Cześć Directioners!
W komentarzach liczymy na linki do innych, Waszym zdaniem ciekawych blogów, a tym bardziej Waszego autorstwa!
Agata - /A i Zuzia - /z
xoxo

07 sierpnia 2012

Rozdział 11



Otworzyłam oczy i zobaczyłam wpatrującego się we mnie Liama.
- Co ty tu robisz? – zapytałam zaspanym głosem.
- Mówiłaś, żeby cię nie budzić. A że wcześniej się obudziłem, to przyszedłem zobaczyć, czy śpisz. Spałaś, więc nie budziłem. – wyszczerzył się.
Po chwili zapytałam:
- Od której tu siedzisz?
- Chyba było jakoś 15 po 9. – spojrzał na zegar ścienny.
Była 9:47.
- Cały czas na mnie patrzysz?
Nic nie odpowiedział, tylko patrzył mi prosto w oczy.
- Nie nudziło ci się?
- Nie, tak ładnie wyglądasz jak śpisz. – uśmiechnął się.
- Liam, przerażasz mnie – szybko wstałam.
Zapomniałam, że jestem tylko w króciutkiej, luźniej koszulce. Od razu usłyszałam:
- Mmm jaki kuszący widok z rana! – poruszył śmiesznie brwiami.
- Zamknij za sobą drzwi! – rzuciłam  poduszką w jego twarz.
- Ale ja nie zamierzam jeszcze wychodzić. – udawał zdezorientowanego.
- Liam!
- Już wychodzę… – i wyszedł pokornie.
Jak zwykle stanęłam przed szafą i nie wiedziałam co na siebie włożyć. W końcu wybrałam ciemne dżinsy, czarną bluzkę z krótkim rękawem i do tego złoty wisiorek. Przebrałam się i poszłam do łazienki. Zrobiłam lekki makijaż, a loki upięłam w koka. W tym czasie Liam zrobił śniadanie. Zwykłe płatki czekoladowe z mlekiem i tosty.
- Mniam – oblizałam dolną wargę.
- Cieszę się, że ci smakuje. – wyszczerzył się.
- To jak będzie z tą imprezą Taylor…? W sobotę…  - zapytałam gryząc tosta.
- No jasne, że chce z tobą iść. – uśmiechnął się.
- Ufff – zrobiłam ręką gest, jakbym wycierała pot z czoła.
- Jakieś plany na dziś?
- Chyba muszę wybrać się na zakupy, bo pustki. – spojrzałam na lodówkę.
- To idę z tobą.
- Okey.
Wzięłam się za sprzątanie po śniadaniu, a Liam za kanapę. Po chwili wyszliśmy z mieszkania.
W barze zauważyła nas Taylor. Pokiwała charakterystycznie głową i zaśmiała się pod nosem. Zrobiłam przepraszającą minę. Ona puściła oko. Opuściliśmy bar i udaliśmy się do marketu. Tam spotkaliśmy chłopaków:
- O Liam i Liz! – krzyknął Niall.
- Hej! – pokiwaliśmy.
- Liz przyjdź do nas dziś na obiad. – zaproponował Lou.
Liam spojrzał na mnie, a ja na niego. Zgodziłam się.
- To ja go mogę zrobić. – zaoferował Liam.
- A ja mogę ci pomóc. – dodałam.
- Na to liczyliśmy. – zaśmiał się pasiasty.
Jeszcze chwile gadaliśmy, potem rozeszliśmy się. Po skończonych zakupach ja i Liam odnieśliśmy siatki do mnie i poszliśmy do domu chłopaków. Zabraliśmy się na gotowanie. Stwierdziliśmy, że zrobimy pizzę. Liam’owi zaczęło się nudzić i rzucił we mnie mąką, po czym musiałam mu oddać.  Do kuchni wpadł Niall.
- Ej bitwa na żarcie beze mnie?! – i oboje dostaliśmy mąką po twarzy.
Po kilku minutach dołączyła reszta.
Harry obronił mnie przed ketchupem, po czym domagał się buziaka. Wtedy pocałował go Louis. Upłynął czas i kuchnia zamieniła się w totalny śmietnik.
- Kto to teraz posprząta? – zapytał z bananem na twarzy Zayn.
- Ci którzy to zaczęli! – stwierdził Niall, a w kuchni zastałam sama z Liam’em.
- No cóż. – powiedziałam i zabrałam się do roboty – Rusz się Liam!
Skończyliśmy idealnie, bo pizza była już gotowa.
- No to zapraszamy na obiad! – otworzyłam drzwi i krzyknęłam. Oczywiście Niall pierwszy znalazł się przy stole. Wszyscy o czymś rozmawiali. Zjadłam może kawałek pizzy. Nie byłam za bardzo głodna. Przypomniała mi się Amy (chora dziewczynka, w prologu jest o niej wzmianka). Dość dawno u niej nie byłam.
- Liz, Liam, jesteście genialni! – Niall.
- Już dawno nie jadłem tak dobrej pizzy – Zayn.
- Dobrze, że wam smakowało, cieszę się… To ja posprzątam. – wstałam.
- No co ty! Jesteś gościem.- Harry – Louis posprząta. – dodał.
- Jak chcecie – wzruszyłam ramionami – w takim razie uciekam.
- Co?! Tak szybko? – Liam posmutniał.
- Mam coś do załatwienia na mieście.
