Otworzyłam oczy i zobaczyłam wpatrującego się
we mnie Liama.
- Co ty tu robisz? – zapytałam zaspanym
głosem.
- Mówiłaś, żeby cię nie budzić. A że
wcześniej się obudziłem, to przyszedłem zobaczyć, czy śpisz. Spałaś, więc nie
budziłem. – wyszczerzył się.
Po chwili zapytałam:
- Od której tu siedzisz?
- Chyba było jakoś 15 po 9. – spojrzał na
zegar ścienny.
Była 9:47.
- Cały czas na mnie patrzysz?
Nic nie odpowiedział, tylko patrzył mi prosto
w oczy.
- Nie nudziło ci się?
- Nie, tak ładnie wyglądasz jak śpisz. –
uśmiechnął się.
- Liam, przerażasz mnie – szybko wstałam.
Zapomniałam, że jestem tylko w króciutkiej,
luźniej koszulce. Od razu usłyszałam:
- Mmm jaki kuszący widok z rana! – poruszył
śmiesznie brwiami.
- Zamknij za sobą drzwi! – rzuciłam poduszką w jego twarz.
- Ale ja nie zamierzam jeszcze wychodzić. – udawał
zdezorientowanego.
- Liam!
- Już wychodzę… – i wyszedł pokornie.
Jak zwykle stanęłam przed szafą i nie wiedziałam
co na siebie włożyć. W końcu wybrałam ciemne dżinsy, czarną bluzkę z krótkim
rękawem i do tego złoty wisiorek. Przebrałam się i poszłam do łazienki.
Zrobiłam lekki makijaż, a loki upięłam w koka. W tym czasie Liam zrobił śniadanie.
Zwykłe płatki czekoladowe z mlekiem i tosty.
- Mniam – oblizałam dolną wargę.
- Cieszę się, że ci smakuje. – wyszczerzył
się.
- To jak będzie z tą imprezą Taylor…? W sobotę…
- zapytałam gryząc tosta.
- No jasne, że chce z tobą iść. – uśmiechnął
się.
- Ufff – zrobiłam ręką gest, jakbym wycierała
pot z czoła.
- Jakieś plany na dziś?
- Chyba muszę wybrać się na zakupy, bo
pustki. – spojrzałam na lodówkę.
- To idę z tobą.
- Okey.
Wzięłam się za sprzątanie po śniadaniu, a
Liam za kanapę. Po chwili wyszliśmy z mieszkania.
W barze zauważyła nas Taylor. Pokiwała
charakterystycznie głową i zaśmiała się pod nosem. Zrobiłam przepraszającą
minę. Ona puściła oko. Opuściliśmy bar i udaliśmy się do marketu. Tam
spotkaliśmy chłopaków:
- O Liam i Liz! – krzyknął Niall.
- Hej! – pokiwaliśmy.
- Liz przyjdź do nas dziś na obiad. –
zaproponował Lou.
Liam spojrzał na mnie, a ja na niego. Zgodziłam
się.
- To ja go mogę zrobić. – zaoferował Liam.
- A ja mogę ci pomóc. – dodałam.
- Na to liczyliśmy. – zaśmiał się pasiasty.
Jeszcze chwile gadaliśmy, potem rozeszliśmy
się. Po skończonych zakupach ja i Liam odnieśliśmy siatki do mnie i poszliśmy
do domu chłopaków. Zabraliśmy się na gotowanie. Stwierdziliśmy, że zrobimy pizzę.
Liam’owi zaczęło się nudzić i rzucił we mnie mąką, po czym musiałam mu oddać. Do kuchni wpadł Niall.
- Ej bitwa na żarcie beze mnie?! – i oboje
dostaliśmy mąką po twarzy.
Po kilku minutach dołączyła reszta.
Harry obronił mnie przed ketchupem, po czym
domagał się buziaka. Wtedy pocałował go Louis. Upłynął czas i kuchnia zamieniła
się w totalny śmietnik.
- Kto to teraz posprząta? – zapytał z bananem
na twarzy Zayn.
- Ci którzy to zaczęli! – stwierdził Niall, a
w kuchni zastałam sama z Liam’em.
- No cóż. – powiedziałam i zabrałam się do
roboty – Rusz się Liam!
Skończyliśmy idealnie, bo pizza była już
gotowa.
- No to zapraszamy na obiad! – otworzyłam
drzwi i krzyknęłam. Oczywiście Niall pierwszy znalazł się przy stole. Wszyscy o
czymś rozmawiali. Zjadłam może kawałek pizzy. Nie byłam za bardzo głodna. Przypomniała
mi się Amy (chora dziewczynka, w prologu jest o niej wzmianka). Dość dawno u
niej nie byłam.
- Liz, Liam, jesteście genialni! – Niall.
- Już dawno nie jadłem tak dobrej pizzy – Zayn.
- Dobrze, że wam smakowało, cieszę się… To ja
posprzątam. – wstałam.
- No co ty! Jesteś gościem.- Harry – Louis
posprząta. – dodał.
- Jak chcecie – wzruszyłam ramionami – w
takim razie uciekam.
- Co?! Tak szybko? – Liam posmutniał.
- Mam coś do załatwienia na mieście.
- No to
w takim razie do zobaczenia. Mam nadzieję – odparł Zayn.
- Cześć chłopaki!
– pokiwałam i zamknęłam drzwi.
Od razu
udałam się do domu dziecka. Chciałam zobaczyć małą. Po jakiś 40 min byłam na
miejscu. Weszłam do środka. Podeszłam do opiekunki, która stała za ladą.
- Dzień
dobry. Przyszłam odwiedzić Amy. – powiedziałam.
- Dzień
dobry siedzi tam gdzie zawsze.
Od razu do
niej pobiegłam.
- Hej
mała! – przytuliłam mocno.
- Liz! –
ścisnęła.
- Co tam
u ciebie kochana? – usiadłam obok.
- Nic
bez zmian – posmutniała – Liz dlaczego nikt nie chce się ze mną bawić?
Łzy
napłynęły mi do oczu. Ale nie mogłam jej okazać słabości.
- Skarbie.
Nie mogę, nie umiem ci tego wyjaśnić – ścisnęłam ją mocno – a jak się czujesz?
- Dziś
dobrze. Wczoraj mi się trochę kręciło w głowie.
- Powiedziałaś
paniom, tak? – spojrzałam jej prosto w oczy.
- Była u
mnie pani doktor.
- Poczekaj
chwilkę dobrze?
- Dobrze.
Poszłam
do opiekunek.
- Podobno
u Amy wczoraj była pani doktor, tak? – odezwałam się lekko zdenerwowana.
- Była –
odparła w ogóle nie przejmując się całą sytuacją.
- Miała
mnie pani informować o wszystkim co dotyczy Amy!. – prawie krzyknęłam.
- W domu
dziecka nie mamy tylko jednej dziewczynki, są tu setki innych dzieci.
- Dobrze
nie czas na kłótnie. Wiec co ze zdrowiem Amy?
- Lekarka
powiedziała, że z każdym dniem jej organizm słabnie. Jeśli nie dostanie szczepionki
w ciągu 6 miesięcy to ona umrze… - przerwałam jej.
- Co?!
- Proszę
dam mi skończyć. Tylko…
- Tylko
co? … Ile kosztuje?
-
250.000 funtów.
Opadłam
na krzesło.
- Ona o
tym wie?
- Nie.
- I
dobrze. Sama jej powiem. Następnym razem proszę od razu do mnie dzwonić.
Wróciłam
do Amy. Nie mogłam jej tego tak po prostu powiedzieć.
- Co byś
powiedziała na lody? – uśmiechnęłam się.
- Suuuper!
– krzyknęła z radości.
Chwyciłam
ją za rękę.
- Zabieram
Amy na spacer. – powiedziałam opiekunce.
- Dobrze
tylko niech wróci na kolacje.
Podczas
drogi po lody opowiedziałam jej co się w moim życiu zmieniło od czasu pobytu w
bidulu. Zamówiłyśmy po porcji lodów, usiadłyśmy na fotelach. Powiedziałam
sobie: „Teraz albo nigdy”:
- Amy,
kochanie. Wiesz, że jesteś bardzo osłabiona, prawda?
- Tak,
to przez moją chorobę.
- No
właśnie. Tyle, że teraz twój organizm powoli niszczy się.
- A co
to znaczy?
-
Codziennie będziesz słabsza. – dziewczynka posmutniała.
- Liz,
czy ja umrę?
- Mała
pamiętaj! Nigdy nie będziesz z tym sama. Masz mnie i Taylor, lekarzy. Pamiętasz
Taylor?
- Tak to
twoja koleżanka.
- Nie,
to nasza koleżanka. Na nią też możesz liczyć. Zrobię wszytko, żeby cię ocalić.
Za bardzo cię kocham, żeby odpuścić. I ty też nie możesz się poddawać! Musisz
być silna, uśmiechać się i przede wszystkim olać te wszystkie dzieci.
Rozumiesz?
- A
będziesz mnie odwiedzać?
- No
pewnie głuptasku! – uśmiechnęłam się – chodź tu do mnie – przytuliłam ją.
- O lody
idą! – ucieszyła się.
- No to
smacznego. – zabrałyśmy się za deser.
Dopiero
wtedy uświadomiłam sobie, że to dla niej tak naprawdę żyje, że to dla niej
pracuje. To dla niej jestem. To ona trzyma mnie przy życiu. Jeśli ona odejdzie
to ja razem z nią – pomyślałam w pewnym momencie.
- Jak
zjemy to musimy powoli wracać wiesz?
- Dobrze.
Po 10
minutach nasze pucharki były puste. Zapłaciłam i wyszłyśmy. Wstąpiłyśmy jeszcze
do sklepu z zabawkami. Kupiłam małej misia. Dotarłyśmy na miejsce przed
kolacją.
- Do
zobaczenia mała, trzymaj się! – uściskałam ją mocno.
Pokiwałam
na pożegnanie i wyszłam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się już w mieszkaniu.
Po niecałej godzinie dotarłam do Milkshake City. Szybko poleciałam na górę i
padłam na lóżko. Ryczałam jak małe
dziecko. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego takie małe niewinne dziecko musi tak
cierpieć. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że jeśli nie zdobędę tych pieniędzy,
to ona zniknie. Płakałam cały czas, w końcu zasnęłam.
_________________________________________________________________________________
To juz 11 rozdział. Mamy nadzieję, że Wam się spodobał.
A no i co do ostatniej notki: Jak pisałyśmy wcześniej, Wasze prośby będą jak najbardziej spełniane, przynajmniej będziemy się starały, żeby tak wyszło. Ale musicie wiedzieć też to, że my piszemy rozdziały z lekkim wyprzedzeniem, więc jeśli pod danym rozdziałem pojawi się jakaś prośba, to będzie ona spełniona dopiero po jakiś kilku postach.
Także nie zniechęcajcie się i piszcie! ;)
Na następny rozdział musicie poczekać do czwartku.
Bye, Directioners
xoxo
PS. W komentarzach niektórzy piszą do nas w liczbie pojedynczej. Więc na przyszłość: JESTEŚMY DWIE! (Agata i Zuzia).
całkiem ciekawy rozdział ;) mam taki pomysł niech Liz adoptuję małą Amy to by było świetne ;D pozdro ~ Daria♥
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Z resztą jak cały blog :) Dopiero zaczęłam czytać to opowiadanie ale chętnie jeszcze tutaj wpadnę :P
OdpowiedzUsuńWeny życzę i zapraszam do siebie :D
ciekawy rozdział, fajnie że chłopcy się pojawią i te relacje między Liz i Liamem .. aaawww *.*
OdpowiedzUsuńkurde cały dzień czekałam na ten rozdział xD ale muszę przyznać że zajebisty ;p
OdpowiedzUsuńLook so good ;) congratulations macie już ponad 1000 wyświetleń :D
OdpowiedzUsuńDziękujemy ;*
UsuńŚwietnie ^^
OdpowiedzUsuńZajrzysz i liczę na komentarz ?? jednospojrzenieonedirection.blogspot.com