Wszyscy
siedzieliśmy w ciszy i nikt nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Patrząc na
Louisa, którego chyba najbardziej zabolała informacja Taylor, serce pękało
jeszcze bardziej. Odkąd zaczęłam pracować w MSC była dla mnie nie tylko
przyjaciółką. Traktowałam ją jak siostrę. Zawsze śmiałyśmy się razem,
płakałyśmy. Wychodziłyśmy do kina, na zakupy. Nasze kłótnie nigdy długo nie
trwały, bo nie potrafiłyśmy bez słowa normalnie funkcjonować. A teraz? Ona chce
wyjechać do Stanów, na drugi koniec morza. Zostawić mnie, Louisa, w ogóle całą
naszą paczkę. Już nie będzie wspólnych wieczorów, nie będę miała z kim pogadać
o głupotach, u kogo przenocować, kiedy Liam wyjedzie. Jednym słowem stracę ją.
Tam znajdzie zapewne nowych, lepszych, ciekawszych ludzi. Zapomni o nas, o
wspólnych chwilach jakie przeżyliśmy wszyscy razem. Zajmie się pracą, nowo
poznanym otoczeniem. Tak wiem… Są telefony, jest internet, portale. Ale co z
tego? Na początku pewnie będziemy kontaktowały się codziennie, dla zasady, a
potem? Powoli zabraknie nam czasu, ona zajmie się sobą, my sobą. To będzie
koniec. Nasz koniec…
Przerwałam
złe myśli.
- Taylor?
Ta nic nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę
i pokiwała przecząco głową.
-
Czyli zamierzasz wyjechać naprawdę, tak? – powiedziałam z trochę większym
zdecydowaniem, nadal będąc w szoku, nie uzyskując odpowiedzi.
- Na
ile? – kontynuowałam.
- Pół
roku, rok. – odpowiedziała cicho i powoli.
-
Fajnie. – powiedziałam sarkastycznie i podeszłam do okna.
Reszta
tylko przysłuchiwała się naszej wymianie zdań. Żaden z chłopaków się nie
odezwał.
- A
wiesz już kiedy wylatujesz? – spytałam patrząc przez firanę ze skrzyżowanymi
rękoma na klatce.
- Za
tydzień w piątek wieczorem, albo w niedzielę rano. – oznajmiła spoglądając tym
razem na Louisa.
-
Widzę, że podjęłaś już decyzję. – odparł Lou zdenerwowanym głosem.
Wstał
i wyszedł szybkim krokiem z salonu.
-
Louis! – zerwała się Taylor, którą Harry powstrzymał.
-
Poczekaj, ja z nim pogadam. – odparł loczek i poszedł za przyjacielem.
Dziewczyna
z powrotem usiadła na kanapie i schowała twarz w dłonie.
- On
nie chce mnie znać. – powiedziała łamiącym się głosem.
-
Taylor…- odezwał się łagodnym głosem Liam. – Daj mu trochę czasu. Musi to do
niego dotrzeć. – objął ja ramieniem.
- Ja
was nie chce zostawiać! Naprawdę! Ale… Ja to jestem winna mojej kuzynce. Kiedy
ja jej potrzebowałam, była przy mnie. Teraz czas na mnie. Po za tym, zawsze
marzyłam o wyjeździe do Stanów. – rozpłakała się.
Kiedy
widziałam, że ona płacze, sama się rozkleiłam. Być może Chicago dla niektórych
to nie koniec świata. Stracić przyjaciela jest bardzo łatwo i to wcale nie musi
być nasza wina.
-
Zostawicie nas samych? – spytałam przez łzy.
Chłopacy
wyszli i zostałyśmy tylko we dwie. Podeszłam do przyjaciółki i mocno ja
przytuliłam. Płakałyśmy, jakbyśmy miały się nigdy więcej nie zobaczyć, nigdy.
Być może to prawda? Co jeśli jej się tam spodoba? Nie mogłam dopuścić do siebie
myśli, że za jakiś tydzień moje życie zmieni się. Tak bardzo zabolało…
-
Liz, kochanie nie płacz! Proszę! – usłyszałam ciepły głos szatynki, który wywołał
u mnie kolejną falę łez.
-
Jak mam nie płakać!? Chcesz mnie zostawić! Chcesz zostawić Louisa i jechać w
cholerę! – mówiłam przez łzy.
- A
mam inne wyjście?! Wiesz ile Samantha dla mnie zrobiła! Muszę jej pomóc! –
tłumaczyła się.
-
Tylko dlaczego kosztem innych!? – po tych słowach wybiegłam z salonu prosto na
korytarz.
Ubrałam
szybko botki i kurtkę i trzaskając drzwiami wyparowałam na zewnątrz. Płacz
spowodował, że straciłam w pewnym momencie siłę, by gdziekolwiek dalej biec. A
miałam ochotę uciec stąd. Byłam kilkaset metrów od domu. Usiadłam na krawężniku
jakiegoś chodnika i oparłam głowę o kolana. Byłam wściekła na Taylor. Niech
sobie tam jedzie i niech nie wraca. Czułam się okropnie – jakby mi ktoś wbił
nóż w serce po raz drugi. Było ciemno, chłodno… Wokół było słychać szczekające
psy.
Musiałam
trochę ochłonąć. Musiałam wysłuchać swych myśli, pogodzić się z nimi.
Zaczerpnąć świeżego powietrza, by trzeźwo myśleć. Na chwilę zapomniałam o sobie i pomyślałam o
Tomlinsonie. Przecież on się załamie. Nie widzi świata po za nią, on bez niej
nie wytrzyma. Mają skończyć za chwilę płytę, a Tommo będzie w rozsypce. Nie
daję rady już z tym wszystkim. Bardzo mi szkoda chłopaka, naprawdę się
zakochał. Po chwili ujrzałam na jezdni cień postaci. Uniosłam głowę ku górze i
zobaczyłam Liama.
- Liz,
cholera! Martwiłem się o Ciebie! – zdyszany pochylił się nade mną.
Nic
mu nie odpowiedziałam tylko z powrotem oparłam głowę o kolana.
-
Słońce przeziębisz się! - kontynuował.
-
Mam to gdzieś. – odpowiedziałam obojętnie.
-
Hej… - ukucnął przede mną. – Spróbuj ją zrozumieć…
-
Bronisz jej? – oburzyłam się. – Liam, kurwa! Ona chce zostawić najlepszą
przyjaciółkę, i twojego przyjaciela! Jest pieprzoną egoistką! – zdenerwowałam
się.
- Myślę,
że Taylor dobrze robi, że tam jedzie. – usłyszałam i jeszcze bardziej mnie to
dobiło.
- Czy
ty się słyszysz w ogóle?! – wytrzeszczyłam oczy.
Nie
dowierzałam.
-
Ochłoń trochę. – uspokajał mnie i chwycił za rękę. – Tak może odwdzięczyć się
kuzynce za to co dla niej zrobiła. Oczywiście, nie musi tam jechać. Ale pomyśl.
Jej też nie było łatwo podjąć tej decyzji. Bała się naszej reakcji. Bała, że
nie zrozumiemy. Dlatego powiedziała nam to dopiero teraz. – Patrzyłam na niego
z coraz większą uwagą. – Postaw się na jej miejscu. Odmówiłabyś, czy skłamała,
że jesteś ciężko chora i nie możesz przyjechać a tym bardziej pracować? – nie
umiałam odpowiedzieć mu na to pytanie, dlatego to przemilczałam. – Wiem, że
jesteś wrażliwa, że miałaś ciężkie życie. Ale dlatego właśnie powinnaś być
bardziej wyrozumiała! Jesteś zmęczona, zmartwiona, przerosła cię ta wiadomość,
to zrozumiałe. Teraz ochłoń i zastanów się, czy właśnie w taki sposób chcesz spędzić wspólne chwile z
najlepszą przyjaciółką przed długą rozłąką.
-
Masz rację. To ja jestem egoistką nie ona. Zamiast ją wesprzeć teraz,
potraktowałam ją jak ostatnia idiotka. – załamałam się bardziej.
- Tego
nie powiedziałem. Ale myślę, że teraz powinnaś się wziąć w garść i pójść
przeprosić Taylor. Spędzić ten tydzień jak najlepiej i pożegnać się w zgodzie,
jak prawdziwe przyjaciółki. – uśmiechnął się i wstał.
Wyciągnąwszy
swą dłoń ku mnie zapytał:
-
Idziesz czy zostajesz?
Spletliśmy
palce i powoli wracaliśmy do domu.
-
Wiesz co? – odezwałam się po krótkiej ciszy,
-
Nom? – uśmiechnął się.
-
Powinieneś być psychologiem. Umiesz dotrzeć do człowieka. – uśmiechnęłam się do
niego.
- Zastanowię
się nad tym. – zaśmialiśmy się i w objęciach wróciliśmy spokojnie do domu.
Było
już późno, ale mimo to, w domu nikt jeszcze nie spał.
-
Jesteśmy! – krzyknął Liam i udaliśmy się do salonu, gdzie mieliśmy nadzieję
spotkać chłopaków no i.. Tay.
-
Gdzie Hazza, Lou i Tay? – zapytałam Nialla, gdy spostrzegłam, że ich brakuje.
-
Tommo na górze, a Hazza odwozi Taylor. – odparł Niall.
-
Czyli nie pogodzili się? – spojrzałam porozumiewawczo na Liego.
-
Daj spokój. Louis nie chce z nikim gadać. Nawet Hazza nie miał szansy wejść do
jego pokoju. – parsknął Zayn po czym udał się do kuchni.
-
Może ja spróbuję? – zaproponowałam.
-
Możesz próbować, ale wątpię. – odpowiedział przelotnie mulat po czym zniknął w
pomieszczeniu obok.
-
Kochanie ja idę pod prysznic. – oznajmił Li, gdy byliśmy na piętrze.
-
Okej, ja spróbuję trafić do Louisa i zaraz do ciebie idę. – odpowiedziałam i
podeszłam do białych drzwi. Zapukałam.
-
Louis. – zawołałam cicho. – Możemy pogadać?
-
Kurwa, mówiłem, żebyście mnie zostawili w spokoju! – wydarł się, aż się
przestraszyłam.
-
Alee… - kontynuowałam.
-
Liz! Odejdź. – powiedział, ale już łagodniejszym tonem.
Westchnęłam
i poszłam do pokoju Liama. Nie będę przecież mu się narzucała. Jak będzie
potrzebował pomocy, to sam przyjdzie. Tylko… po prostu było mi go szkoda.
Znalazłszy
się już w pokoju mojego chłopaka usłyszałam dźwięk prysznica, co oznaczało, że
Payne jeszcze się kąpie. W tym czasie uszykowałam sobie świeży ręcznik i
piżamę, i przy małym lusterku zmyłam makijaż. Po chwili Liam zwolnił mi
łazienkę. Wskoczyłam pod prysznic i szybko się umyłam. Wysuszyłam włosy i
ubrałam piżamę. Dołączyłam do mojego chłopaka do łóżka. Mocno się w niego
wtuliłam.
-
Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy. – skwitowałam.
- Na
pewno. – powiedział łagodnie Liam i ucałował mnie w czoło. – Dobrej nocy
kochanie. – dodał.
-
Wzajemnie. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go na dobranoc.
~
Następny dzień ~
„ Ahhhhh.”
– westchnęłam, gdy wyłączyłam budzik. Była 7, a Liam jeszcze spał. Jedynie co
mnie pocieszyło, to słońce za oknem. Od dawna go nie było, a termometr wskazywał
aż 22 stopnie. W końcu koniec wiosny, a tu cały czas zimno, pada deszcz i
ponuro.
Wybrałam
z szafy żółtą koszulę z krótkim rękawem, miętowe rurki i do tego sweterek
trochę jaśniejszy od spodni, ale też tego samego koloru.
Poszłam
do łazienki, umyłam się. Włosy spięłam w wysokiego koka i pomalowałam się
lekko. Założyłam na siebie wybrane wcześniej ciuchy i wróciłam do pokoju.
Zapakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy. Zeszłam do kuchni, gdzie
świeciło pustkami. Zrobiłam sobie szybką kanapkę, uszykowałam drugie śniadanie
do pracy. Wypiłam szklankę soku, założyłam beżowe koturny na nogi i poszłam na
autobus.
W
pracy było bardzo dobrze. Nawet szefowa, była w dobrym nastroju. To chyba ta
pogoda tak wpływa na ludzi. Co prawda nie nudziłam się, ale jakiegoś
zapierdzielu też nie było. Oderwałam się od spraw naziemnych. Jednak szybko
przeleciało i nim się obejrzałam moja zmiana dobiegła końca. I w tym momencie
wszystko powróciło. Pomyślałam, że skoro mamy dzisiaj taki ładny dzień, pójdę
odwiedzić Amy. Tak… Wiem, że to brzmi dziwnie, ale ja cały czas myślę, że ona
jest tutaj z nami. Dawno nie byłam na jej grobie, dlatego postanowiłam zrobić
to dzisiaj. Na straganie przed cmentarzem kupiłam małą wiązankę i znicz, i
podeszłam pod grób Amy. Położyłam kwiatki, zapaliłam znicz chwilę się
pomodliłam. W myślach powierzyłam jej wszystkie moje smutki i radości, co mnie
gryzie, opowiedziałam o sytuacji z Taylor. Już nie płakałam. Wiem, że jest tam
do góry szczęśliwa. Wiem, że mimo, że jej nie widzę, ona tutaj jest ze mną,
każdego dnia. Czuję jej obecność. Dlatego nie płaczę. Cieszę się, że JEST.
Potem
od razu podreptałam do domu. Tam oczywiście było pusto. Nawet Liama nie było,
co mnie zdenerwowało.
Tymczasem
zrobiłam szybko zapiekankę z makaronu, szynki, sera i kukurydzy. W miarę szybko
mi to poszło, teraz tylko musiałam zostawić ją na 20 min w piekarniku. A w tym
czasie napisałam do Taylor smsa, aby wpadła do nas. Mamy dużo do pogadania.
Zgodziła się i oznajmiła w smsie, że będzie koło 18. To w sumie dobrze, bo
chłopaków jeszcze nie będzie, a my będziemy mogły sobie spokojnie pogadać i
wszystko wyjaśnić.
Danie
po kilku minutach było gotowe, ale zostawiłam je w piekarniku, by nie wystygło
chłopakom. Jak wrócą będą mieli akurat do jedzenia. Zjadłam płatki z mlekiem.
Włączyłam TV i skakałam z kanału na kanał. Nic ciekawego nie było, jednak
zatrzymałam się na jakimś filmie. W sumie i tak za bardzo nie wiem o co w nim
chodziło, bo cały czas myślałam o Taylor. Ma tutaj być lada chwila, a ja byłam
kłębkiem nerwów. Usłyszałam w pewnym momencie rozlegający się dzwonek do drzwi.
Odetchnęłam głęboko i otworzyłam brązowy prostokąt.
-
Hej. – uśmiechnęłam się, ale mimo to byłam i tak zestresowana. – Wejdź.
Dziewczyna
także była podenerwowana. Choć się uśmiechnęła lekko, widać było jej
zakłopotanie.
-
Napijesz się kawy, herbaty, soku? – spytałam wchodząc do kuchni.
- Sok.
– odpowiedziała drżącym głosem.
To
wszystko było takie SUCHE. Jeszcze kilka dni temu weszłaby do domu bez
dzwonienia, ja bym nie musiała pytać jej się czy chce coś do picia, bo sama by
sobie zabrała… A dziś jakbyśmy się na oczy widziały może 3 raz. To było
straszne.
Usiadłyśmy
na sofie w salonie z napełnionymi szklankami i trwałyśmy w ciszy, co chwilę
popijając sok. W pewnym momencie nie wytrzymałam.
-
Taylor, tak nie może być. – wydusiłam. – Zobacz co jeden wieczór z nami
zrobił!? Zachowujemy się jakbyśmy się dopiero poznały, jakby nowa znajomość, a
jesteśmy przecież przyjaciółkami! - odłożyłam nerwowo naczynie na stolik.
-
Wiem, to moja wina. – wyszeptała. – Liz, ja tam nie jadę, bo chce, po prostu
muszę. – tłumaczyła się.
-
Taylor ja to wszystko wiem. Dlatego chciałam cię przeprosić za moje wczorajsze
zachowanie. Nie powinnam była tak zareagować. Jestem twoją przyjaciółką,
powinnam to przyjąć do wiadomości i wesprzeć cię, spędzić z tobą każdą wolną
chwilę. Żeby pożegnać się jak na przyjaciółki przystało, a nie w złości.
Przepraszam Cię. – powiedziałam błagalnym tonem.
- Miałaś
prawo się na mnie wściec. Obiecałyśmy sobie kiedyś, że zawsze będziemy razem, a
ja teraz to zrujnuję.
-
Będziemy razem. Przecież nie będziesz tam wieczność. – uśmiechnęłam się
lekko.
-
Więc nie gniewasz się na mnie? – spojrzała na mnie ukradkiem.
-
Oczywiście, że nie. – Podeszłam do niej i przytuliłam się. – Czyli zgoda?
- Jasne.
– uśmiechnęła się , lecz po chwili ujrzałam na jej policzku łzę.
-
Ej, dlaczego płaczesz? – zdziwiłam się.
-
Odzyskałam przyjaciółkę, ale... Louis. – spuściła wzrok na swe kolana.
-
Tay, daj mu trochę czasu. On się do ciebie przywiązał, pokochał cię. Nie
wyobraża sobie życia bez ciebie. Prawie codziennie się widzieliście. Zabolała
go wiadomość, że nie będzie cię widział przez kilka miesięcy, a może nawet rok.
Jestem pewna, że jutro albo nawet dzisiaj przyjdzie do ciebie i spędzi z tobą
resztę tygodnia. – pocieszałam przyjaciółkę, która cicho łkała.
-
Myślisz?
-
Tak, tak właśnie myślę. – uśmiechnęłam się. – A teraz idź do łazienki się
ogarnij, bo trochę się rozmazałaś i Lou się jeszcze ciebie przestraszy. –
zaśmiałyśmy się i poszła we wskazane miejsce.
Usłyszałam
jak drzwi wejściowe otwierają się i już po chwili widziałam uradowane miny
chłopaków.
-
Czuję zapiekankę! – wyszczerzył się blondyn.
-
Masz dobry węch kolego. – zachichotałam i pojawiłam się w drzwiach do kuchni.
- O
Liz! Mówiłem ci już, że jesteś aniołem? – spytał radośnie Irlandczyk.
-
Tak, tak. Jakieś milion razy. – podeszłam do piekarnika i wyjęłam naczynie z
zapiekanką.
-
Omomomo! Jak ładnie wygląda. – skomentował Harry.
- A
jak pachnie! – dodał mulat.
- Nie
wiem jak wy chłopaki, ale ja jestem strasznie głodny. – odezwał się Niall.
- No
to zapraszam do stołu. – uśmiechnęłam się i poszliśmy z daniem do jadalni.
- A
gdzie mój chłopak? – spostrzegłam, że go nie ma.
-
Poszedł do łazienki za potrzebą. – wyjaśnił mi Hazza.
-
Taa, chyba jest w ciąży, bo dzisiaj to już chyba 7 raz. – zaśmiał się Lou.
Miał
dziś dobry humor. Jest szansa, że Taylor się z nim pogodzi. Zanim usiedliśmy do
stołu w drzwiach pojawiła się szatynka.
-
Pójdę się położyć. - powiedział Louis i
zasunął krzesło.
-
Ale obiad.. – protestowałam.
-
Przepraszam Liz, ale straciłem apetyt. Zjem później. – odparł i wyszedł, z
obojętnością przechodząc obok Tay.
Ta
weszła do pomieszczenia i bezradnie opadła na krzesło.
-
Spokojnie, przejdzie mu. – puścił do niej oczko Harry.
-
Mhm, kiedy? Jak mnie już tu nie będzie? Chyba nic tu po mnie. – wstała i udała
się po torebkę do salonu.
Wybiegłam
za nią do korytarza.
-
Taylor, idź z nim pogadać.
-
Nie wpuści mnie. Nie chce mnie widzieć. – odwróciła się ku mnie.
- Chociaż
spróbuj. – przekonywałam, na co ona tylko westchnęła i udała się po schodach na
górę.
- Trzymajmy
kciuki chłopaki. – powiedziałam.
Poczułam
ręce w pasie.
-
Cześć kochanie. – obróciłam się i zobaczyłam rozpromienionego Liama.
- No
heeej!. – ucieszyłam się i rzuciłam mu się na szyję mocno go ściskając.
Ten
po chwili złożył krótkiego całusa na moich ustach i wróciliśmy do stołu.
-
Nie każcie mi zwracać tego co przed chwilą zjadłem, okej? – zwrócił się do nas
Zayn.
-
Okej, okej. – zaśmialiśmy się oboje i zaczęliśmy jeść .
-
Oczami Taylor –
Liz
zaproponowała, bym porozmawiała z
Louisem. Tylko, że ja wiem, że on nie chce ze mną rozmawiać. Jestem wręcz tego
pewna, że jak tylko zrobię krok w jego stronę wyrzuci mnie z pokoju. Jednak coś
mnie tknęło i podeszłam do drzwi. Zapukałam lekko. Nie otrzymawszy odpowiedzi
postanowiłam zaryzykować i wejść.
-
Możemy pogadać? – zapytałam cicho.
-
Nie mamy o czym. – odburknął, leżąc z laptopem na łóżku.
-
Jak to nie mamy o czym?! – zdenerwowałam się z lekka.
- No
normalnie. – odpowiedział nie zmieniając tonu.
-
Czyli co, nawet nie chcesz wiedzieć dlaczego tam jadę, po co? Czy w ogóle chcę
tam jechać?- oburzyłam się.
- A
jakie to ma teraz znaczenie? – odłożył laptopa i spojrzał na mnie złowrogo. -
Wyjeżdżasz i już. Nawet mnie nie zapytałaś o zdanie. Uznałaś, że to nie
potrzebne, że mnie to nie zaboli?! Że będę skakał z radości, bo moja dziewczyna
mnie zostawia?! – poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- A
co by to zmieniło!? Muszę tam jechać rozumiesz!? Jestem winna przysługę tej
dziewczynie! Myślałam, że skoro jesteśmy razem, że się kochamy zrozumiesz to i
mnie wesprzesz! Mi też nie jest łatwo wyjeżdżać! Zostawić wszystko i wyjechać w
cholerę! - poczułam ciepłe krople
spływające po policzkach. – Wiedziałam, ze nie będzie nam łatwo, ale nie
myślałam, że od razu mnie znienawidzisz…
-
Widocznie się przeliczyłaś. – odpowiedział bez zastanowienia.
-
Naprawdę myślałam, że mnie kochasz, że jesteś tym, na którego czekałam. Ale
masz rację, przeliczyłam się. – otwarłam drzwi i wyszłam.
Schodząc
po schodach usłyszałam jeszcze:
- Nikt
cię tu nie trzyma! – krzyknął, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-
Oczami Liz –
Kiedy
usłyszałam słowa Louisa, już wiedziałam, że nic dobrego z ich rozmowy nie
wynikło. Wybiegłam na korytarz i zobaczyłam zapłakaną Taylor.
-
Boże Taylor. – podeszłam do niej i przytuliłam ja mocno.
- On
ma rację, nic mnie już tutaj nie trzyma. Jeszcze dzisiaj zarezerwuje sobie lot
do Chicago. – rzekła i wyszła trzaskając drzwiami. – założyłam na siebie kurtkę
i szybko wyszłam za nią, wołając ją, ale nie reagowała. Zrezygnowana wróciłam
do domu, gdzie w korytarzu reszta rozmawiała o tym, co przed chwilą zaszło.
- Co
za kretyn. – zamknęłam za sobą drzwi. – Zaraz mu nakopie do dupy. – wściekła
skierowałam się do pokoju Tomlinsona.
Leżał
jak król do góry brzuchem grzebiąc w laptopie. Nawet nie zareagował, kiedy
weszłam do jego pokoju.
-
Pogadasz ze mną!? – spytałam wkurzonym tonem.
-
Jestem zajęty. – odpowiedział równie zdenerwowanie.
Podeszłam
do niego i zamknęłam laptopa.
-
Pojebało cie?! – wkurzył się.
- To
ciebie pojebało debilu! Masz natychmiast lecieć do Taylor i ją przeprosić! –
zaczęłam.
- Po
co?! Ona i tak się ze mną nie liczy! – odburknął.
-
Louis, ona chce już jutro wyjechać głupku! I to przez ciebie! – kontynuowałam w
złości.
- No
to niech jedzie! Ja za nią tęsknić nie będę! – wykrzyczał i z powrotem włączył
urządzenie.
-
Jesteś żałosny! – krzyknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Wzięłam
telefon do ręki i dzwoniłam do Taylor. Jest ciemno, ona mieszka w dość
niebezpiecznej okolicy. Ja boje się tamtędy chodzić po ciemku. Ona była
zdruzgotana, jak stąd wychodziła, a jeśli się coś stało? Dzwoniłam chyba z 10x.
Bałam się, bo nie odbierała. Zaczęłam panikować, wtedy podszedł do mnie Li.
-
Kochanie uspokój się. Przecież to jeszcze nic nie znaczy. Może jest w łazience,
kąpie się? – uspokajał mnie.
- A
jeśli jej się coś stało?! Wiesz ile łazi bandytów. – nakręcałam się.
-
Liz, usiądź i spokojnie poczekajmy, aż oddzwoni.
- A
może po prostu nie chce z nami gadać? Jakby nie było, Lou nieźle dał jej dziś
popalić. – skwitował Nialler.
-
Nie wiem, boję się. – brunet przyciągnął mnie do siebie i mocno objął.
-
Jesteś jeszcze śliczniejsza jak się czegoś boisz. – szepnął mi Liaś po czym
dostał ode mnie z poduchy.
- A
to za co? – zdziwił się.
- Za
to, co przed chwilą powiedziałeś. – odpowiedziałam.
- A
co w tym było złego? – zdziwił się jeszcze bardziej.
-
Oj, nic, nie ważne. – przewróciłam oczami.
Usłyszałam
dźwięk telefonu, więc od razu po niego sięgnęłam.
-
Taylor?! Nic ci nie jest?! – od razu zapytałam.
-
Liz spokojnie, czemu miałoby mi się coś stać? – wyczułam nutkę zdziwienia w jej
głosie.
-
Nie wiem, nie odbierałaś ode mnie telefonów, bałam się o ciebie. –
wytłumaczyłam.
-
Byłam pod prysznicem i nie słyszała. Po co dzwoniłaś? – spytała.
-
Chciałam sprawdzić czy u ciebie wszystko okej, czy doszłaś bezpiecznie do domu.
- No
to już się nie denerwuj, jestem cała i zdrowa. A teraz przepraszam Cię, ale
muszę się spakować.
-
Czyli naprawdę jutro wylatujesz? – zmartwiłam się.
-
Tak, przykro mi Liz. Ale im szybciej wylecę tym lepiej. – powiedziała
wzdychając.
- A
o której masz odprawę, to przyjadę się pożegnać z tobą. – poprosiłam.
-
18: 20. Przepraszam, ale musze już kończyć. Pa pa.
- Do
jutra. – odparłam zrezygnowana i rozłączyłam się.
- I
co? – niecierpliwił się Harry.
- I
nic. Jutro wylatuje. – posmutniałam i wstawszy
z sofy, podeszłam do okna krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No
to się porobiło. – skomentował mulat i wyszedł do kuchni.
-
Miałam spędzić ten tydzień z Taylor, nawet nie miałyśmy czasu ostatnio jakoś
bardziej ze sobą pogadać. A już jutro wyleci do Stanów, nie zobaczę jej przez najbliższy
miesiąc. – przymknęłam powieki, spod których wydostały się łzy.
Poczułam
jak ktoś mnie obejmuje. Po perfumach poznałam, że to Liam. Mocno się w niego
wtuliłam. Potem poszliśmy każdy do swojego pokoju. Najpierw ja się wykąpałam,
po mnie Liam. Chłopak po jakiś 15 min dołączył do mnie do łóżka i we wzajemnych
uściskach zasnęliśmy zmęczeni dzisiejszymi wrażeniami.
_________________________________________________________________________________________
Cześć wszystkim! ;D Oczywiście jak to już w naszej
tradycji: PRZEPRASZAMY!
Tak wiemy, obiecałyśmy, że pojawi się w weekend i nie
dotrzymałyśmy słowa. Strasznie nam głupio, ale tym razem przez Agatę.
„To moja wina, bo nie miałam czasu na napisanie
czegokolwiek. W zeszły weekend nie miałam chwili wolnego przez występy, a w
tygodniu szkoła..”/A
Ale w ramach przeprosin dziś połączone dwa rozdziały.
Mamy nadzieję, że nie są nudne, jak to jeden z naszych czytelników stwierdził
pod poprzednim rozdziałem.
„Myślę, że historia Liz musi być momentami „smętna”, żeby
można było kontynuować opowiadanie w ciekawy sposób. Uważam, że gdybyśmy
ukazały życie Liz jako szczęśliwą, spełnioną dziewczynę, nie byłoby ani jednego
czytelnika.”/Z
Strasznie dziękujemy za te 15 komentarzy pod poprzednim
chapterem.
Pobiliście rekord! 11 komentarzy w jeden dzień! Grasjas!
W najbliższym czasie szykujemy dla was niespodziankę, o
którą prosiła pod poprzednim rozdziałem jedna z czytelniczek.
Pozdrawiamy gorąco no i do następnego ;*