- No to w takim razie do zobaczenia. Mam nadzieję  – odparł Zayn.
- Cześć chłopaki! – pokiwałam i zamknęłam drzwi.
Od razu udałam się do domu dziecka. Chciałam zobaczyć małą. Po jakiś 40 min byłam na miejscu. Weszłam do środka. Podeszłam do opiekunki, która stała za ladą.
- Dzień dobry. Przyszłam odwiedzić Amy. – powiedziałam.
- Dzień dobry siedzi tam gdzie zawsze.
Od razu do niej pobiegłam.
- Hej mała! – przytuliłam mocno.
- Liz! – ścisnęła.
- Co tam u ciebie kochana? – usiadłam obok.
- Nic bez zmian – posmutniała – Liz dlaczego nikt nie chce się ze mną bawić?
Łzy napłynęły mi do oczu. Ale nie mogłam jej okazać słabości.
- Skarbie. Nie mogę, nie umiem ci tego wyjaśnić – ścisnęłam ją mocno – a jak się czujesz?
- Dziś dobrze. Wczoraj mi się trochę kręciło w głowie.
- Powiedziałaś paniom, tak? – spojrzałam jej prosto w oczy.
- Była u mnie pani doktor.
- Poczekaj chwilkę dobrze?
- Dobrze.
Poszłam do opiekunek.
- Podobno u Amy wczoraj była pani doktor, tak? – odezwałam się lekko zdenerwowana.
- Była – odparła w ogóle nie przejmując się całą sytuacją.
- Miała mnie pani informować o wszystkim co dotyczy Amy!. – prawie krzyknęłam.
- W domu dziecka nie mamy tylko jednej dziewczynki, są tu setki innych dzieci.
- Dobrze nie czas na kłótnie. Wiec co ze zdrowiem Amy?
- Lekarka powiedziała, że z każdym dniem jej organizm słabnie. Jeśli nie dostanie szczepionki w ciągu 6 miesięcy to ona umrze… - przerwałam jej.
- Co?!
- Proszę dam mi skończyć. Tylko…
- Tylko co? … Ile kosztuje?
- 250.000 funtów.
Opadłam na krzesło.
- Ona o tym wie?
- Nie.
- I dobrze. Sama jej powiem. Następnym razem proszę od razu do mnie dzwonić.
Wróciłam do Amy. Nie mogłam jej tego tak po prostu powiedzieć.
- Co byś powiedziała na lody? – uśmiechnęłam się.
- Suuuper! – krzyknęła z radości.
Chwyciłam ją za rękę.
- Zabieram Amy na spacer. – powiedziałam opiekunce.
- Dobrze tylko niech wróci na kolacje.
Podczas drogi po lody opowiedziałam jej co się w moim życiu zmieniło od czasu pobytu w bidulu. Zamówiłyśmy po porcji lodów, usiadłyśmy na fotelach. Powiedziałam sobie: „Teraz albo nigdy”:
- Amy, kochanie. Wiesz, że jesteś bardzo osłabiona, prawda?
- Tak, to przez moją chorobę.
- No właśnie. Tyle, że teraz twój organizm powoli niszczy się.
- A co to znaczy?
- Codziennie będziesz słabsza. – dziewczynka posmutniała.
- Liz, czy ja umrę?
- Mała pamiętaj! Nigdy nie będziesz z tym sama. Masz mnie i Taylor, lekarzy. Pamiętasz Taylor?
- Tak to twoja koleżanka.
- Nie, to nasza koleżanka. Na nią też możesz liczyć. Zrobię wszytko, żeby cię ocalić. Za bardzo cię kocham, żeby odpuścić. I ty też nie możesz się poddawać! Musisz być silna, uśmiechać się i przede wszystkim olać te wszystkie dzieci. Rozumiesz?
- A będziesz mnie odwiedzać?
- No pewnie głuptasku! – uśmiechnęłam się – chodź tu do mnie – przytuliłam ją.
- O lody idą! – ucieszyła się.
- No to smacznego.  – zabrałyśmy się za deser.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to dla niej tak naprawdę żyje, że to dla niej pracuje. To dla niej jestem. To ona trzyma mnie przy życiu. Jeśli ona odejdzie to ja razem z nią – pomyślałam w pewnym momencie.
- Jak zjemy to musimy powoli wracać wiesz?
- Dobrze.
Po 10 minutach nasze pucharki były puste. Zapłaciłam i wyszłyśmy. Wstąpiłyśmy jeszcze do sklepu z zabawkami. Kupiłam małej misia. Dotarłyśmy na miejsce przed kolacją.
- Do zobaczenia mała, trzymaj się! – uściskałam ją mocno.
Pokiwałam na pożegnanie i wyszłam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się już w mieszkaniu. Po niecałej godzinie dotarłam do Milkshake City. Szybko poleciałam na górę i padłam na lóżko.  Ryczałam jak małe dziecko. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego takie małe niewinne dziecko musi tak cierpieć. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że jeśli nie zdobędę tych pieniędzy, to ona zniknie. Płakałam cały czas, w końcu zasnęłam.

_________________________________________________________________________________

To juz 11 rozdział. Mamy nadzieję, że Wam się spodobał. 
A no i co do ostatniej notki: Jak pisałyśmy wcześniej, Wasze prośby będą jak najbardziej spełniane, przynajmniej będziemy się starały, żeby  tak wyszło. Ale musicie wiedzieć też to, że my piszemy rozdziały z lekkim wyprzedzeniem, więc jeśli pod danym rozdziałem pojawi się jakaś prośba, to będzie ona spełniona dopiero po jakiś kilku postach. 
Także nie zniechęcajcie się i piszcie! ;)
Na następny rozdział musicie poczekać do czwartku. 
Bye, Directioners
xoxo

PS.  W komentarzach niektórzy piszą do nas w liczbie pojedynczej. Więc na przyszłość: JESTEŚMY DWIE! (Agata i Zuzia).


7 komentarzy:

  1. całkiem ciekawy rozdział ;) mam taki pomysł niech Liz adoptuję małą Amy to by było świetne ;D pozdro ~ Daria♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Z resztą jak cały blog :) Dopiero zaczęłam czytać to opowiadanie ale chętnie jeszcze tutaj wpadnę :P
    Weny życzę i zapraszam do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawy rozdział, fajnie że chłopcy się pojawią i te relacje między Liz i Liamem .. aaawww *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. kurde cały dzień czekałam na ten rozdział xD ale muszę przyznać że zajebisty ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Look so good ;) congratulations macie już ponad 1000 wyświetleń :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie ^^
    Zajrzysz i liczę na komentarz ?? jednospojrzenieonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń