Próbowałam wydusić z chłopaka jakąkolwiek reakcję.
Jednak ten w ogóle nie reagował na moje prośby.
- Niall? – spróbowałam raz jeszcze, najbardziej
błagalnym tonem, jakim potrafiłam.
Rozpoznałam po jego minie, że walczył sam ze sobą,
aby nie wyjawić mi swojego problemu.
- Nie ufasz mi. – odparłam zrezygnowana – rozumiem.
Wtedy odwrócił się w moją stronę i spojrzał na
mnie.
- Oczywiście, że ci ufam. – powiedział stanowczo.
- To dlaczego milczysz? Dlaczego nie chcesz mi
powiedzieć co cię gryzie?
- Taylor, ja… ja… - jąkał się.
- Po prostu wyduś to z siebie. – przejechałam wewnętrzną
częścią dłoni po jego.
- Czuję się samotny. – westchnął i spuścił głowę.
Zrobiło mi się go żal. Bez wahania przytuliłam
przyjaciela, by choć w taki sposób go pocieszyć. W inny chyba nie potrafiłam.
- Zobaczysz Nialler. Kiedyś poznasz dziewczynę
swojego życia. – szepnęłam.
- Tylko kiedy? Ile mam jeszcze czekać? –
usłyszawszy jego ciche pytania odchyliłam się lekko i wróciłam na swoje
miejsce.
- Masz tyle fanek, każda chciałaby być twoja. –
uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ale ja nie chce każdej. Chcę, żeby to była miłość
od pierwszego wejrzenia, żeby coś we mnie walnęło widząc ją po raz pierwszy. –
podekscytował się.
- Jestem pewna, że niebawem coś takiego cię spotka.
- Skąd ta pewność? – spojrzał na mnie wymownie.
- Kobieca intuicja. – zaśmiałam się.
- Mam nadzieję, że tym razem cię nie zawiedzie. –
jego kąciki ust skierowały się lekko ku górze.
- Na pewno. – puściłam mu oczko.
Wstałam z głazu, otrzepałam spodenki od piasku i
wyciągnęłam rękę w stronę blondyna.
- To co, wracamy do reszty?
- Jasne. – odpowiedział po czym wstał i razem
szliśmy w stronę boiska do siatkówki.
- Oczami Nialla –
Robił się powoli wieczór. Dzięki rozmowie z Taylor
odzyskałem jakąkolwiek nadzieję.
Teraz szliśmy spokojnie plażą, patrząc jak ludzie
zbierają swoje manatki i żegnają jeszcze ciepły piasek.
- Chyba zbliżają się twoi fani. - wskazała palcem grupkę nastolatków idących w
naszą stronę z aparatami i jakimiś notesami. – Pójdę już. Będziemy czekać na
kocu. – uśmiechnęła się i poszła przed siebie.
Miała rację. Kilku fanów podeszło do mnie i
poprosiło o fotki oraz autografy. Pogadałem z nimi chwilę i skierowałem się w
stronę przyjaciół. Nagle usłyszałem cichy, łagodny, delikatny głos.
- Przepraszam, moja siostra bardzo cię lubi i
chciałaby twój autograf. – odwróciwszy się, ujrzałem niską, drobną dziewczynę o
bladej cerze, długich, ciemnych blond lokach z ciemno niebieskimi tęczówkami.
Ubrana była w zwiewną białą sukienkę na
ramiączkach. Na jej twarzy witał nieśmiały uśmiech. Była bez makijażu, taka
naturalna.
W ręku trzymała aparat i zeszyt, a w drugiej dłoni
trzymała rączkę swojej kilkuletniej siostry, zresztą tak uroczej jak ona. Mała dziewczynka,
przypominała trochę Amy.
- A jak ma na imię mała ślicznotka? – ukucnąłem i
zdecydowałem się na uśmiech.
- Jestem Camie. – powiedziała zawstydzona, słodkim,
dziecięcym głosikiem. Od razu przybliżyła się do siostry.
-
Podpiszesz? – dziewczyna wyciągnęła ku mnie zeszyt i jakiś pisak.
Zabrałem przybory i napisałem:
Dla małej Camie -
Niall Horan xx
I oddałem w ręce właścicielki.
- Może wspólna fotka, dla lepszych wspomnień? –
zaproponowałem.
W sumie zdziwiłem się, że ja to powiedziałem…
- Cam, podejdź do Nialla. – uśmiechnęła się
pięknie, a dziewczynka nieśmiało zrobiła krok naprzód.
Początkowo chciałem wziąć ją na ręce, ale jednak
zrezygnowałem z tego pomysłu. Po prostu ukucnąłem przy niej i objąłem ja
ramieniem, szeroko uśmiechając się. Po zrobieniu zdjęcia, podszedłem bliżej
nieznajomej. Camie zabrała z rąk blondynki aparat.
- A ty, jak masz na imię? - spytałem cicho.
- Bella. – odparła przyciszonym tonem, ukrywając rumieńca.
Nasze wzroki przypadkowo spotkały się. Miała takie
roześmiane, pełne iskierek oczy. Przyjemne uczucie oblało moje ciało. Czyżby Taylor
przepowiadała przyszłość?
- Uśmiech! – krzyknęła radośnie Camie.
Objąłem ją w talii. Wyszczerzyliśmy się do
obiektywu i poszło. Kolejne zdjęcie zrobione.
- Camie! Bella! Chodźcie już! – zawołała głośno
oddalona od nas kawałek kobieta.
- Już idziemy mamo! – odpowiedziała Bella i
wyswobodziła się z mojego uścisku.
Camie w podskokach pobiegła do swojej rodzicielki,
jej siostra chciała także odejść, ale złapałem ją za rękę.
- Spotkamy się jeszcze? - zapytałem zaciekawiony jej reakcją.
- Jasne. – rozpromieniła się.
- Może przyjdę po ciebie? – kontynuowałem.
- Ale ja tymczasowo mieszkam w centrum. To trochę
daleko.
- Bella! – tym razem to jej tata, jak się
domyśliłem.
- Nie ma problemu, powiedz mi tylko gdzie i o
której. – ciągle trzymałem ją za rękę.
- Marlborough Street 107.
- 17?
- Okej. – posłała mi ciepły uśmiech. – Przepraszam,
ale musze już lecieć.
- Do zobaczenia jutro. – pomachałem jej na
odchodne.
Chwilę jeszcze stałem i patrzyłem jak odchodzi. W
połowie drogi Bella odwróciła się i ostatni raz uśmiechnęła.
Kiedy całkiem zniknęła mi z oczu udałem się do
naszej paczki. Po drodze pomyślałem o mojej mamie. Rodzina Belli jak już zdążyłem
zauważyć jest taka radosna. Moja mama ma tylko mnie i Grega, który ze względu
na swoje kształcenie wyjechał. Ja też rzadko u niej bywam.
Postanowiłem, że jak wrócę do domku to do niej
zadzwonię.
Wkrótce zauważyłem grupkę przyjaciół siedzących w
kręgu na kocu i głośno bawiących się. Podszedłem i rzuciłem się między nich na
koc.
- Zgłodniałem przez te parę godzin. – stwierdziłem
i zacząłem wyjadać resztki jakiś ciastek.
- Oczami Liz -
Siedzieliśmy sobie spokojnie wszyscy na kocu i
nagle stąd ni z owąd pojawił się miedzy nami Nialler i zaczął wyjadać resztki
jedzenia. Co prawda miło, że wrócił do nas i jest cały i zdrowy, głodny, a to
oznacza, że wszystko jest okej, no ale i tak myślałam, że mu zaraaz przywalę!
- Ei Horan! Debilu! Martwiliśmy się o ciebie! –
krzyknęłam uderzając go lekko w głowę.
- Ała! – złapał się w to miejsce. – Ale już jestem,
tak!? To czego mnie bijesz!? – oburzył się.
- Powinieneś dostać mocniej. – odgryzł mu się Liaś,
a reszta zaczęła się brechtać.
- Jezu, nie jestem dzieckiem. – przewrócił
teatralnie oczami. – Lepiej chodźmy już do domu, bo głodny jestem.
Po tej krótkiej wymianie zdań pozbieraliśmy swoje
rzeczy, koc, piłkę, koszyk z jedzeniem itd. i udaliśmy się do naszego pięknego
domu wypoczynkowego. Tam każdy poszedł w stronę swojego pokoju, by się trochę
odświeżyć po słonej wodzie i piasku. Kiedy Liam był pod prysznicem, ja
wytrzepałam koc w miarę moich możliwości, uszykowałam mu suche ubrania i
rozwiesiłam nasze ręczniki i stroje kąpielowe na dworze.
Potem sama się wykąpałam, wysmarowałam balsamem i
wysuszyłam włosy, które od razu związałam w niechlujnego koka. Był już wieczór,
więc się nie malowałam. Włożyłam na siebie jasne szorty i luźną koszulkę.
Wyszedłszy z łazienki, nie znalazłam Liama w pokoju. Wyjrzałam przez okno i
zauważyłam go siedzącego na kołysanej ławce. Zbiegłam po schodach i wyszłam na
ogród. Od tyłu podeszłam do ukochanego i objęłam go swymi rękoma, całując go
przy tym w policzek.
- Co tak tu sam siedzisz? – spytałam.
- A, tak sobie rozmyślam. – odparł i pociągnął mnie
za ręce, abym usiadła na jego kolanach.
Prześlizgnęłam się przez oparcie ławki i usiadłam
obok niego, kolana kładąc na jego.
- Nie myśl za dużo, bo myśliwym zostaniesz. –
wytknęłam mu język.
- HA HA HA. Bardzo śmieszne. – zrobił grymas na
twarzy.
- Ei, co jest? – zaśmiałam się.
- Przeprowadź się do mnie i chłopaków. – spojrzał
mi w oczy.
W reakcji na jego stwierdzenie i pytanie za razem
pewnie moje oczy wyglądały jak 5- cio złotówki. Nie wiedziałam, co powiedzieć i
raczej nie chciałam na razie ciągnąć tego tematu.
- Więc? – dopytywał.
- Liam, nie wiem czy to dobry pomysł. – oparłam
głowę o jego ramię.
- Dlaczego?
- Wy niedługo wyjedziecie w trasę, a ja mam zostać sama
w tak wielkim domu? Gdyby Tay nie wyjeżdżała, to bym sobie do niej chodziła,
ale jej też nie będzie i będę sama. – tłumaczyłam mu.
- Ale kochanie, trasa zaczyna nam się dopiero za
miesiąc. – upierał się przy swoim.
- Zrobiłem kolację! Idziecie!? – zawołał Styles,
wychylając się zza drzwi balkonowych.
- Tak, zaraz przyjdziemy! – odpowiedziałam i
zwróciłam się do bruneta. – Wrócimy do tej rozmowy, dobrze?
- Okej. – odparł zrezygnowany i wstawszy z ławki,
powędrowaliśmy do jadalni.
- MM, jak ładnie pachnie. Co to? – poczułam piękny
zapach.
- Pieczeń z indyka i smażone ziemniaki. – odparł
loczek, wnosząc na tacy mięso z dodatkami.
- Brzmi świetnie. – uśmiechnęłam się i zasiadłam na
krześle obok Liasia.
- No to smacznego wszystkim. – powiedział Harry i
usiadł z nami do stołu, po czym mu wszyscy podziękowaliśmy.
Po zjedzonym posiłku, oczywiście wszyscy byli tak
najedzeni, że nikt nie był w stanie tego teraz posprzątać. Stwierdziliśmy, że
równie dobrze możemy posprzątać później.
- To co teraz robimy? – wypalił Lou, przeciągając
się.
- Ja to bym się położył i leżał. – ziewnął Zayn.
- O! Jestem za! – zgodził się z nim Niall.
Zaśmiałyśmy się z Taylor.
- Dobra, to ja standardowo proponuję filmy. –
odezwał się Liam, na co Harry mu odrzekł:
- Bingo Daddy, bingo. – wyszczerzył się loczek i
poszliśmy wszyscy do salonu i wygodnie usadowiliśmy się.
Wybraliśmy ulubioną komedię Harrego i dobrze się
przy niej bawiliśmy. Lou cały czas nabijał się z głównych postaci, a Hazza go
za to karcił jakimiś dziwnymi uwagami, bądź po prostu strzałem w głowę lub w
krocze. Tak, to całe 1D.
Koło 23 poszliśmy do swoich pokoi. Ja z Liamem od
razu usnęliśmy.
- Następny dzień –
Słońce zaświeciło mi prosto w twarz, kiedy
wypoczęta odsłoniłam żaluzję. Spojrzałam na budzik stojący na stoliku nocnym i
ujrzałam wczesną godzinę. Było przed 8. Zdziwiłam się lekko, bo zawsze miałam
problemy, żeby wstać o 8. 10 do pracy a tutaj 7: 43 i już jestem na nogach. Ale
potem uświadomiłam sobie, że pewnie to morskie powietrze tak na mnie
zadziałało.
Li jeszcze spał, widocznie jemu także służy taki
klimat. Po cichu z szafy wyjęłam zwiewną spódniczkę w kolorowe, malutkie
kwiatki i pasującą do niej malinową bokserkę. W łazience założyłam na siebie
wybrane ubrania, a piżamę zostawiłam na koszu przy umywalce. Było rano, a
nigdzie na razie nie planowałam wychodzić, więc nie nakładałam makijażu.
Rozczesawszy włosy, spięłam je w wysoką kitkę, a na nogi włożyłam płaskie
sandały.
Kiedy wychodziłam Payne nawet nie drgnął.
Zeszłam na dół i w kuchni usłyszałam ciche odgłosy.
Zobaczyłam Hazze robiącego kawę.
- O Liz. Robię kawę, chcesz też? – uśmiechnął się
szeroko.
- Mhm. – kiwnęłam twierdząco głową i podeszłam
bliżej chłopaka. – Cześć tak w ogóle. – zaśmiałam się i złożyłam całusa na jego
policzku.
- Hej. – wystawił mi język.
- Swoją drogą nie wiedziałam, że z ciebie taki
ranny ptaszek. – usiadłam przy stole podpierając się o łokieć.
- Ja też. – zaśmiał się krótko i postawił przede
mną kubek z kawą. – Ty też zawsze miałaś problemy ze wstawaniem, a teraz
proszę. – rozpromienił się.
- Chyba służy mi tutejszy klimat. – odwzajemniłam
uśmiech i upiłam łyka.
- Dobra my tu gadu gadu, a ja po bułki chciałem
iść. – popił swojego napoju i wyszedł z pomieszczenia i zatrzymał się w
korytarzu.
- Może pójdę z tobą? – zaproponowałam.
- Nie, nie musisz. Ja kupię bułki, a ty możesz
zrobić potem kanapki, jeśli tak bardzo chcesz pomóc. – puścił mi oczko.
- Okej, nie ma problemu. – poczochrałam jego bujną
czuprynę i z kubkiem w ręku podążyłam do salonu. Wygodnie ułożyłam się na sofie
i włączyłam cicho telewizor, aby nikogo nie budzić.
Akurat, gdy kończyłam pić kawę zjawił się Styles z
świeżym pieczywem. Zakupił tarże warzywa, które przydadzą mi się do obłożenia
bułek. Zajęłam się szykowaniem śniadania dla śpiochów, a Harry poszedł na ogród.
W pewnym momencie spostrzegłam rozciągającą się w drzwiach szatynkę w piżamie.
- Cześć śpiochu. – rzuciłam radośnie.
- Hej. – odpowiedziała zaspanym głosem i sięgnęła
po szklankę, po czym wlała sobie do niej wody mineralnej.
- Jak się spało? – spytałam, rozkrawając kolejną
bułkę.
- Świetnie, po prostu czuję się jak w niebie. –
odparła zachwycona. – Widzę, że robisz śniadanko?
- Chcesz się przyłączyć? – spojrzałam na nią
pytająco, na co ta odrzekła:
- Dobra, tylko się przebiorę. – wzięła sobie
plasterek ogórka i zniknęła za drzwiami. Po chwili wróciła i pomogła mi
uszykować resztę. Za jakieś kilka minut
wszyscy głodomorzy znaleźli się w jadalni i wspólnie zajadaliśmy się pysznymi
kanapkami. Po skończonym posiłku posprzątaliśmy wszyscy razem wczorajszy oraz
dzisiejszy bałagan.
Umówiliśmy się, że w południe, czyli za jakąś
godzinę, znów powitamy plażę. Tak też zrobiliśmy.
Dziś było na dworze jeszcze cieplej, więc wszyscy
jedną grupą po rozebraniu się do strojów kąpielowych wprysnęliśmy do wody, aby
się ochłodzić. Nawet Zayn.
- Ei, a ty się podobno wody boisz. – zdziwiłam się
kierując swoje zaskoczenie ku mulatowi.
- Nie boje się wody, tylko po prostu nie lubię w
niej zbytnio przebywać. Ale dziś mam ochotę. – wstawił mi język i rzucił z
pluskiem na falę.
Wtedy zaczęliśmy wszyscy szaleć, dosłownie jak dzieci.
W końcu zmęczeni naszymi wygłupami wyszliśmy na gorący piasek. Ja z Tay
położyłyśmy się na kocu i czytałyśmy jakieś czasopisma, a chłopaki zajmowali
się sobą. W pewnej chwili usłyszałam Liama, szepcącego do Harrego:
- Ta dziewczyna ma fajny tatuaż, nie? – wskazał na
nią palcem.
Przyjrzałam jej się. Była całkiem podobna do
Danielle. Bujne loki na głowie, ciemna karnacja, duże oczy. Smukła sylwetka i
ten tatuaż. Muszę przyznać, że naprawdę fajny.
- A patrz tamten! – zachwycił się loczek i także
wskazał dziewczynę, o której opowiadał.
Ona także była niczego sobie. Co oni widzą w tych
tatuażach?! Może ja też powinnam o tym pomyśleć? Może bardziej bym się podobała
Liamowi? Po chwili ocknęłam się i zajęłam się swoimi rzeczami, choć tak
naprawdę w podświadomości krążyły mi te beznadziejne pytania.
Po jakimś czasie, Li wyrwał mnie na spacer brzegiem
morza. Cudowne słońce oplatało nasze ciała, a fale rozbijały się o nasze
kostki. Szliśmy za rękę i w pewnym momencie nie wytrzymałam i zapytałam go:
- Co byś powiedział, gdybym zrobiła sobie tatuaż?
- Ty? – wydał się być rozbawionym moim pytaniem.
- Co w tym śmiesznego? Pytam poważnie.
- Kochanie, po co ci tatuaż?
- A po co tobie? – zadałam pytanie retoryczne.
Nic nie odpowiedział, a więc punkt dla mnie.
- No właśnie.
- No, ale co ci się tak nagle wzięło? – dopytywał.
- Tobie się podobają dziewczyny z tatuażami,
prawda? – spojrzałam na niego wymownie.
- Co? – zdziwił się jeszcze bardziej, po czym zrobił
minę jakby go oświeciło. – Podsłuchiwałaś? – zaśmiał się.
- Nie, po prostu przypadkowo usłyszałam. – odparłam
na swoją obronę. – Podobają ci się, tak? – ponowiłam pytanie.
- Nie. – odparł pewny siebie.
Zrobiłam zdezorientowaną minę.
- Ty mi się podobasz. – uśmiechnął się słodko, po
czym chcąc nie chcąc zarumieniłam się.
Przepraszamy za zaniedbanie, ale były to ciężkie
tygodnie w szkole. Już we wtorek rozpoczynają się testy gimnazjalne i mamy
nadzieję, że po egzaminach zwolnią tempo i będziemy mogły kilka razy w tygodniu
wstawiać nowe rozdziały.
Do następnego J
PS. Wszystkim trzeciakom życzymy POWODZENIA :D