Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

16 marca 2013

Rozdział 44 i 45


Wszyscy siedzieliśmy w ciszy i nikt nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Patrząc na Louisa, którego chyba najbardziej zabolała informacja Taylor, serce pękało jeszcze bardziej. Odkąd zaczęłam pracować w MSC była dla mnie nie tylko przyjaciółką. Traktowałam ją jak siostrę. Zawsze śmiałyśmy się razem, płakałyśmy. Wychodziłyśmy do kina, na zakupy. Nasze kłótnie nigdy długo nie trwały, bo nie potrafiłyśmy bez słowa normalnie funkcjonować. A teraz? Ona chce wyjechać do Stanów, na drugi koniec morza. Zostawić mnie, Louisa, w ogóle całą naszą paczkę. Już nie będzie wspólnych wieczorów, nie będę miała z kim pogadać o głupotach, u kogo przenocować, kiedy Liam wyjedzie. Jednym słowem stracę ją. Tam znajdzie zapewne nowych, lepszych, ciekawszych ludzi. Zapomni o nas, o wspólnych chwilach jakie przeżyliśmy wszyscy razem. Zajmie się pracą, nowo poznanym otoczeniem. Tak wiem… Są telefony, jest internet, portale. Ale co z tego? Na początku pewnie będziemy kontaktowały się codziennie, dla zasady, a potem? Powoli zabraknie nam czasu, ona zajmie się sobą, my sobą. To będzie koniec. Nasz koniec…
Przerwałam złe myśli.
- Taylor?
 Ta nic nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę i pokiwała przecząco głową.
- Czyli zamierzasz wyjechać naprawdę, tak? – powiedziałam z trochę większym zdecydowaniem, nadal będąc w szoku, nie uzyskując odpowiedzi.
- Na ile? – kontynuowałam.
- Pół roku, rok. – odpowiedziała cicho i powoli.
- Fajnie. – powiedziałam sarkastycznie i podeszłam do okna.
Reszta tylko przysłuchiwała się naszej wymianie zdań. Żaden z chłopaków się nie odezwał.
- A wiesz już kiedy wylatujesz? – spytałam patrząc przez firanę ze skrzyżowanymi rękoma na klatce.
- Za tydzień w piątek wieczorem, albo w niedzielę rano. – oznajmiła spoglądając tym razem na Louisa.
- Widzę, że podjęłaś już decyzję. – odparł Lou zdenerwowanym głosem.
Wstał i wyszedł szybkim krokiem z salonu.
- Louis! – zerwała się Taylor, którą Harry powstrzymał.
- Poczekaj, ja z nim pogadam. – odparł loczek i poszedł za przyjacielem. 
Dziewczyna z powrotem usiadła na kanapie i schowała twarz w dłonie.
- On nie chce mnie znać. – powiedziała łamiącym się głosem.
- Taylor…- odezwał się łagodnym głosem Liam. – Daj mu trochę czasu. Musi to do niego dotrzeć. – objął ja ramieniem.
- Ja was nie chce zostawiać! Naprawdę! Ale… Ja to jestem winna mojej kuzynce. Kiedy ja jej potrzebowałam, była przy mnie. Teraz czas na mnie. Po za tym, zawsze marzyłam o wyjeździe do Stanów. – rozpłakała się.
Kiedy widziałam, że ona płacze, sama się rozkleiłam. Być może Chicago dla niektórych to nie koniec świata. Stracić przyjaciela jest bardzo łatwo i to wcale nie musi być nasza wina.
- Zostawicie nas samych? – spytałam przez łzy.
Chłopacy wyszli i zostałyśmy tylko we dwie. Podeszłam do przyjaciółki i mocno ja przytuliłam. Płakałyśmy, jakbyśmy miały się nigdy więcej nie zobaczyć, nigdy. Być może to prawda? Co jeśli jej się tam spodoba? Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że za jakiś tydzień moje życie zmieni się. Tak bardzo zabolało…
- Liz, kochanie nie płacz! Proszę! – usłyszałam ciepły głos szatynki, który wywołał u mnie kolejną falę łez.
- Jak mam nie płakać!? Chcesz mnie zostawić! Chcesz zostawić Louisa i jechać w cholerę! – mówiłam przez łzy.
- A mam inne wyjście?! Wiesz ile Samantha dla mnie zrobiła! Muszę jej pomóc! – tłumaczyła się.
- Tylko dlaczego kosztem innych!? – po tych słowach wybiegłam z salonu prosto na korytarz.
Ubrałam szybko botki i kurtkę i trzaskając drzwiami wyparowałam na zewnątrz. Płacz spowodował, że straciłam w pewnym momencie siłę, by gdziekolwiek dalej biec. A miałam ochotę uciec stąd. Byłam kilkaset metrów od domu. Usiadłam na krawężniku jakiegoś chodnika i oparłam głowę o kolana. Byłam wściekła na Taylor. Niech sobie tam jedzie i niech nie wraca. Czułam się okropnie – jakby mi ktoś wbił nóż w serce po raz drugi. Było ciemno, chłodno… Wokół było słychać szczekające psy.
Musiałam trochę ochłonąć. Musiałam wysłuchać swych myśli, pogodzić się z nimi. Zaczerpnąć świeżego powietrza, by trzeźwo myśleć.  Na chwilę zapomniałam o sobie i pomyślałam o Tomlinsonie. Przecież on się załamie. Nie widzi świata po za nią, on bez niej nie wytrzyma. Mają skończyć za chwilę płytę, a Tommo będzie w rozsypce. Nie daję rady już z tym wszystkim. Bardzo mi szkoda chłopaka, naprawdę się zakochał. Po chwili ujrzałam na jezdni cień postaci. Uniosłam głowę ku górze i zobaczyłam Liama.
- Liz, cholera! Martwiłem się o Ciebie! – zdyszany pochylił się nade mną.
Nic mu nie odpowiedziałam tylko z powrotem oparłam głowę o kolana.
- Słońce przeziębisz się!  - kontynuował.
- Mam to gdzieś. – odpowiedziałam obojętnie.
- Hej… - ukucnął przede mną. – Spróbuj ją zrozumieć…
- Bronisz jej? – oburzyłam się. – Liam, kurwa! Ona chce zostawić najlepszą przyjaciółkę, i twojego przyjaciela! Jest pieprzoną egoistką! – zdenerwowałam się.
- Myślę, że Taylor dobrze robi, że tam jedzie. – usłyszałam i jeszcze bardziej mnie to dobiło.
- Czy ty się słyszysz w ogóle?! – wytrzeszczyłam oczy.
Nie dowierzałam.
- Ochłoń trochę. – uspokajał mnie i chwycił za rękę. – Tak może odwdzięczyć się kuzynce za to co dla niej zrobiła. Oczywiście, nie musi tam jechać. Ale pomyśl. Jej też nie było łatwo podjąć tej decyzji. Bała się naszej reakcji. Bała, że nie zrozumiemy. Dlatego powiedziała nam to dopiero teraz. – Patrzyłam na niego z coraz większą uwagą. – Postaw się na jej miejscu. Odmówiłabyś, czy skłamała, że jesteś ciężko chora i nie możesz przyjechać a tym bardziej pracować? – nie umiałam odpowiedzieć mu na to pytanie, dlatego to przemilczałam. – Wiem, że jesteś wrażliwa, że miałaś ciężkie życie. Ale dlatego właśnie powinnaś być bardziej wyrozumiała! Jesteś zmęczona, zmartwiona, przerosła cię ta wiadomość, to zrozumiałe. Teraz ochłoń i zastanów się, czy właśnie  w taki sposób chcesz spędzić wspólne chwile z najlepszą przyjaciółką przed długą rozłąką.
- Masz rację. To ja jestem egoistką nie ona. Zamiast ją wesprzeć teraz, potraktowałam ją jak ostatnia idiotka. – załamałam się bardziej.
- Tego nie powiedziałem. Ale myślę, że teraz powinnaś się wziąć w garść i pójść przeprosić Taylor. Spędzić ten tydzień jak najlepiej i pożegnać się w zgodzie, jak prawdziwe przyjaciółki. – uśmiechnął się i wstał.
Wyciągnąwszy swą dłoń ku mnie zapytał:
- Idziesz czy zostajesz?
Spletliśmy palce i powoli wracaliśmy do domu.
- Wiesz co? – odezwałam się po krótkiej ciszy,
- Nom? – uśmiechnął się.
- Powinieneś być psychologiem. Umiesz dotrzeć do człowieka. – uśmiechnęłam się do niego.
- Zastanowię się nad tym. – zaśmialiśmy się i w objęciach wróciliśmy spokojnie do domu.
Było już późno, ale mimo to, w domu nikt jeszcze nie spał.
- Jesteśmy! – krzyknął Liam i udaliśmy się do salonu, gdzie mieliśmy nadzieję spotkać chłopaków no i.. Tay.
- Gdzie Hazza, Lou i Tay? – zapytałam Nialla, gdy spostrzegłam, że ich brakuje.
- Tommo na górze, a Hazza odwozi Taylor. – odparł Niall.
- Czyli nie pogodzili się? – spojrzałam porozumiewawczo na Liego.
- Daj spokój. Louis nie chce z nikim gadać. Nawet Hazza nie miał szansy wejść do jego pokoju. – parsknął Zayn po czym udał się do kuchni.
- Może ja spróbuję? – zaproponowałam.
- Możesz próbować, ale wątpię. – odpowiedział przelotnie mulat po czym zniknął w pomieszczeniu obok.
- Kochanie ja idę pod prysznic. – oznajmił Li, gdy byliśmy na piętrze.
- Okej, ja spróbuję trafić do Louisa i zaraz do ciebie idę. – odpowiedziałam i podeszłam do białych drzwi. Zapukałam.
- Louis. – zawołałam cicho. – Możemy pogadać?
- Kurwa, mówiłem, żebyście mnie zostawili w spokoju! – wydarł się, aż się przestraszyłam.
- Alee… - kontynuowałam.
- Liz! Odejdź. – powiedział, ale już łagodniejszym tonem.
Westchnęłam i poszłam do pokoju Liama. Nie będę przecież mu się narzucała. Jak będzie potrzebował pomocy, to sam przyjdzie. Tylko… po prostu było mi go szkoda.
Znalazłszy się już w pokoju mojego chłopaka usłyszałam dźwięk prysznica, co oznaczało, że Payne jeszcze się kąpie. W tym czasie uszykowałam sobie świeży ręcznik i piżamę, i przy małym lusterku zmyłam makijaż. Po chwili Liam zwolnił mi łazienkę. Wskoczyłam pod prysznic i szybko się umyłam. Wysuszyłam włosy i ubrałam piżamę. Dołączyłam do mojego chłopaka do łóżka. Mocno się w niego wtuliłam.
- Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy. – skwitowałam.
- Na pewno. – powiedział łagodnie Liam i ucałował mnie w czoło. – Dobrej nocy kochanie. – dodał.
- Wzajemnie. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go na dobranoc.
~ Następny dzień ~
„ Ahhhhh.” – westchnęłam, gdy wyłączyłam budzik. Była 7, a Liam jeszcze spał. Jedynie co mnie pocieszyło, to słońce za oknem. Od dawna go nie było, a termometr wskazywał aż 22 stopnie. W końcu koniec wiosny, a tu cały czas zimno, pada deszcz i ponuro.
Wybrałam z szafy żółtą koszulę z krótkim rękawem, miętowe rurki i do tego sweterek trochę jaśniejszy od spodni, ale też tego samego koloru.
Poszłam do łazienki, umyłam się. Włosy spięłam w wysokiego koka i pomalowałam się lekko. Założyłam na siebie wybrane wcześniej ciuchy i wróciłam do pokoju. Zapakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Zeszłam do kuchni, gdzie świeciło pustkami. Zrobiłam sobie szybką kanapkę, uszykowałam drugie śniadanie do pracy. Wypiłam szklankę soku, założyłam beżowe koturny na nogi i poszłam na autobus. 
W pracy było bardzo dobrze. Nawet szefowa, była w dobrym nastroju. To chyba ta pogoda tak wpływa na ludzi. Co prawda nie nudziłam się, ale jakiegoś zapierdzielu też nie było. Oderwałam się od spraw naziemnych. Jednak szybko przeleciało i nim się obejrzałam moja zmiana dobiegła końca. I w tym momencie wszystko powróciło. Pomyślałam, że skoro mamy dzisiaj taki ładny dzień, pójdę odwiedzić Amy. Tak… Wiem, że to brzmi dziwnie, ale ja cały czas myślę, że ona jest tutaj z nami. Dawno nie byłam na jej grobie, dlatego postanowiłam zrobić to dzisiaj. Na straganie przed cmentarzem kupiłam małą wiązankę i znicz, i podeszłam pod grób Amy. Położyłam kwiatki, zapaliłam znicz chwilę się pomodliłam. W myślach powierzyłam jej wszystkie moje smutki i radości, co mnie gryzie, opowiedziałam o sytuacji z Taylor. Już nie płakałam. Wiem, że jest tam do góry szczęśliwa. Wiem, że mimo, że jej nie widzę, ona tutaj jest ze mną, każdego dnia. Czuję jej obecność. Dlatego nie płaczę. Cieszę się, że JEST.
Potem od razu podreptałam do domu. Tam oczywiście było pusto. Nawet Liama nie było, co mnie zdenerwowało.
Tymczasem zrobiłam szybko zapiekankę z makaronu, szynki, sera i kukurydzy. W miarę szybko mi to poszło, teraz tylko musiałam zostawić ją na 20 min w piekarniku. A w tym czasie napisałam do Taylor smsa, aby wpadła do nas. Mamy dużo do pogadania. Zgodziła się i oznajmiła w smsie, że będzie koło 18. To w sumie dobrze, bo chłopaków jeszcze nie będzie, a my będziemy mogły sobie spokojnie pogadać i wszystko wyjaśnić.
Danie po kilku minutach było gotowe, ale zostawiłam je w piekarniku, by nie wystygło chłopakom. Jak wrócą będą mieli akurat do jedzenia. Zjadłam płatki z mlekiem. Włączyłam TV i skakałam z kanału na kanał. Nic ciekawego nie było, jednak zatrzymałam się na jakimś filmie. W sumie i tak za bardzo nie wiem o co w nim chodziło, bo cały czas myślałam o Taylor. Ma tutaj być lada chwila, a ja byłam kłębkiem nerwów. Usłyszałam w pewnym momencie rozlegający się dzwonek do drzwi. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam brązowy prostokąt.
- Hej. – uśmiechnęłam się, ale mimo to byłam i tak zestresowana. – Wejdź.
Dziewczyna także była podenerwowana. Choć się uśmiechnęła lekko, widać było jej zakłopotanie.
- Napijesz się kawy, herbaty, soku? – spytałam wchodząc do kuchni.
- Sok. – odpowiedziała drżącym głosem.
To wszystko było takie SUCHE. Jeszcze kilka dni temu weszłaby do domu bez dzwonienia, ja bym nie musiała pytać jej się czy chce coś do picia, bo sama by sobie zabrała… A dziś jakbyśmy się na oczy widziały może 3 raz. To było straszne.
Usiadłyśmy na sofie w salonie z napełnionymi szklankami i trwałyśmy w ciszy, co chwilę popijając sok. W pewnym momencie nie wytrzymałam.
- Taylor, tak nie może być. – wydusiłam. – Zobacz co jeden wieczór z nami zrobił!? Zachowujemy się jakbyśmy się dopiero poznały, jakby nowa znajomość, a jesteśmy przecież przyjaciółkami! - odłożyłam nerwowo naczynie na stolik.
- Wiem, to moja wina. – wyszeptała. – Liz, ja tam nie jadę, bo chce, po prostu muszę. – tłumaczyła się.
- Taylor ja to wszystko wiem. Dlatego chciałam cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Nie powinnam była tak zareagować. Jestem twoją przyjaciółką, powinnam to przyjąć do wiadomości i wesprzeć cię, spędzić z tobą każdą wolną chwilę. Żeby pożegnać się jak na przyjaciółki przystało, a nie w złości. Przepraszam Cię. – powiedziałam błagalnym tonem.
- Miałaś prawo się na mnie wściec. Obiecałyśmy sobie kiedyś, że zawsze będziemy razem, a ja teraz to zrujnuję.
- Będziemy razem. Przecież nie będziesz tam wieczność. – uśmiechnęłam się lekko. 
- Więc nie gniewasz się na mnie? – spojrzała na mnie ukradkiem.
- Oczywiście, że nie. – Podeszłam do niej i przytuliłam się. – Czyli zgoda?
- Jasne. – uśmiechnęła się , lecz po chwili ujrzałam na jej policzku łzę.
- Ej, dlaczego płaczesz? – zdziwiłam się.
- Odzyskałam przyjaciółkę, ale... Louis. – spuściła wzrok na swe kolana.
- Tay, daj mu trochę czasu. On się do ciebie przywiązał, pokochał cię. Nie wyobraża sobie życia bez ciebie. Prawie codziennie się widzieliście. Zabolała go wiadomość, że nie będzie cię widział przez kilka miesięcy, a może nawet rok. Jestem pewna, że jutro albo nawet dzisiaj przyjdzie do ciebie i spędzi z tobą resztę tygodnia. – pocieszałam przyjaciółkę, która cicho łkała.
- Myślisz?
- Tak, tak właśnie myślę. – uśmiechnęłam się. – A teraz idź do łazienki się ogarnij, bo trochę się rozmazałaś i Lou się jeszcze ciebie przestraszy. – zaśmiałyśmy się i poszła we wskazane miejsce.
Usłyszałam jak drzwi wejściowe otwierają się i już po chwili widziałam uradowane miny chłopaków.
- Czuję zapiekankę! – wyszczerzył się blondyn.
- Masz dobry węch kolego. – zachichotałam i pojawiłam się w drzwiach do kuchni.
- O Liz! Mówiłem ci już, że jesteś aniołem? – spytał radośnie Irlandczyk.
- Tak, tak. Jakieś milion razy. – podeszłam do piekarnika i wyjęłam naczynie z zapiekanką.
- Omomomo! Jak ładnie wygląda. – skomentował Harry.
- A jak pachnie! – dodał mulat.
- Nie wiem jak wy chłopaki, ale ja jestem strasznie głodny. – odezwał się Niall.
- No to zapraszam do stołu. – uśmiechnęłam się i poszliśmy z daniem do jadalni.
- A gdzie mój chłopak? – spostrzegłam, że go nie ma.
- Poszedł do łazienki za potrzebą. – wyjaśnił mi Hazza.
- Taa, chyba jest w ciąży, bo dzisiaj to już chyba 7 raz. – zaśmiał się Lou.
Miał dziś dobry humor. Jest szansa, że Taylor się z nim pogodzi. Zanim usiedliśmy do stołu w drzwiach pojawiła się szatynka.
- Pójdę się położyć. -  powiedział Louis i zasunął krzesło.
- Ale obiad.. – protestowałam.
- Przepraszam Liz, ale straciłem apetyt. Zjem później. – odparł i wyszedł, z obojętnością przechodząc obok Tay.
Ta weszła do pomieszczenia i bezradnie opadła na krzesło.
- Spokojnie, przejdzie mu. – puścił do niej oczko Harry.
- Mhm, kiedy? Jak mnie już tu nie będzie? Chyba nic tu po mnie. – wstała i udała się po torebkę do salonu.
Wybiegłam za nią do korytarza.
- Taylor, idź z nim pogadać.
- Nie wpuści mnie. Nie chce mnie widzieć. – odwróciła się ku mnie.
- Chociaż spróbuj. – przekonywałam, na co ona tylko westchnęła i udała się po schodach na górę.
- Trzymajmy kciuki chłopaki. – powiedziałam.
Poczułam ręce w pasie.
- Cześć kochanie. – obróciłam się i zobaczyłam rozpromienionego Liama.
- No heeej!. – ucieszyłam się i rzuciłam mu się na szyję mocno go ściskając.
Ten po chwili złożył krótkiego całusa na moich ustach i wróciliśmy do stołu.
- Nie każcie mi zwracać tego co przed chwilą zjadłem, okej? – zwrócił się do nas Zayn.
- Okej, okej. – zaśmialiśmy się oboje i zaczęliśmy jeść .
- Oczami Taylor –
Liz zaproponowała, bym  porozmawiała z Louisem. Tylko, że ja wiem, że on nie chce ze mną rozmawiać. Jestem wręcz tego pewna, że jak tylko zrobię krok w jego stronę wyrzuci mnie z pokoju. Jednak coś mnie tknęło i podeszłam do drzwi. Zapukałam lekko. Nie otrzymawszy odpowiedzi postanowiłam zaryzykować i wejść.
- Możemy pogadać? – zapytałam cicho.
- Nie mamy o czym. – odburknął, leżąc z laptopem na łóżku.
- Jak to nie mamy o czym?! – zdenerwowałam się z lekka.
- No normalnie. – odpowiedział nie zmieniając tonu.
- Czyli co, nawet nie chcesz wiedzieć dlaczego tam jadę, po co? Czy w ogóle chcę tam jechać?- oburzyłam się.
- A jakie to ma teraz znaczenie? – odłożył laptopa i spojrzał na mnie złowrogo. - Wyjeżdżasz i już. Nawet mnie nie zapytałaś o zdanie. Uznałaś, że to nie potrzebne, że mnie to nie zaboli?! Że będę skakał z radości, bo moja dziewczyna mnie zostawia?! – poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- A co by to zmieniło!? Muszę tam jechać rozumiesz!? Jestem winna przysługę tej dziewczynie! Myślałam, że skoro jesteśmy razem, że się kochamy zrozumiesz to i mnie wesprzesz! Mi też nie jest łatwo wyjeżdżać! Zostawić wszystko i wyjechać w cholerę!  - poczułam ciepłe krople spływające po policzkach. – Wiedziałam, ze nie będzie nam łatwo, ale nie myślałam, że od razu mnie znienawidzisz…
- Widocznie się przeliczyłaś. – odpowiedział bez zastanowienia.
- Naprawdę myślałam, że mnie kochasz, że jesteś tym, na którego czekałam. Ale masz rację, przeliczyłam się. – otwarłam drzwi i wyszłam.
Schodząc po schodach usłyszałam jeszcze:
- Nikt cię tu nie trzyma! – krzyknął, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
- Oczami Liz –
Kiedy usłyszałam słowa Louisa, już wiedziałam, że nic dobrego z ich rozmowy nie wynikło. Wybiegłam na korytarz i zobaczyłam zapłakaną Taylor.
- Boże Taylor. – podeszłam do niej i przytuliłam ja mocno.
- On ma rację, nic mnie już tutaj nie trzyma. Jeszcze dzisiaj zarezerwuje sobie lot do Chicago. – rzekła i wyszła trzaskając drzwiami. – założyłam na siebie kurtkę i szybko wyszłam za nią, wołając ją, ale nie reagowała. Zrezygnowana wróciłam do domu, gdzie w korytarzu reszta rozmawiała o tym, co przed chwilą zaszło.
- Co za kretyn. – zamknęłam za sobą drzwi. – Zaraz mu nakopie do dupy. – wściekła skierowałam się do pokoju Tomlinsona.
Leżał jak król do góry brzuchem grzebiąc w laptopie. Nawet nie zareagował, kiedy weszłam do jego pokoju.
- Pogadasz ze mną!? – spytałam wkurzonym tonem.
- Jestem zajęty. – odpowiedział równie zdenerwowanie.
Podeszłam do niego i zamknęłam laptopa.
- Pojebało cie?! – wkurzył się.
- To ciebie pojebało debilu! Masz natychmiast lecieć do Taylor i ją przeprosić! – zaczęłam.
- Po co?! Ona i tak się ze mną nie liczy! – odburknął.
- Louis, ona chce już jutro wyjechać głupku! I to przez ciebie! – kontynuowałam w złości.
- No to niech jedzie! Ja za nią tęsknić nie będę! – wykrzyczał i z powrotem włączył urządzenie.
- Jesteś żałosny! – krzyknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Wzięłam telefon do ręki i dzwoniłam do Taylor. Jest ciemno, ona mieszka w dość niebezpiecznej okolicy. Ja boje się tamtędy chodzić po ciemku. Ona była zdruzgotana, jak stąd wychodziła, a jeśli się coś stało? Dzwoniłam chyba z 10x. Bałam się, bo nie odbierała. Zaczęłam panikować, wtedy podszedł do mnie Li.
- Kochanie uspokój się. Przecież to jeszcze nic nie znaczy. Może jest w łazience, kąpie się? – uspokajał mnie.
- A jeśli jej się coś stało?! Wiesz ile łazi bandytów. – nakręcałam się.
- Liz, usiądź i spokojnie poczekajmy, aż oddzwoni.
- A może po prostu nie chce z nami gadać? Jakby nie było, Lou nieźle dał jej dziś popalić. – skwitował Nialler.
- Nie wiem, boję się. – brunet przyciągnął mnie do siebie i mocno objął.
- Jesteś jeszcze śliczniejsza jak się czegoś boisz. – szepnął mi Liaś po czym dostał ode mnie z poduchy.
- A to za co? – zdziwił się.
- Za to, co przed chwilą powiedziałeś. – odpowiedziałam.
- A co w tym było złego? – zdziwił się jeszcze bardziej.
- Oj, nic, nie ważne. – przewróciłam oczami. 
Usłyszałam dźwięk telefonu, więc od razu po niego sięgnęłam.
- Taylor?! Nic ci nie jest?! – od razu zapytałam.
- Liz spokojnie, czemu miałoby mi się coś stać? – wyczułam nutkę zdziwienia w jej głosie.
- Nie wiem, nie odbierałaś ode mnie telefonów, bałam się o ciebie. – wytłumaczyłam.
- Byłam pod prysznicem i nie słyszała. Po co dzwoniłaś? – spytała.
- Chciałam sprawdzić czy u ciebie wszystko okej, czy doszłaś bezpiecznie do domu.
- No to już się nie denerwuj, jestem cała i zdrowa. A teraz przepraszam Cię, ale muszę się spakować.
- Czyli naprawdę jutro wylatujesz? – zmartwiłam się.
- Tak, przykro mi Liz. Ale im szybciej wylecę tym lepiej. – powiedziała wzdychając.
- A o której masz odprawę, to przyjadę się pożegnać z tobą. – poprosiłam.
- 18: 20. Przepraszam, ale musze już kończyć. Pa pa.
- Do jutra. – odparłam zrezygnowana i rozłączyłam się.
- I co? – niecierpliwił się Harry.
- I nic. Jutro wylatuje. – posmutniałam i wstawszy  z sofy, podeszłam do okna krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No to się porobiło. – skomentował mulat i wyszedł do kuchni.
- Miałam spędzić ten tydzień z Taylor, nawet nie miałyśmy czasu ostatnio jakoś bardziej ze sobą pogadać. A już jutro wyleci do Stanów, nie zobaczę jej przez najbliższy miesiąc. – przymknęłam powieki, spod których wydostały się łzy.
Poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Po perfumach poznałam, że to Liam. Mocno się w niego wtuliłam. Potem poszliśmy każdy do swojego pokoju. Najpierw ja się wykąpałam, po mnie Liam. Chłopak po jakiś 15 min dołączył do mnie do łóżka i we wzajemnych uściskach zasnęliśmy zmęczeni dzisiejszymi wrażeniami.
_________________________________________________________________________________________

    Cześć wszystkim! ;D Oczywiście jak to już w naszej tradycji: PRZEPRASZAMY!
    Tak wiemy, obiecałyśmy, że pojawi się w weekend i nie dotrzymałyśmy słowa. Strasznie nam głupio, ale tym razem przez Agatę.
    „To moja wina, bo nie miałam czasu na napisanie czegokolwiek. W zeszły weekend nie miałam chwili wolnego przez występy, a w tygodniu szkoła..”/A
    Ale w ramach przeprosin dziś połączone dwa rozdziały. Mamy nadzieję, że nie są nudne, jak to jeden z naszych czytelników stwierdził pod poprzednim rozdziałem.
    „Myślę, że historia Liz musi być momentami „smętna”, żeby można było kontynuować opowiadanie w ciekawy sposób. Uważam, że gdybyśmy ukazały życie Liz jako szczęśliwą, spełnioną dziewczynę, nie byłoby ani jednego czytelnika.”/Z
    Strasznie dziękujemy za te 15 komentarzy pod poprzednim chapterem.
    Pobiliście rekord! 11 komentarzy w jeden dzień! Grasjas!
    W najbliższym czasie szykujemy dla was niespodziankę, o którą prosiła pod poprzednim rozdziałem jedna z czytelniczek.
    Pozdrawiamy gorąco no i do następnego ;*

10 komentarzy:

  1. oooooooooooooooooo jakie długie! I bardzo dobrze, bo nudziło mi się, a tak, przeczytałam rozdział i miałam co robić ♥.
    Cholerny, egoistyczny LOU! Co on odawala? Znając życie obudzi się jak już będzie po wszystkim..
    Okej, so.. Czekam nn :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, cały czas czytałam i czytałam i mówiłam gdzie ten koniec! :D Ale rozdział rewelacyjny! :) Super się czytało, kurczę szkoda mi Louisa. W sumie chłopak ma rację, opuszcza go miłość życia. I nie wie czy wytrzyma ten okres rozłąki :( Mam nadzieje że tak. No i oczywiście pogodzą się. Prawda? :D Co do Liz, zazdroszczę jej Liama :) Ach. Szybko dodawajcie następne! :) Zapraszam do mnie, pojawił się nowy rozdział :) Pozdrawiam!

    http://pozadani-przez-muzyke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Louis coś ty narobił?! Kurde kopa odemnie dostaniesz to może się opamiętasz i zdąrzysz pogadać z Tay. Czekam na nastepny i zapraszam do mnie na rozdział. ;)
    http://rock-me-directionerka-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy czytałam kłótnię Tay i Lou miałam ochotę płakać :( Co za pojeb z Louisa...nie wytrzymuję...wiem, to tylko opowiadanie, ale ono tak na mnie działa...
    Dobrze, że Li chociaż Liz przemówił do rozumu...naprawdę mógłby być psychologiem, tak jak to ujęłyście :))
    Wszystko się zjebało ;/
    Rozdział/y są zajebiste...naprawdę świetne <3
    I nie macie za co przepraszać...
    Czekam na nn ;*


    Kocham was i pozdrawiam <3
    Patty xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty <3
    Co za egoistyczny Louis. !
    Jak on mógł tak do Tay powiedziec?!
    Mam nadzieje ze sie pogodzą.
    Czekam na nexta i zapraszam do nas /Alice
    http://one-direction-little-things-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham too :)
    kiedy kolejny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję Cię do The Versatile Blogger więcej informacji tutaj
    http://rock-me-directionerka-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. [spam]
    Los Angeles nazywane jest Miastem Aniołów. I nie bez powodu...
    Alison i Amanda to dwie najlepsze przyjaciółki, które od najmłodszych lat zawsze spędzały czas razem. Były dla siebie jak siostry.
    Pewnego wieczoru ich życie zaczyna ulegać zmianom. Powoli najgorsze tajemnice wychodzą na jaw i zaczynają komplikować życie cheerleaderek.
    Nie wszyscy są tymi za kogo się podają. Jedni są źli i pragną zemsty. Inni chcą je chronić i uświadomić je tym kim są. Niestety nie wszystkim się to podoba.
    Zaczyna się walka o życie. Nie tylko o własne, gdyż wszyscy są w niebezpieczeństwie. Trzeba zdecydować: dobro czy zło? Każdy błąd może spowodować kolejną śmierć. Tylko nieliczni wyjdą z tego cało.
    Kto wygra? Alison? Amanda? Czy może oni?
    http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=NiL6ep41iAI <--- a pod tym linkiem znajduje się zwiastun, który może zachęcić was do czytania :)
    Przepraszamy bardzo za spam
    Alison & Amanda ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Yeeaaaah ! Swietnie. Jak wy bosko piszecie. Awww *__*
    Chciałabym cię zachęcić do przeczytania mojego nowego opowiadania. Mam nadzieje, ze wpadniesz, przeczytasz, skomentujesz i zostaniesz na dłużej. To bardzo dla mnie ważna.
    Z góry dziękuję <3
    me-onedirection-and-my-sister.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń