________________

Elo!
No to notka:
Hi Directioners ! Przybywamy do was z nowym rozdziałem:) I jak wrażenia? Powiedzmy, że zawarłyśmy w nim połowę niespodzianki. Druga część za tydzień, chociaż do końca nie wiemy, czy to będzie w niedziele, czy poniedziałek, no bo święta, więc wyjdzie w praniu ^^
Apelujemy do was po raz kolejny o komentarze. Piszcie swoje opinie. Może być to nawet największa krytyka. Chodzi nam po prostu o to, że jest was 45 obserwujących, a komentarzy ledwo 10 licząc ze spamami. Prosimy, zróbcie to dla nas i napiszcie chociaż głupią minkę, ważne, że to będą wasze wrażenia. Kochamy was i zapraszamy do czytania naszych kolejnych rozdziałów. DO NASTĘPNEGO!

16 marca 2013

Rozdział 44 i 45


Wszyscy siedzieliśmy w ciszy i nikt nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Patrząc na Louisa, którego chyba najbardziej zabolała informacja Taylor, serce pękało jeszcze bardziej. Odkąd zaczęłam pracować w MSC była dla mnie nie tylko przyjaciółką. Traktowałam ją jak siostrę. Zawsze śmiałyśmy się razem, płakałyśmy. Wychodziłyśmy do kina, na zakupy. Nasze kłótnie nigdy długo nie trwały, bo nie potrafiłyśmy bez słowa normalnie funkcjonować. A teraz? Ona chce wyjechać do Stanów, na drugi koniec morza. Zostawić mnie, Louisa, w ogóle całą naszą paczkę. Już nie będzie wspólnych wieczorów, nie będę miała z kim pogadać o głupotach, u kogo przenocować, kiedy Liam wyjedzie. Jednym słowem stracę ją. Tam znajdzie zapewne nowych, lepszych, ciekawszych ludzi. Zapomni o nas, o wspólnych chwilach jakie przeżyliśmy wszyscy razem. Zajmie się pracą, nowo poznanym otoczeniem. Tak wiem… Są telefony, jest internet, portale. Ale co z tego? Na początku pewnie będziemy kontaktowały się codziennie, dla zasady, a potem? Powoli zabraknie nam czasu, ona zajmie się sobą, my sobą. To będzie koniec. Nasz koniec…
Przerwałam złe myśli.
- Taylor?
 Ta nic nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę i pokiwała przecząco głową.
- Czyli zamierzasz wyjechać naprawdę, tak? – powiedziałam z trochę większym zdecydowaniem, nadal będąc w szoku, nie uzyskując odpowiedzi.
- Na ile? – kontynuowałam.
- Pół roku, rok. – odpowiedziała cicho i powoli.
- Fajnie. – powiedziałam sarkastycznie i podeszłam do okna.
Reszta tylko przysłuchiwała się naszej wymianie zdań. Żaden z chłopaków się nie odezwał.
- A wiesz już kiedy wylatujesz? – spytałam patrząc przez firanę ze skrzyżowanymi rękoma na klatce.
- Za tydzień w piątek wieczorem, albo w niedzielę rano. – oznajmiła spoglądając tym razem na Louisa.
- Widzę, że podjęłaś już decyzję. – odparł Lou zdenerwowanym głosem.
Wstał i wyszedł szybkim krokiem z salonu.
- Louis! – zerwała się Taylor, którą Harry powstrzymał.
- Poczekaj, ja z nim pogadam. – odparł loczek i poszedł za przyjacielem. 
Dziewczyna z powrotem usiadła na kanapie i schowała twarz w dłonie.
- On nie chce mnie znać. – powiedziała łamiącym się głosem.
- Taylor…- odezwał się łagodnym głosem Liam. – Daj mu trochę czasu. Musi to do niego dotrzeć. – objął ja ramieniem.
- Ja was nie chce zostawiać! Naprawdę! Ale… Ja to jestem winna mojej kuzynce. Kiedy ja jej potrzebowałam, była przy mnie. Teraz czas na mnie. Po za tym, zawsze marzyłam o wyjeździe do Stanów. – rozpłakała się.
Kiedy widziałam, że ona płacze, sama się rozkleiłam. Być może Chicago dla niektórych to nie koniec świata. Stracić przyjaciela jest bardzo łatwo i to wcale nie musi być nasza wina.
- Zostawicie nas samych? – spytałam przez łzy.
Chłopacy wyszli i zostałyśmy tylko we dwie. Podeszłam do przyjaciółki i mocno ja przytuliłam. Płakałyśmy, jakbyśmy miały się nigdy więcej nie zobaczyć, nigdy. Być może to prawda? Co jeśli jej się tam spodoba? Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że za jakiś tydzień moje życie zmieni się. Tak bardzo zabolało…
- Liz, kochanie nie płacz! Proszę! – usłyszałam ciepły głos szatynki, który wywołał u mnie kolejną falę łez.
- Jak mam nie płakać!? Chcesz mnie zostawić! Chcesz zostawić Louisa i jechać w cholerę! – mówiłam przez łzy.
- A mam inne wyjście?! Wiesz ile Samantha dla mnie zrobiła! Muszę jej pomóc! – tłumaczyła się.
- Tylko dlaczego kosztem innych!? – po tych słowach wybiegłam z salonu prosto na korytarz.
Ubrałam szybko botki i kurtkę i trzaskając drzwiami wyparowałam na zewnątrz. Płacz spowodował, że straciłam w pewnym momencie siłę, by gdziekolwiek dalej biec. A miałam ochotę uciec stąd. Byłam kilkaset metrów od domu. Usiadłam na krawężniku jakiegoś chodnika i oparłam głowę o kolana. Byłam wściekła na Taylor. Niech sobie tam jedzie i niech nie wraca. Czułam się okropnie – jakby mi ktoś wbił nóż w serce po raz drugi. Było ciemno, chłodno… Wokół było słychać szczekające psy.
Musiałam trochę ochłonąć. Musiałam wysłuchać swych myśli, pogodzić się z nimi. Zaczerpnąć świeżego powietrza, by trzeźwo myśleć.  Na chwilę zapomniałam o sobie i pomyślałam o Tomlinsonie. Przecież on się załamie. Nie widzi świata po za nią, on bez niej nie wytrzyma. Mają skończyć za chwilę płytę, a Tommo będzie w rozsypce. Nie daję rady już z tym wszystkim. Bardzo mi szkoda chłopaka, naprawdę się zakochał. Po chwili ujrzałam na jezdni cień postaci. Uniosłam głowę ku górze i zobaczyłam Liama.
- Liz, cholera! Martwiłem się o Ciebie! – zdyszany pochylił się nade mną.
Nic mu nie odpowiedziałam tylko z powrotem oparłam głowę o kolana.
- Słońce przeziębisz się!  - kontynuował.
- Mam to gdzieś. – odpowiedziałam obojętnie.
- Hej… - ukucnął przede mną. – Spróbuj ją zrozumieć…
- Bronisz jej? – oburzyłam się. – Liam, kurwa! Ona chce zostawić najlepszą przyjaciółkę, i twojego przyjaciela! Jest pieprzoną egoistką! – zdenerwowałam się.
- Myślę, że Taylor dobrze robi, że tam jedzie. – usłyszałam i jeszcze bardziej mnie to dobiło.
- Czy ty się słyszysz w ogóle?! – wytrzeszczyłam oczy.
Nie dowierzałam.
- Ochłoń trochę. – uspokajał mnie i chwycił za rękę. – Tak może odwdzięczyć się kuzynce za to co dla niej zrobiła. Oczywiście, nie musi tam jechać. Ale pomyśl. Jej też nie było łatwo podjąć tej decyzji. Bała się naszej reakcji. Bała, że nie zrozumiemy. Dlatego powiedziała nam to dopiero teraz. – Patrzyłam na niego z coraz większą uwagą. – Postaw się na jej miejscu. Odmówiłabyś, czy skłamała, że jesteś ciężko chora i nie możesz przyjechać a tym bardziej pracować? – nie umiałam odpowiedzieć mu na to pytanie, dlatego to przemilczałam. – Wiem, że jesteś wrażliwa, że miałaś ciężkie życie. Ale dlatego właśnie powinnaś być bardziej wyrozumiała! Jesteś zmęczona, zmartwiona, przerosła cię ta wiadomość, to zrozumiałe. Teraz ochłoń i zastanów się, czy właśnie  w taki sposób chcesz spędzić wspólne chwile z najlepszą przyjaciółką przed długą rozłąką.
- Masz rację. To ja jestem egoistką nie ona. Zamiast ją wesprzeć teraz, potraktowałam ją jak ostatnia idiotka. – załamałam się bardziej.
- Tego nie powiedziałem. Ale myślę, że teraz powinnaś się wziąć w garść i pójść przeprosić Taylor. Spędzić ten tydzień jak najlepiej i pożegnać się w zgodzie, jak prawdziwe przyjaciółki. – uśmiechnął się i wstał.
Wyciągnąwszy swą dłoń ku mnie zapytał:
- Idziesz czy zostajesz?
Spletliśmy palce i powoli wracaliśmy do domu.
- Wiesz co? – odezwałam się po krótkiej ciszy,
- Nom? – uśmiechnął się.
- Powinieneś być psychologiem. Umiesz dotrzeć do człowieka. – uśmiechnęłam się do niego.
- Zastanowię się nad tym. – zaśmialiśmy się i w objęciach wróciliśmy spokojnie do domu.
Było już późno, ale mimo to, w domu nikt jeszcze nie spał.
- Jesteśmy! – krzyknął Liam i udaliśmy się do salonu, gdzie mieliśmy nadzieję spotkać chłopaków no i.. Tay.
- Gdzie Hazza, Lou i Tay? – zapytałam Nialla, gdy spostrzegłam, że ich brakuje.
- Tommo na górze, a Hazza odwozi Taylor. – odparł Niall.
- Czyli nie pogodzili się? – spojrzałam porozumiewawczo na Liego.
- Daj spokój. Louis nie chce z nikim gadać. Nawet Hazza nie miał szansy wejść do jego pokoju. – parsknął Zayn po czym udał się do kuchni.
- Może ja spróbuję? – zaproponowałam.
- Możesz próbować, ale wątpię. – odpowiedział przelotnie mulat po czym zniknął w pomieszczeniu obok.
- Kochanie ja idę pod prysznic. – oznajmił Li, gdy byliśmy na piętrze.
- Okej, ja spróbuję trafić do Louisa i zaraz do ciebie idę. – odpowiedziałam i podeszłam do białych drzwi. Zapukałam.
- Louis. – zawołałam cicho. – Możemy pogadać?
- Kurwa, mówiłem, żebyście mnie zostawili w spokoju! – wydarł się, aż się przestraszyłam.
- Alee… - kontynuowałam.
- Liz! Odejdź. – powiedział, ale już łagodniejszym tonem.
Westchnęłam i poszłam do pokoju Liama. Nie będę przecież mu się narzucała. Jak będzie potrzebował pomocy, to sam przyjdzie. Tylko… po prostu było mi go szkoda.
Znalazłszy się już w pokoju mojego chłopaka usłyszałam dźwięk prysznica, co oznaczało, że Payne jeszcze się kąpie. W tym czasie uszykowałam sobie świeży ręcznik i piżamę, i przy małym lusterku zmyłam makijaż. Po chwili Liam zwolnił mi łazienkę. Wskoczyłam pod prysznic i szybko się umyłam. Wysuszyłam włosy i ubrałam piżamę. Dołączyłam do mojego chłopaka do łóżka. Mocno się w niego wtuliłam.
- Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy. – skwitowałam.
- Na pewno. – powiedział łagodnie Liam i ucałował mnie w czoło. – Dobrej nocy kochanie. – dodał.
- Wzajemnie. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go na dobranoc.
~ Następny dzień ~
„ Ahhhhh.” – westchnęłam, gdy wyłączyłam budzik. Była 7, a Liam jeszcze spał. Jedynie co mnie pocieszyło, to słońce za oknem. Od dawna go nie było, a termometr wskazywał aż 22 stopnie. W końcu koniec wiosny, a tu cały czas zimno, pada deszcz i ponuro.
Wybrałam z szafy żółtą koszulę z krótkim rękawem, miętowe rurki i do tego sweterek trochę jaśniejszy od spodni, ale też tego samego koloru.
Poszłam do łazienki, umyłam się. Włosy spięłam w wysokiego koka i pomalowałam się lekko. Założyłam na siebie wybrane wcześniej ciuchy i wróciłam do pokoju. Zapakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Zeszłam do kuchni, gdzie świeciło pustkami. Zrobiłam sobie szybką kanapkę, uszykowałam drugie śniadanie do pracy. Wypiłam szklankę soku, założyłam beżowe koturny na nogi i poszłam na autobus. 
W pracy było bardzo dobrze. Nawet szefowa, była w dobrym nastroju. To chyba ta pogoda tak wpływa na ludzi. Co prawda nie nudziłam się, ale jakiegoś zapierdzielu też nie było. Oderwałam się od spraw naziemnych. Jednak szybko przeleciało i nim się obejrzałam moja zmiana dobiegła końca. I w tym momencie wszystko powróciło. Pomyślałam, że skoro mamy dzisiaj taki ładny dzień, pójdę odwiedzić Amy. Tak… Wiem, że to brzmi dziwnie, ale ja cały czas myślę, że ona jest tutaj z nami. Dawno nie byłam na jej grobie, dlatego postanowiłam zrobić to dzisiaj. Na straganie przed cmentarzem kupiłam małą wiązankę i znicz, i podeszłam pod grób Amy. Położyłam kwiatki, zapaliłam znicz chwilę się pomodliłam. W myślach powierzyłam jej wszystkie moje smutki i radości, co mnie gryzie, opowiedziałam o sytuacji z Taylor. Już nie płakałam. Wiem, że jest tam do góry szczęśliwa. Wiem, że mimo, że jej nie widzę, ona tutaj jest ze mną, każdego dnia. Czuję jej obecność. Dlatego nie płaczę. Cieszę się, że JEST.
Potem od razu podreptałam do domu. Tam oczywiście było pusto. Nawet Liama nie było, co mnie zdenerwowało.
Tymczasem zrobiłam szybko zapiekankę z makaronu, szynki, sera i kukurydzy. W miarę szybko mi to poszło, teraz tylko musiałam zostawić ją na 20 min w piekarniku. A w tym czasie napisałam do Taylor smsa, aby wpadła do nas. Mamy dużo do pogadania. Zgodziła się i oznajmiła w smsie, że będzie koło 18. To w sumie dobrze, bo chłopaków jeszcze nie będzie, a my będziemy mogły sobie spokojnie pogadać i wszystko wyjaśnić.
Danie po kilku minutach było gotowe, ale zostawiłam je w piekarniku, by nie wystygło chłopakom. Jak wrócą będą mieli akurat do jedzenia. Zjadłam płatki z mlekiem. Włączyłam TV i skakałam z kanału na kanał. Nic ciekawego nie było, jednak zatrzymałam się na jakimś filmie. W sumie i tak za bardzo nie wiem o co w nim chodziło, bo cały czas myślałam o Taylor. Ma tutaj być lada chwila, a ja byłam kłębkiem nerwów. Usłyszałam w pewnym momencie rozlegający się dzwonek do drzwi. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam brązowy prostokąt.
- Hej. – uśmiechnęłam się, ale mimo to byłam i tak zestresowana. – Wejdź.
Dziewczyna także była podenerwowana. Choć się uśmiechnęła lekko, widać było jej zakłopotanie.
- Napijesz się kawy, herbaty, soku? – spytałam wchodząc do kuchni.
- Sok. – odpowiedziała drżącym głosem.
To wszystko było takie SUCHE. Jeszcze kilka dni temu weszłaby do domu bez dzwonienia, ja bym nie musiała pytać jej się czy chce coś do picia, bo sama by sobie zabrała… A dziś jakbyśmy się na oczy widziały może 3 raz. To było straszne.
Usiadłyśmy na sofie w salonie z napełnionymi szklankami i trwałyśmy w ciszy, co chwilę popijając sok. W pewnym momencie nie wytrzymałam.
- Taylor, tak nie może być. – wydusiłam. – Zobacz co jeden wieczór z nami zrobił!? Zachowujemy się jakbyśmy się dopiero poznały, jakby nowa znajomość, a jesteśmy przecież przyjaciółkami! - odłożyłam nerwowo naczynie na stolik.
- Wiem, to moja wina. – wyszeptała. – Liz, ja tam nie jadę, bo chce, po prostu muszę. – tłumaczyła się.
- Taylor ja to wszystko wiem. Dlatego chciałam cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Nie powinnam była tak zareagować. Jestem twoją przyjaciółką, powinnam to przyjąć do wiadomości i wesprzeć cię, spędzić z tobą każdą wolną chwilę. Żeby pożegnać się jak na przyjaciółki przystało, a nie w złości. Przepraszam Cię. – powiedziałam błagalnym tonem.
- Miałaś prawo się na mnie wściec. Obiecałyśmy sobie kiedyś, że zawsze będziemy razem, a ja teraz to zrujnuję.
- Będziemy razem. Przecież nie będziesz tam wieczność. – uśmiechnęłam się lekko. 
- Więc nie gniewasz się na mnie? – spojrzała na mnie ukradkiem.
- Oczywiście, że nie. – Podeszłam do niej i przytuliłam się. – Czyli zgoda?
- Jasne. – uśmiechnęła się , lecz po chwili ujrzałam na jej policzku łzę.
- Ej, dlaczego płaczesz? – zdziwiłam się.
- Odzyskałam przyjaciółkę, ale... Louis. – spuściła wzrok na swe kolana.
- Tay, daj mu trochę czasu. On się do ciebie przywiązał, pokochał cię. Nie wyobraża sobie życia bez ciebie. Prawie codziennie się widzieliście. Zabolała go wiadomość, że nie będzie cię widział przez kilka miesięcy, a może nawet rok. Jestem pewna, że jutro albo nawet dzisiaj przyjdzie do ciebie i spędzi z tobą resztę tygodnia. – pocieszałam przyjaciółkę, która cicho łkała.
- Myślisz?
- Tak, tak właśnie myślę. – uśmiechnęłam się. – A teraz idź do łazienki się ogarnij, bo trochę się rozmazałaś i Lou się jeszcze ciebie przestraszy. – zaśmiałyśmy się i poszła we wskazane miejsce.
Usłyszałam jak drzwi wejściowe otwierają się i już po chwili widziałam uradowane miny chłopaków.
- Czuję zapiekankę! – wyszczerzył się blondyn.
- Masz dobry węch kolego. – zachichotałam i pojawiłam się w drzwiach do kuchni.
- O Liz! Mówiłem ci już, że jesteś aniołem? – spytał radośnie Irlandczyk.
- Tak, tak. Jakieś milion razy. – podeszłam do piekarnika i wyjęłam naczynie z zapiekanką.
- Omomomo! Jak ładnie wygląda. – skomentował Harry.
- A jak pachnie! – dodał mulat.
- Nie wiem jak wy chłopaki, ale ja jestem strasznie głodny. – odezwał się Niall.
- No to zapraszam do stołu. – uśmiechnęłam się i poszliśmy z daniem do jadalni.
- A gdzie mój chłopak? – spostrzegłam, że go nie ma.
- Poszedł do łazienki za potrzebą. – wyjaśnił mi Hazza.
- Taa, chyba jest w ciąży, bo dzisiaj to już chyba 7 raz. – zaśmiał się Lou.
Miał dziś dobry humor. Jest szansa, że Taylor się z nim pogodzi. Zanim usiedliśmy do stołu w drzwiach pojawiła się szatynka.
- Pójdę się położyć. -  powiedział Louis i zasunął krzesło.
- Ale obiad.. – protestowałam.
- Przepraszam Liz, ale straciłem apetyt. Zjem później. – odparł i wyszedł, z obojętnością przechodząc obok Tay.
Ta weszła do pomieszczenia i bezradnie opadła na krzesło.
- Spokojnie, przejdzie mu. – puścił do niej oczko Harry.
- Mhm, kiedy? Jak mnie już tu nie będzie? Chyba nic tu po mnie. – wstała i udała się po torebkę do salonu.
Wybiegłam za nią do korytarza.
- Taylor, idź z nim pogadać.
- Nie wpuści mnie. Nie chce mnie widzieć. – odwróciła się ku mnie.
- Chociaż spróbuj. – przekonywałam, na co ona tylko westchnęła i udała się po schodach na górę.
- Trzymajmy kciuki chłopaki. – powiedziałam.
Poczułam ręce w pasie.
- Cześć kochanie. – obróciłam się i zobaczyłam rozpromienionego Liama.
- No heeej!. – ucieszyłam się i rzuciłam mu się na szyję mocno go ściskając.
Ten po chwili złożył krótkiego całusa na moich ustach i wróciliśmy do stołu.
- Nie każcie mi zwracać tego co przed chwilą zjadłem, okej? – zwrócił się do nas Zayn.
- Okej, okej. – zaśmialiśmy się oboje i zaczęliśmy jeść .
- Oczami Taylor –
Liz zaproponowała, bym  porozmawiała z Louisem. Tylko, że ja wiem, że on nie chce ze mną rozmawiać. Jestem wręcz tego pewna, że jak tylko zrobię krok w jego stronę wyrzuci mnie z pokoju. Jednak coś mnie tknęło i podeszłam do drzwi. Zapukałam lekko. Nie otrzymawszy odpowiedzi postanowiłam zaryzykować i wejść.
- Możemy pogadać? – zapytałam cicho.
- Nie mamy o czym. – odburknął, leżąc z laptopem na łóżku.
- Jak to nie mamy o czym?! – zdenerwowałam się z lekka.
- No normalnie. – odpowiedział nie zmieniając tonu.
- Czyli co, nawet nie chcesz wiedzieć dlaczego tam jadę, po co? Czy w ogóle chcę tam jechać?- oburzyłam się.
- A jakie to ma teraz znaczenie? – odłożył laptopa i spojrzał na mnie złowrogo. - Wyjeżdżasz i już. Nawet mnie nie zapytałaś o zdanie. Uznałaś, że to nie potrzebne, że mnie to nie zaboli?! Że będę skakał z radości, bo moja dziewczyna mnie zostawia?! – poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- A co by to zmieniło!? Muszę tam jechać rozumiesz!? Jestem winna przysługę tej dziewczynie! Myślałam, że skoro jesteśmy razem, że się kochamy zrozumiesz to i mnie wesprzesz! Mi też nie jest łatwo wyjeżdżać! Zostawić wszystko i wyjechać w cholerę!  - poczułam ciepłe krople spływające po policzkach. – Wiedziałam, ze nie będzie nam łatwo, ale nie myślałam, że od razu mnie znienawidzisz…
- Widocznie się przeliczyłaś. – odpowiedział bez zastanowienia.
- Naprawdę myślałam, że mnie kochasz, że jesteś tym, na którego czekałam. Ale masz rację, przeliczyłam się. – otwarłam drzwi i wyszłam.
Schodząc po schodach usłyszałam jeszcze:
- Nikt cię tu nie trzyma! – krzyknął, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Oczami Liz –
Kiedy usłyszałam słowa Louisa, już wiedziałam, że nic dobrego z ich rozmowy nie wynikło. Wybiegłam na korytarz i zobaczyłam zapłakaną Taylor.
- Boże Taylor. – podeszłam do niej i przytuliłam ja mocno.
- On ma rację, nic mnie już tutaj nie trzyma. Jeszcze dzisiaj zarezerwuje sobie lot do Chicago. – rzekła i wyszła trzaskając drzwiami. – założyłam na siebie kurtkę i szybko wyszłam za nią, wołając ją, ale nie reagowała. Zrezygnowana wróciłam do domu, gdzie w korytarzu reszta rozmawiała o tym, co przed chwilą zaszło.
- Co za kretyn. – zamknęłam za sobą drzwi. – Zaraz mu nakopie do dupy. – wściekła skierowałam się do pokoju Tomlinsona.
Leżał jak król do góry brzuchem grzebiąc w laptopie. Nawet nie zareagował, kiedy weszłam do jego pokoju.
- Pogadasz ze mną!? – spytałam wkurzonym tonem.
- Jestem zajęty. – odpowiedział równie zdenerwowanie.
Podeszłam do niego i zamknęłam laptopa.
- Pojebało cie?! – wkurzył się.
- To ciebie pojebało debilu! Masz natychmiast lecieć do Taylor i ją przeprosić! – zaczęłam.
- Po co?! Ona i tak się ze mną nie liczy! – odburknął.
- Louis, ona chce już jutro wyjechać głupku! I to przez ciebie! – kontynuowałam w złości.
- No to niech jedzie! Ja za nią tęsknić nie będę! – wykrzyczał i z powrotem włączył urządzenie.
- Jesteś żałosny! – krzyknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Wzięłam telefon do ręki i dzwoniłam do Taylor. Jest ciemno, ona mieszka w dość niebezpiecznej okolicy. Ja boje się tamtędy chodzić po ciemku. Ona była zdruzgotana, jak stąd wychodziła, a jeśli się coś stało? Dzwoniłam chyba z 10x. Bałam się, bo nie odbierała. Zaczęłam panikować, wtedy podszedł do mnie Li.
- Kochanie uspokój się. Przecież to jeszcze nic nie znaczy. Może jest w łazience, kąpie się? – uspokajał mnie.
- A jeśli jej się coś stało?! Wiesz ile łazi bandytów. – nakręcałam się.
- Liz, usiądź i spokojnie poczekajmy, aż oddzwoni.
- A może po prostu nie chce z nami gadać? Jakby nie było, Lou nieźle dał jej dziś popalić. – skwitował Nialler.
- Nie wiem, boję się. – brunet przyciągnął mnie do siebie i mocno objął.
- Jesteś jeszcze śliczniejsza jak się czegoś boisz. – szepnął mi Liaś po czym dostał ode mnie z poduchy.
- A to za co? – zdziwił się.
- Za to, co przed chwilą powiedziałeś. – odpowiedziałam.
- A co w tym było złego? – zdziwił się jeszcze bardziej.
- Oj, nic, nie ważne. – przewróciłam oczami. 
Usłyszałam dźwięk telefonu, więc od razu po niego sięgnęłam.
- Taylor?! Nic ci nie jest?! – od razu zapytałam.
- Liz spokojnie, czemu miałoby mi się coś stać? – wyczułam nutkę zdziwienia w jej głosie.
- Nie wiem, nie odbierałaś ode mnie telefonów, bałam się o ciebie. – wytłumaczyłam.
- Byłam pod prysznicem i nie słyszała. Po co dzwoniłaś? – spytała.
- Chciałam sprawdzić czy u ciebie wszystko okej, czy doszłaś bezpiecznie do domu.
- No to już się nie denerwuj, jestem cała i zdrowa. A teraz przepraszam Cię, ale muszę się spakować.
- Czyli naprawdę jutro wylatujesz? – zmartwiłam się.
- Tak, przykro mi Liz. Ale im szybciej wylecę tym lepiej. – powiedziała wzdychając.
- A o której masz odprawę, to przyjadę się pożegnać z tobą. – poprosiłam.
- 18: 20. Przepraszam, ale musze już kończyć. Pa pa.
- Do jutra. – odparłam zrezygnowana i rozłączyłam się.
- I co? – niecierpliwił się Harry.
- I nic. Jutro wylatuje. – posmutniałam i wstawszy  z sofy, podeszłam do okna krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No to się porobiło. – skomentował mulat i wyszedł do kuchni.
- Miałam spędzić ten tydzień z Taylor, nawet nie miałyśmy czasu ostatnio jakoś bardziej ze sobą pogadać. A już jutro wyleci do Stanów, nie zobaczę jej przez najbliższy miesiąc. – przymknęłam powieki, spod których wydostały się łzy.
Poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Po perfumach poznałam, że to Liam. Mocno się w niego wtuliłam. Potem poszliśmy każdy do swojego pokoju. Najpierw ja się wykąpałam, po mnie Liam. Chłopak po jakiś 15 min dołączył do mnie do łóżka i we wzajemnych uściskach zasnęliśmy zmęczeni dzisiejszymi wrażeniami.
_________________________________________________________________________________________

    Cześć wszystkim! ;D Oczywiście jak to już w naszej tradycji: PRZEPRASZAMY!
    Tak wiemy, obiecałyśmy, że pojawi się w weekend i nie dotrzymałyśmy słowa. Strasznie nam głupio, ale tym razem przez Agatę.
    „To moja wina, bo nie miałam czasu na napisanie czegokolwiek. W zeszły weekend nie miałam chwili wolnego przez występy, a w tygodniu szkoła..”/A
    Ale w ramach przeprosin dziś połączone dwa rozdziały. Mamy nadzieję, że nie są nudne, jak to jeden z naszych czytelników stwierdził pod poprzednim rozdziałem.
    „Myślę, że historia Liz musi być momentami „smętna”, żeby można było kontynuować opowiadanie w ciekawy sposób. Uważam, że gdybyśmy ukazały życie Liz jako szczęśliwą, spełnioną dziewczynę, nie byłoby ani jednego czytelnika.”/Z
    Strasznie dziękujemy za te 15 komentarzy pod poprzednim chapterem.
    Pobiliście rekord! 11 komentarzy w jeden dzień! Grasjas!
    W najbliższym czasie szykujemy dla was niespodziankę, o którą prosiła pod poprzednim rozdziałem jedna z czytelniczek.
    Pozdrawiamy gorąco no i do następnego ;*